Artykuły

300 kilometrów nie straszne

- Moje ulubione role? Staram się zaprzyjaźnić ze wszystkimi moimi postaciami, ale głęboko w sercu mam te ze spektakli "Noc Helvera", "Roberta Zucco", "Portugalia" - mówi KATARZYNA WĘGLICKA, aktorka Teatru Polskiego w Poznaniu.

Katarzyna Węglicka [na zdjęciu]: Mąż - z zawodu ekonomista, absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Berlinie. Przez czternaście lat prowadził kampanie reklamowe dużych koncernów - wypromował wiele znaczących marek. Jak o nim mówią: niemiecka precyzja, hiszpański temperament.

Robert Gruszczyński: Żona jest aktorką Teatru Polskiego w Poznaniu. Czasami bez uprzedzenia zakradam się na widownię, aby na nią popatrzeć z daleka. Jest wspaniałą matką dwóch naszych synów: 13-letniego Janka i 10-letniego Stasia.

Studentka Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi - Katarzyna Węglicka i student Wydziału Produkcji tej samej uczelni - Robert Gruszczyński zupełnie przypadkowo spotykają się podczas etiudy filmowej. To był początek znajomości...

Żona: - 20 maja minie dziewiętnaście lat, odkąd się poznaliśmy, a siedemnaście jak jesteśmy małżeństwem. Po dwóch miesiącach zamieszkaliśmy razem, choć dobrze poznaliśmy się chyba dopiero podczas wyjazdu do Meksyku. Dość ekstremalne warunki dwumiesięcznego pobytu w obcym kraju sprawiły, że dotarliśmy się jako para. Okazało się też, że mamy zupełnie odmienne temperamenty.

Mąż: - Dobraliśmy się na zasadzie przeciwieństw i pewnie na tym polega sukces naszego małżeństwa.

Po studiach od razu dostała pani angaż do Teatru Nowego w Łodzi, gdzie przepracowała dwa lata. Dla młodej aktorki był to chyba dobry początek kariery. Pomimo tego zdecydowała się pani wyjechać do Warszawy, za mężem.

Żona: - Robert skończył studia, zrobił kilka ciekawych filmów dokumentalnych: o Lemie, Dedycjuszu, Tadeuszu Nowakowskim, miał też na swoim koncie współpracę produkcyjną przy filmie Rolanda Emmericha "Moon 44" w RFN i kilku fabuł w Łodzi, ale branża filmowa uległa w 1991 roku załamaniu. Dostał propozycję pracy dla austriackiej agencji reklamowej w Warszawie i nie było co się zastanawiać, wyjechaliśmy z Łodzi. Nie znalazłam pracy w teatrze, skończyłam studia podyplomowe na dziennikarstwie z fotografii prasowej. Urodził się Janek, potem na świat przyszedł Staś. Trzeba było podjąć decyzję. Czy nadal chcę być panią domu, czy coś zmienić w swoim życiu? Okazało się, że nie potrafię siedzieć w domu. Lubię, jak coś się dzieje i cały czas mam nowe pomysły na życie. Choć rodzina jest dla mnie na pierwszym miejscu, bardzo tęskniłam za sceną.

Czy Poznań, rodzinne miasto pana Roberta, jest miejscem, gdzie chcielibyście pozostać na stałe?

Żona: - Urodziłam się w Szczecinie, wychowałam w Pile, na studia pojechałam do Łodzi, kilka lat mieszkałam w Warszawie, teraz jest Poznań. Mieszkaliśmy już w tylu miejscach, że trudno powiedzieć, gdzie będziemy za tydzień.

Mąż: - Na pierwsze studia wybrałem Berlin, pracowałem w wielu miastach całej Europy. Ale moje miejsce na ziemi jest tam, gdzie jest moja rodzina.

Jak wygląda codzienność?

Mąż: - Plan był taki, że przez rok, może dwa, będziemy mieszkać oddzielnie, a wyszło z tego jedenaście lat. W1998 roku Kasia dostała pracę w Teatrze Polskim, z czego się bardzo ucieszyłem, bo mogła zacząć realizować się zawodowo. Bez pomocy rodziny, szczególnie naszych mam nie byłoby to jednak możliwe. Zdarzało się, że żona z domu wychodziła o 7 rano, a wracała o 23. Przed południami grała w spektaklach dla dzieci - na przykład "Pchłę Szachrajkę" lub "Pinokia", potem miała próby w teatrze, wieczorem spektakle, a po nich jeszcze kabaret. Teraz jest chyba trochę łatwiej, bo synowie są starsi i mają swoje zajęcia: chodzą do szkoły muzycznej, uczą się języków obcych, uprawiają sport.

