Artykuły

Jestem fatalnym materiałem na idola

- W którymś momencie byłem sfrustrowanym aktorem serialowym. Grałem w kilku tasiemcach, zarabiałem sporo pieniędzy, wynajmowałem mieszkanie, byłem popularny. Przekonałem się, że taki status aktora nie daje mi żadnej satysfakcji - mówi warszawski aktor MARCIN DOROCIŃSKI.

Jan Bończa-Szabłowski: W czym pana zdaniem tkwi sukces "PitBulla"?

Marcinem Dorociński: Siłą "PitBulla" jest jego szczerość. Opisuje rzeczywistość, w którą wielu ludziom trudno uwierzyć. Reżyser Patryk Vega w pracy z nami okazał się świetnym psychologiem. Miał znakomite podejście do aktorów, poobdzierał nas ze wszelkich osłonek, zahamowań. Dotarł do tej sfery osobowości, o którą sami byśmy się nie podejrzewali.

Przyjmował pan wszystkie sugestie bez sprzeciwu?

- Wielokrotnie się buntowałem. Na początku miałem wrażenie, że realizacja kilku jego pomysłów nie ma sensu albo może doprowadzić do obciachu. A tego bałem się najbardziej. Z czasem nabierałem do niego coraz większego zaufania. Zrozumiałem, że jeśli coś robi się z pełnym przekonaniem i bardzo szczerze - wtedy jest szansa, że się uda.

Podobno dla potrzeb filmu nie tylko zgodził się pan na sarmacką fryzurę, ale i na spiłowanie zdrowego zęba.

- Fryzura i spiłowany ząb były niczym w porównaniu z rozbieraną sceną. Tu miałem największe opory. Bardzo trudno było mi się rozebrać się przed obcymi ludźmi, czyli aktorką i ekipą. Nie mam natury ekshibicjonisty i nagość uważam za rzecz bardzo intymną. Ze spiłowaniem zęba poszło znacznie prościej. Więcej - to właśnie usunęło blokadę wmyśleniu o postaci Despera.

Pańscy bracia, którzy są policjantami, dawali jakieś wskazówki?

- Przede wszystkim Patryk dał mi kasety z cyklem dokumentalnym "Prawdziwe psy", który nakręcił wcześniej o pracy policji. Kilka razy miałem też okazję jeździć z policjantami na akcję. Widziałem, jak podczas zatrzymywania przestępców wywiązała się bójka i stąd pomysł z połamanym zębem.

Czego nauczył pana filmowy Despero?

- On ma cechy, które są mi obce, czyli pewność siebie i zawadiackość. Choć w nowych odcinkach wydaje się bardziej stonowany, spokojniejszy. Zmienił fryzurę i wstawił sobie ząb. Czyli trochę się ucywilizował. A wszystko pod wpływem kobiety.

Czego obawiał się pan najbardziej, idąc na casting do "PitBulla"?

- Rola Despera tak bardzo mi się podobała, że bałem się, iż na zdjęciach próbnych będę tak spięty, że przeszarżuję i w efekcie wypadnę jak ostatni łamaga. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

Lubi pan pomagać losowi?

- Stosuję niezmiennie zasadę, która mówi "Mój plan to nie mieć planu". Moi rodzice nauczyli mnie pewnej pokory. Tego, że nie należy w życiu rozpychać się łokciami ani zbyt wiele spodziewać się od losu. Raczej czekać spokojnie na to, co sam przyniesie. Tę zasadę niełatwo stosować akurat w aktorstwie, ale można dzięki niej uniknąć wielu stresów. A zawód, który uprawiam, daje mi wciąż wielką frajdę.

Kiedy kończy się szkołę teatralną, ma się pewną łapczywość na role. Pan zaś dostał niemal od razu zimny prysznic...

- Myśli pan o filmie "Krugerandy", czyli opowieści o młodych ludziach z miasteczka, którzy wkraczają w dorosłość? Przypadek tego filmu rzeczywiście uczy pokory. To był mój debiut. Wszyscy byliśmy przekonani, że robimy coś wyjątkowego, a potem okazało się, że kinowa premiera filmu z jakichś powodów jest wstrzymana. A potem nadano go w telewizji właściwie bez zapowiedzi i przed północą. Tym bardziej ucieszył mnie pewien chłopak, który zaczepił na ulicy i pogratulował roli, bo dla nas, początkujących aktorów, ten film był rzeczywiście czymś ważnym.

Bohaterowie tej opowieści stawali przed dylematem: wybrać uczciwość czy pieniądze. Podobne myślenie miał także pański bohater w filmie "Barbórka" z cyklu "Święta polskie".

- To był jednak nieco inny wybór. W "Krugerandach" bohaterowie zastanawiali się, czy zostać biednymi, ale uczciwymi, czy dla pieniędzy i perspektywy lepszego życia wkroczyć na drogę przestępstwa. W "Barbórce" było inaczej. Jakub Skowerski, młody aktor, postanowił w którymś momencie iść w życiu na skróty. Odłożył ambicje na bok, przyjmował role w serialach, reklamach, prowadził popularne imprezy. Dzięki temu miał pieniądze, popularność i sławę. Jedynym jego marzeniem było jednak przekonać publiczność, że stać go na coś więcej, że potrafi być naprawdę dobrym aktorem.

A nie miał pan nigdy dylematów Skowerskiego?

- Przeżyłem je na własnej skórze. W którymś momencie byłem przecież takim sfrustrowanym aktorem serialowym jak on. Grałem w kilku tasiemcach, zarabiałem sporo pieniędzy, wynajmowałem mieszkanie, byłem popularny. I myślę, że gdyby trwało to jakieś pięć lat, miałbym siebie dość. Być może nawet zerwałbym z tym zawodem, który tak bardzo kocham. Bo przekonałem się, że taki status aktora nie daje mi żadnej satysfakcji. Na szczęście dla mnie te seriale nie okazały się hitami, więc ich produkcję zakończono. Widocznie tak miało być. Oczywiście nie oceniam aktorów grających w telenowelach, bo różnie w życiu się zdarza. Mnie jednak granie w tasiemcach usypia, nie jestem wówczas w stanie wykrzesać z siebie czegoś nowego, twórczego. I tyle.

Pańska filozofia życiowa, by nie rozpychać się łokciami, lecz spokojnie czekać na ciekawą rolę, chyba się sprawdziła. Jest pan laureatem Nagrody im. Zbigniewa Cybulskiego przyznawanej najzdolniejszym młodym aktorom. Czy to wyróżnienie zmieniło coś w pańskim życiu?

- Dało mi wielką satysfakcję, bo kiedy się o niej dowiedziałem, przed oczami przeszły mi wszystkie znane mi filmy z udziałem tego kultowego aktora. Ale ponieważ mam dość sceptyczny stosunek do wszelkich nagród i wyróżnień, nie spodziewałem się po niej zbyt wiele. Niektórym pewnie wyda się to dziwne, ale ta nagroda nie spowodowała większego zainteresowania moją osobą. Przez pół roku nie otrzymałem żadnej propozycji w teatrze czy filmie.

Ale właśnie po Nagrodzie im. Cybulskiego i roli w "PitBullu" stał się pan idolem młodych. Świadczą o tym choćby wpisy internetowe pańskich fanów...

- To miłe, ale jestem naprawdę fatalnym materiałem na idola. Choć interesuję się muzyką, nie lubię chodzić na koncerty, bo przeraża mnie tłum. Decydując się na aktorstwo, wiedziałem oczywiście, że nie będę uprawiał tego zawodu w ciemnym pokoju, jedynie dla siebie, że fajnie jest mieć widzów. Bardzo lubię ludzi. Drażni mnie jednak blichtr i gra pozorów. Rzadko chodzę na bankiety. Jeśli chcę się spotkać z kolegami, nie muszę tego robić w blasku reflektorów, by potem trafiać do fotoreportaży w kolorowych magazynach. Przeraża mnie zjawisko paparazzich, którzy śledzą każdy krok osób publicznych. To jest ten rodzaj popularności, która zupełnie mnie nie podnieca.

Mówimy o pańskich rolach filmowych, ale nie wszyscy wiedzą, że w warszawskim Teatrze Dramatycznym miał pan okazję pracować z czołówką polskich reżyserów. Jak wspomina pan pracę z Krystianem Lupą?

- To są doświadczenia, które cenię najbardziej. Praca z Krystianem sprawia wielką frajdę. Każdy aktor ma swoje przyzwyczajenia, pewne gesty, miny, numery, które nawet nieświadomie powtarza, gdy nie czuje nad sobą ręki reżysera. Z Krystianem jest zupełnie inaczej. Przez wiele miesięcy prób dochodzi się do nowych pokładów własnej osobowości i wrażliwości, odkrywa zupełnie nową jakość w swoim aktorstwie. Lupa nie znosi fałszu. Człowiek, grzebiąc we własnym dzieciństwie, odkrywając w sobie często rzeczy wstydliwe, staje się maksymalnie szczery.

W teatrze zaczynał pan bardzo obiecująco. Jeszcze w szkole teatralnej nagroda za Kreona w "Antygonie", potem w telewizji Krystyna Janda obsadziła pana w roli głównej w "Cydzie", a w macierzystym Dramatycznym grał pan w spektaklach Jarzyny, Miśkiewicza, Lupy, Warlikowskiego. A od kilku lat przerwa.

- Nie mam na to wpływu. Pozostaje mi czekać i wierzyć, że coś się zmieni. Nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe. Wiem coś o tym, bo z pierwszego zawodu jestem technikiem obróbki skrawaniem. Kiedy miałem praktyki w FSO, pamiętam, jak dogniatałem wały korbowe z pełnym poświęceniem. Nie sądzę jednak, by jakiś właściciel poloneza pochwalił mnie, że świetnie dogniotłem wał korbowy w jego samochodzie. Kiedy dobrze zagram rolę, mogę liczyć na uznanie i sympatię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji