Kraków. Wiersze dla Haliny Jarczyk
Wczorajszy 202. Krakowski Salon Poezji nosił tytuł "Nasza matka Halina", bo też nawiązał do sobotniego Dnia Matki, acz przewrotnie i zabawnie, nie wprost. Bo też owa Halina, czyli Halina Jarczyk, której ów poranek dedykowano, zbyt wesołą i temperamentną jest osóbką, by mogło być inaczej.
Wystarczy przywołać Haliny Jarczyk dokonania w Teatrze STU albo podczas recitali Beaty Malczewskiej czy Janusza Radka, którym towarzyszy ze swymi skrzypcami. Oczywiście bywa Halina Jarczyk i w pełni serio, gdy prowadzi koncerty utworów Jana Kantego Pawluśkiewicza czy gdy pełni rolę kierownika muzycznego Teatru im. J. Słowackiego. Ale w sumie to kobieta, której charakter w pełni oddaje tytuł mojego z nią wywiadu "One woman show".
Wczoraj skrzypce odłożyła na bok, prezentując to swe zdolności taneczne - wspólnie z Janem Kantym P., który znakomicie odśpiewał swój przebój "Jak kania dżdżu", to wokalne (wykonując tango Piazzolli z tekstem Anny Burzyńskiej), to pantomimiczne, gdy partnerowała Andrzejowi Biegunowi w arii Jontka wyznającego "o, Halino, o jedyna, dziewczyno moja...".
Oczywiście, jak na Salon Poezji przystało, były i wiersze, ale przewrotnie nie o mamach, ale o muzyce - Baczyńskiego, Brzechwy, Gałczyńskiego, Kerna, Lechonia, Moczulskiego, Szekspira, Tuwima, Załuckiego. A czytali Anna Dymna, Józef Opalski i Tomasz Wysocki. Muzycznie też był dostatek, jako że grali Dorota Imiełowska z synem Łukaszem Pawlikowskim na wiolonczelach, Renata Żełobowska-Orzechowska i Jacek Bylica na fortepianie (był nawet duet na cztery ręce), i jeszcze Jacek Hołubowski na akordeonie.
Było zatem śmiesznie, zabawnie, ale i lirycznie. Bo też taka jest "Nasza matka Halina", co i to i babcią jest już takoż.
A w najbliższą niedzielę niech mamy i babcie zabiorą na salon dzieci - tym razem ich święto i dla nich wiersze.
Na zdjęciu: Halina Jarczyk na próbie 'Opery za trzy grosze".