Żona: - Mąż do Poznania przyjeżdża na weekendy. Czasami jeżdżę do Warszawy na plan zdjęciowy do serialu: "Pogoda na piątek". To prawda, że brakuje mi jego obecności na co dzień, ale wraz z jego przyjazdem wiem, że jest tylko "dla nas". W soboty i niedziele mąż nigdy nie pracuje, choć ja czasami gram w teatrze.

Mąż: - 300 kilometrów, które nas dzieli, to tak naprawdę trzy godziny jazdy pociągiem. Blisko i jednocześnie daleko. Nawet nie mamy czasu się pokłócić.

Czy udało się kiedyś pracować razem?

Żona: - Tylko raz. W 1989 roku podczas realizacji szkolnego filmu "Goście weselni", którego Robert był producentem, a ja zagrałam w nim rolę Panny Młodej. Robert był wobec mnie bardzo surowy. Dowiedziałam się wtedy, że jest bardzo wymagający wobec siebie i innych.

Mąż: - Żonę traktowałem tak samo jak każdego innego członka ekipy.

Żona: - Nigdy niczego mi nie ułatwiał, co wyszło mi tylko na dobre. Dzięki temu wiem, że cokolwiek osiągnęłam, jest zasługą tylko mojej ciężkiej pracy.

Mąż: - Mamy jeszcze jedno wspomnienie z tego okresu. Na planie filmu pełniłem wiele różnych ról, byłem między innymi fotosistą i zrobiłem swojej żonie kilka zdjęć. Co się okazało? Po wielu latach zobaczyłem jej fotografie mojego autorstwa zupełnie przypadkowo w tygodniku "Der Spiegel".

Czy mąż bywa krytyczny wobec pani ról aktorskich?

Żona: - Czasami coś delikatnie zasugeruje, choć zawsze bardzo mnie wspiera. I po każdej premierze dostaję od niego róże.

Pana ulubione role aktorskie żony.

Mąż: - Niektóre spektakle widziałem po kilka razy. W teatrze lubię rolę Karli w "Nocy Helvera", za którą dostała kilka znaczących nagród na festiwalach teatralnych. W filmie: Kasię w "Naprawdę krótkim filmie o miłości, zabijaniu i jeszcze jednym przykazaniu". Aktorstwo żony oceniam po tym, na ile mogę ją rozpoznać na scenie. Jeżeli mam z tym problemy, to domyślam się, jak wiele musiała włożyć pracy w przemianę.

Zgadza się pani z mężem?

Żona: - To prawda, że w przypadku trudnych zadań przed premierą jestem napięta do granic możliwości. Moje ulubione role? Staram się zaprzyjaźnić ze wszystkimi moimi postaciami, ale głęboko w sercu mam te ze spektakli "Noc Helvera", "Roberta Zucco", "Portugalia", a także "Wieczór kawalerski" i "Okno na parlament".

Plany, marzenia...

Żona: - Aby moje nowe przedsięwzięcie artystyczne - Kabaret "Złota Pantera", który pod koniec maja będzie miał swoją premierę w "Oborze", znalazło swoich entuzjastów. Prywatnie? Żebyśmy z mężem ciągle mieli sobie coś do powiedzenia. By z rozrzewnieniem, po latach wspominać nasze pierwsze spotkanie w Łodzi. By dzieci były kochane, takie jakie są i zdrowe. Byśmy nadal mieli szczęście do życzliwych ludzi, których wokół nas nigdy nie brakuje.

Mąż: - Jak każdy mężczyzna po czterdziestce, marzę o zdrowym sercu i dobrej kondycji. Co do planów zawodowych, to w czerwcu czeka mnie wyjazd do Rzymu, gdzie będę prezentował pomysł na serial dokumentalny dotyczący historii Europy od V wieku. Mam nadzieję, że na konferencję uda mi się pojechać z żoną. Moim podstawowym marzeniem jest mieć szczęśliwą rodzinę. Aby dzieci wyrosły na przyzwoitych, wykształconych ludzi... Chcemy żyć bez blichtru, cieszyć się każą chwilą, mieć czas dla siebie i przyjaciół.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji