Świetny monodram Janusza Stolarskiego
"Ecce Homo" w reż. Janusza Stolarskiego w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Monodram Janusza Stolarskiego ma już kilkanaście lat. Aktor objechał z nim wiele festiwali i zebrał wór nagród. W pełni zasłużenie. Dlatego dobrze, że słynne przedstawienie trafiło do repertuaru warszawskiego Teatru Studio.
"Ecce Homo", autobiograficzna książka Fryderyka Nietzschego, ostatnia wydana za życia autora, nie należy do łatwych lektur. Dzisiejszego czytelnika może zniechęcać prowokacyjna forma, w jakiej niemiecki filozof anonsuje światu swą wyjątkowość, oraz manieryczny język przekładu Leopolda Staffa. Tym bardziej cieszy wykonanie utworu przez Stolarskiego, który z tej myślowej galopady precyzyjnie i jasno wyciąga istotę rzeczy. Trafnie - na poły ironicznie - interpretuje bijący pod niebiosa egotyzm autora. Dość przytoczyć tytuły rozdziałów "Ecce Homo": "Dlaczego jestem tak mądry", "Dlaczego jestem tak światły", "Dlaczego tak dobre piszę książki", "Dlaczego jestem przeznaczeniem". W lekturze nie sposób takich oświadczeń brać na serio. Na scenie - paradoksalnie - brzmią jak oczywistość.
Portret popadającego w obłęd geniusza Janusz Stolarski kreśli najprostszymi środkami. Do pomocy ma skrzynię, która stanie się wielofunkcyjnym rekwizytem. Będzie jej używał jako łóżka, stołu, biurka, szafy, schowka, trumny.
Równą wagę nada rozważaniom o właściwym odżywianiu i buntowniczej krytyce filisterskich obyczajów rodaków. Obok wysławiania mocy rozumu, która pozwala człowiekowi przezwyciężać ograniczenia ciała, kąśliwymi słowami piętnuje czytelników książek otwartych jedynie na obce myśli, by, przypadkiem, własnych nie dopuścić dogłosu. Zapamiętuje się w uszczypliwościach pod adresem instytucji religijnych, które w celu pozyskania kolejnych wiernych traktują Boga instrumentalnie.
Dotkliwie bolesne prawdy Nietzschego nie miałyby tej siły wyrazu, gdyby nie wspaniała interpretacja Janusza Stolarskiego. W luźnej koszuli z długimi rękawami bardziej niż myśliciela przypomina błazna lub szaleńca.
Ów ironiczny nawias sprawia, że bogaty w znaczenia tekst Fryderyka Nietzschego brzmi niebywale współcześnie i nadal porusza aktualnością.