Artykuły

Gwiazdorska terapia

Na szczęście udział gwiazd nie ogranicza się w tym przypadku tylko do bycia na scenie - o "Terapii Jonasza" w reż. Jacka Bończyka i Jarosława Stańka w Teatrze Rozrywki w Chorzowie pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Podobno "Terapia Jonasza" w Teatrze Rozrywki w Chorzowie to spektakl o depresji. I początkowo rzeczywiście tak to wygląda. Główny bohater - Jonasz, od pół roku nie wychodzi z domu. W żaden sposób nie kontaktuje się ze światem zewnętrznym; nie używa telefonu, internetu, a jedyne, co ma do powiedzenia bliskim, to: "Zostawcie mnie w spokoju". Ale finał przedstawienia sieje ziarno niepewności - czy aby na pewno? Bo oto dzięki swojej "depresji" Jonaszowi udało się ponownie połączyć rozwiedzionych rodziców i diametralnie zmienić życie bliskich (na lepsze, oczywiście). To zakończenie każe nam się domyślać, że cała depresja Jonasza była mistyfikacją. W ten sposób autorzy osłabiają założony przez nich przekaz i zamiast przekonać nas, że warto pochylić się nad osobą w depresji, będziemy się zastanawiać, czy to rzeczywiście depresja, czy tylko manipulacja najbliższym otoczeniem, próba osiągnięcia szlachetnych celów przez szantaż emocjonalny.

"Terapia Jonasza" jest autorskim spektaklem Jacka Bończyka - aktora i Zbigniewa Krzywańskiego - byłego gitarzysty Republiki. Bończyk napisał scenariusz, teksty piosenek, wyreżyserował spektakl i zagrał w nim podwójną rolę Narratora i tytułowego Jonasza, Krzywański napisał lekko psychodeliczną muzykę, stylistycznie podobną do twórczości Franka Zappy oraz wcześniejszych dokonań Krzywańskiego w Republice. Muzyka Krzywańskiego daje aktorom możliwość zaprezentowania zróżnicowanych środków wyrazu oraz podkreśla depresyjno-paranoiczny nastrój sztuki, sprawiając, że często czujemy się jak pacjenci szpitala psychiatrycznego. Ten nastrój podkreśla także choreografia Jarosława Stańka oraz kostiumy Katarzyny Nesteruk, która jest także autorką scenografii budującej nastrój nieustannego zamknięcia, osaczenia, a także pewnej surrealności. Na scenie zostały zbudowane klatki dla zespołów: muzycznego i wokalnego, zaś w centrum przestrzeni znajduje się pokój głównego bohatera, którego ośrodkiem jest fotel dentystyczny zajmowany przez Jonasza i ekran, z którego przemawia do nas Narrator. Całość została okraszona surrealistycznymi elementami - szafą, w której przesiaduje Ojciec (Piotr Machalica) czy też zawieszonym w powietrzu rowerem - i uzupełniona trawą zalegającą podłogę i ściany sceny. Ten zielony akcent sprawia, że ta przygnębiająca przestrzeń staje się bardziej znośna.

W całym przedstawieniu razi nadmierne wykorzystanie środków filmowych. Szkoda, że rola Jacka Bończyka jako Narratora ogranicza się do nagrania telewizyjnego zajmującego sporą część przedstawienia i odśpiewania dwóch piosenek Jonasza. Obsadzenie jednego aktora w dwóch rolach nastręcza pewnych trudności technicznych, ale przy odrobinie wyobraźni można znaleźć ciekawe rozwiązania. A tutaj realizatorzy poszli na łatwiznę. Szkoda.

Oprócz muzyki, spektakl zachwyca kilkoma kreacjami aktorskimi. Prym wiedzie, fenomenalna jak zawsze, Elżbieta Okupska w roli Matki Jonasza i debiutująca jako aktorka Renata Przemyk w roli Hortensji, żony Jonasza. Obie panie stworzyły wyraziste postacie zdecydowanych kobiet walczących o wpływy nad Jonaszem, obie zademonstrowały swoje największe atuty: Przemyk - magnetyczny głos, Okupska - równie charyzmatyczny wokal i zdolność do tworzenia ról charakterystycznych (szczególne brawa za przemówienie). Dobrze wypada także Piotr Machalica w roli Ojca - bibliofila-pijaka, milczącego niczym Felicjan Dulski. Jednak Machalica przestaje być Dulskim w trakcie jedynej swojej piosenki, w której swym niskim głosem rozstawia wszystkich po kątach i jako jedyny wykazuje zrozumienie dla Jonasza. Podobać się może także Jacenty Jędrusik, któremu udało się wykreować komiczną postać Księdza Piórko, łamiącą panujący w Polsce wizerunek duchowieństwa i ukazując ludzkie przywary przedstawicieli tej "branży". Jędrusik świetnie portretuje księży-fanatyków o podwójnej moralności, tak hołubionych przez niektórych polityków. Natomiast Maria Meyer jako Pani Doktor i Robert Talarczyk w roli Wuja Wiecha nie zaprezentowali chorzowskiej publiczności nic, czego by już wcześniej w ich wykonaniu nie widziała. Powielanie schematu jednej roli razi zwłaszcza w przypadku Marii Meyer, aktorki obdarzonej przecież niebywałymi możliwościami wokalnymi.

Chorzowską "Terapię Jonasza" można nazwać przedstawieniem gwiazdorskim. Co więcej, tym razem udział gwiazd nie ogranicza się tylko do bycia na scenie, co zdarza się nader często, ale jest jak najbardziej uzasadniony przez kreacje, które stworzyły. Gwiazdy - te chorzowskie i warszawskie - na pewno przyciągną widzów do Teatru Rozrywki. I nic dziwnego, bo tym razem naprawdę warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji