Artykuły

Kształt rzeczy po angielsku

"Shape Of Things" w reż. Penny Shefton Maybe Theatre Company w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

W oczach Jenny uwodzącej Adama kryją się emocje niemal namacalne. To najmocniejsza scena nowego spektaklu Maybe Theatre Company.

Studencka grupa teatralna z Trójmiasta, która od lat przygotowuje spektakle w języku angielskim, zaprezentowała w ten weekend swą najnowszą produkcję: "The Shape of Things". Sztuka LaBute'a, na której oparte jest to przedstawienie, to świetny tekst. Kiedy słucha się go w oryginale, jest to jeszcze wyraźniejsze niż w przypadku polskiego tłumaczenia. Artyści Maybe Theatre Company mieli więc ułatwione zadanie - bo w wielu momentach tekst niósł się w zasadzie sam. Z drugiej strony - ciążyła na nich spora odpowiedzialność: wydobyć wszystkie niuanse i sensy tej wielopłaszczyznowej sztuki. I na wielu poziomach udało im się uzyskać ten efekt. W otoczeniu rzeźb studentów gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych aktorzy toczą debatę o granicach sztuki oraz powinnościach i ograniczeniach artysty. W zarysowanym wyraźną kreską czworokącie towarzysko-miłosnym badają, jak daleko można się posunąć w poszerzaniu definicji takich pojęć, jak przyjaźń, lojalność, a przede wszystkim: wierność. W umownej scenografii amerykańskiego campusu wyraziście rozgrywają małomiasteczkowe kompleksy, ujawniające się w całej swej jaskrawości w obliczu konfrontacji z przybyszem z wielkiego miasta.

Tę mnogość tematów udało się rozegrać za pomocą obfitości środków i narzędzi scenicznych rzadko spotykanej podczas spektakli grup, było nie było, amatorskich. Jest więc w tym spektaklu po pierwsze sporo bardzo przyzwoitego aktorstwa. Na szczególne wyróżnienie zasługują obie role kobiece: zarówno bardzo bogata, choć jednocześnie ciut nierówna, kreacja Justyny Burzyńskiej jako Evelyn, jak i rola Izabeli Bieszk, niezwykle przekonująco wcielającej się w zahukaną prowincjuszkę, Jenny. To właśnie do niej należy jeden z najmocniejszych, pod względem aktorskim, momentów tego spektaklu - gdy nie do końca świadomie uwodzi Adama, dając się jednocześnie ponieść tłumionej przez lata fascynacji jego osobą. Sposób, w jaki Bieszk patrzy na grającego Adama Konrada Daniela, jest naprawdę wymowny, a uczucia, jakie wygrywa samym spojrzeniem i powolnym przybliżaniem się do niego - wyraziście prawdziwe.

Po drugie - reżyserka spektaklu, Penny Shefton, nie bała się odejść od inscenizacyjnej sztampy: spektakl rozgrywa się w przestrzeni dalekiej od tradycyjnej, prostokątnej sceny, widzowie śledzą akcję przenoszącą się dynamicznie do kolejnych jej zakamarków. Choć czasem powoduje to pewien realizatorski bałagan - za sprawą wnoszenia i wynoszenia mebli spektakl momentami nieco traci tempo, ale i tak jest bardzo dynamiczny i zaskakujący. Shefton nie boi się też wykorzystać technologii multimedialnych: wideo, rzutnika, projekcji materiałów wizualnych z laptopa.

Efekt tych wszystkich zabiegów jest taki, że artystom z Maybe Theatre Company, mimo wielu wcześniejszych realizacji sztuki LaBute'a, zarówno scenicznych, jak i ekranowych, udało się stworzyć jej nowy, oryginalny kształt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji