Tiramisu nasze powszednie
"Tiramisu" jest antykobiece! Nie! "Tiramisu" doskonale pokazuje obłudę i cynizm ludzi dążących do sukcesu! Aż tak wielkich emocji nie spodziewaliśmy się, kiedy do rozmowy o współczesnej Polce po premierze "Tiramisu" Joanny Owsianko zaprosiliśmy czworo znawców tematu (pardon: trzy znawczynie i znawcę). Tymczasem dr Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka i Hanna Samson pokłóciły się z prof. Ireneuszem Krzemińskim o tożsamość Polek i język, jakim należy ją opisywać. "Tiramisu" grane od marca kompletami w warszawskim Buffo, opowiadające historie siedmiu młodych dziewczyn z agencji reklamowej, okazało się doskonałym poligonem dla tego sporu
FOYER: Przysłuchując się różnym medialnym i politycznym dyskusjom o sytuacji kobiety we współczesnej Polsce, mam wrażenie, że rozumiem coraz mniej. Może dlatego tak zaskoczyło mnie słowo "wulgarne , jakiego pani Szczuka użyła w rozmowie ze mną po obejrzeniu spektaklu. KAZIMIERA SZCZUKA: Wytłumaczę. Żyjemy w czasach takiego niby-zielonego światła dla feminizmu, dla "kobiecizmu" czy wręcz "kobietocentryzmu" w Polsce, w sensie jednak głównie konsumerystycznym, w sensie zaspokajania powierzchownego kobiecego pożądania "modnisiowo -pięknościowego ".
W tym właśnie ujawnia się cała ogromna różnica między nami a takimi krajami, w których emancypacja kobiet rzeczywiście się dokonała. W tej różnicy widzę główny mankament "Tiramisu". Tę cienką różnicę między językiem wyzwolonego pożądania znanym np. z "Monologów waginy" a farsą, z którą mamy do czynienia w "Tiramisu". Jeśli, używając wyspecjalizowanych narzędzi analizowania kultury z kategorii gender, ustalimy tę różnicę, wtedy zrozumiałe stanie się użycie słowa "wulgarne". Inaczej mówiąc, dziewczyny z "Tiramisu", które mająbyć niczym Bridgetjones czy bohaterki "Monologów waginy", czy "antytestosteronówki", okazują się aktorkami z "Seksmisji". Tylko, że "Seksmisja", jakby nie była mizoginiczna, jest świetną i przezabawną komedią, a "Tiramisu" - popłuczyną po urynkowionym, konsumerystycznym "wyzwoleniu" kobiet...
PROF. IRENEUSZ KRZEMIŃSKI: ...dlaczego popłuczyną?
I skąd to porównanie do "Seksmisji", która była głównie wielką metaforą, a wątek kobiecy był w niej drugorzędny, podobnie zresztą, jak w "Tiramisu"? Oczywiście, że rzecz się dzieje wśród kobiet, i polska kobieta, pewien typ polskiej kobiety, jest tu pokazany bardzo dobrze.
KSZ: Jaki typ?
HANNA SAMSON: Raczej stereotyp.
IK: Właśnie taki typ, jaki pracuje w takich agencjach reklamowych! No, widzę, że będzie scysja między socjologią a ideologią...
KSZ: Ta subtelna różnica...
IK: Między czym a czym, ta subtelna różnica?
KSZ: Między "Monologami waginy", opowieścią o orgazmie kobiecym w wydaniu Elsner, a tym, co mamy u Owsianko. Różnica, podkreślam, subtelna, ale bardzo, bardzo znacząca. Nie chcę jednak, by ktokolwiek odniósł wrażenie, że "polskie feministki flekują "Tiramisu". Te dziewczyny włożyły w przedstawienie na pewno dużo pracy, umiejętności i dobrej woli, więc na pewno warto, by próbowały robić kolejne rzeczy.
F: Pani minister, pani natomiast po lekturze "Tiramisu" powiedziała mi, że nie widzi pani w tej sztuce punktu wyjścia do rozmowy o sprawach kobiet.
DR MAGDALENA ŚRODA: "Monologi waginy", które przypomniała Kazia, to jest ciekawy, feministyczny, genderowy dramat, a "Tiramisu" według mnie nie jest wogóle o kobietach. I nie bardzo nawet wiem, o czym jest.
KSZ: O tym, że agencja reklamowa jest po prostu burdelem.
F: A nie o cenie płaconej za sukces?
MŚ: To na pewno nie jest o kobietach. Jest wątek o orgazmach, ale w wersji żałosnej i smutnej. Zawsze faceci sobie takie rzeczy opowiadali, a tu opowiadają kobiety. To najbardziej powierzchowna warstwa feminizmu, która polega na wymianie ról.
KSZ: Dlatego mówiłam o "Seksmisji".
HS: Mnie też wydaje się tu bardziej na miejscu odwołanie się do "Seksmisji" niż do "Monologów waginy". Bo "Monologi" są próbą dotarcia do kobiecych doświadczeń, a "Tiramisu" jest antykobiece. Tu nie mamy żadnego realnego kobiecego doświadczenia, tylko prymitywny stereotyp kobiety wyzwolonej.
DC: Jeśli to stereotyp, to jakiś nowy stereotyp, bo ja jako socjolog jeszcze o takim nie słyszałem.
HS: Stereotyp polega na tym, że kobieta powinna siedzieć w domu i robić różne rzeczy, które są jej przypisane, a jak się z tego wyzwala, to szybko okazuje się, że tak naprawdę jest nieszczęśliwa. Bohaterki "Tiramisu" niby takie niezależne, a proszę, każda od czegoś uzależniona - od zakupów, od seksu - nie znają swoich prawdziwych potrzeb, a już na pewno nie potrafią ich zaspokajać. Na tym polega stereotyp "kobiety niezależnej" w naszym kraju - że tak naprawdę jej niema. Są nieszczęśnice, które próbują być mężczyznami, a płacą za to nieudanym życiem osobistym, pod maską sukcesu kryje się samotność i pustka. Zresztą cała ta sztuka oparta jest na stereotypach: jak kariera kobiety, to przez łóżko, jak mężczyzna zajmie się domem i dzieckiem, to natychmiast traci na męskości właśnie w oczach kobiet. Problem wałkowany w kobiecych pismach od dawna. Wszyscy wiedzą, że tak jest, tylko pokażcie mi tych, którzy to sprawdzili!
MŚ: Wszystkie bohaterki są tu płytkie.
DC: Tak właśnie, jak 90 proc. Ludzkości.
HS: W recenzjach wyczytałam, że w "Tiramisu" patrzymy z kobiecej perspektywy na świat agencji reklamowych. Nieprawda. Patrzymy z szowinistycznej perspektywy na kobiety w tym świecie.
DC: Cały ten kobiecy rejwach utwierdza mnie w tym, że ta sztuka jest niezwykle trafiona i daje wgląd w polską rzeczywistość. I bardzo mi przykro, szacowne feministki-intelektualistki, ale wymiar tego życiowego kobiecego sukcesu jest w tej sztuce niesłychanie prawdziwy. A nawet więcej. W prawdziwym życiu takie kobiety są znacznie bardziej wulgarne i bezwzględne.
Owszem, kiedy pierwszy raz czytałem tę sztukę, to wydawało mi się, że występująca tu licytacja na liczbę przeżytych orgazmów jest pewną przesadą. Ale życie mnie pouczyło, że jeśli jest to nawet przesada, która zresztą w sztuce ma prawo występować, to przesada szalenie realistyczna. Przecież one nie mówią prawdy, to oczywiste. One udają, grają te wyzwolone kobiety...
HS: No właśnie - stereotyp.
DC: Zaraz, zaraz. Żaden stereotyp, tylko bardzo głęboki wgląd w rzeczywistość. Pokazuje pewien sposób myślenia i pewien sposób bycia, który nie jest wcale taki wyjątkowy. Oczywiście, Owsianko mogłaby napisać o polskich mężczyznach i okazałoby się, jak wiele mamy tu zbieżności. Panie nie chcecie bowiem wziąć pod uwagę, że jeśli przyjrzeć się takim polskim grupom sukcesu, i w Warszawie, i w Mławie, i w Ciechanowie, znajdziecie tam takie osoby, takie kobiety, tak samo jak takich facetów, dla których dążenie do sukcesu z pokazaną tu całą bezwzględnością, co wy nazywacie łagodnie konsumeryzmem, jest rzeczywistą tkanką życia. I Owsianko bardzo dobrze to pokazuje. Doskonale pokazuje obłudę i cynizm ludzi dążących do sukcesu. I to jest naprawdę obraz kawałka Polski.
KSZ: Ja myślę, że albo piszemy sztukę o współczesnych kobietach, albo sztukę, która jest satyrą na środowisko ludzi sukcesu lub jeszcze bardziej specyficzne środowisko reklamy, nieprawdopodobne szpanowanie, pustka i ludzkie ambicje spełniane w końcu tylko w ten sposób, żeby kupować i posiadać.
MŚ: Przepraszam, ale czy to jest prawdziwy socjologicznie opis?
DC: Tak! I ja się dziwię, Magda, że nie dostrzegłaś wśród swoich studentów, co najmniej wśród połowy z nich, tego nakierowania na sukces i bezwzględnego dążenia do tego sukcesu. Ja takich widzę wokół siebie aż w nadmiarze.
KSZ: Czy tacy ludzie istnieją, czy nie, to jest inna sprawa. Można ich takimi zobaczyć. My jednak mamy do czynienia z tekstem sztuki i spektaklem, które nie są badaniem socjologicznym, tylko jakimś krzywym zwierciadłem... Zgodzimy się zresztą chyba wszyscy, że "Tiramisu" to przede wszystkim sztuka lekka, bulwarowa...
DC: Ja się nie zgadzam!
KSZ: Trudno. Uważam jednak, że albo robimy satyrę na środowisko ludzi reklamy i wtedy nie ma najmniejszego powodu, żeby to była sztuka "jednopłciowa" ...
DC: ...ale ja się w ogóle nie zgadzam, żeby tę sztukę traktować jako satyrę. Owszem, ma swój satyryczny wymiar, ale podobnie ma wymiar dramatyczny. I przede wszystkim jest oparta na jakiejś próbie diagnozowania psychologicznego: skąd to się bierze . W dodatku ma pewien aspekt typowości i nie ma w niej fałszu. To jest smutna sztuka.
HS: Może mamy różne oczekiwania co do głębokości patrzenia na rzeczywistość. To jest, owszem, bardzo smutna sztuka, ale poprzez to, że pokazuje pewien sterotyp, muszę do tego wracać, bo moim zdaniem, to jest tu najważniejsze. Przede wszystkim mamy tu kobiety sukcesu, które - z pewnymi różnicami - do tego sukcesu dążą w dużym stopniu przez łóżko...
MŚ: Przepraszam, żeby zrobić karierę w agencji, trzeba sypiać z mężczyznami?
DC: Jest to w ogóle dość rozpowszechniona droga do kariery, jak wiadomo. Ma nawet dość dużą tradycję, powiedziałbym. Z literatury na przykład o tym wiemy.
HS: I to jest właśnie ten stereotyp, o którym mówię: kobieta, żeby iść po sukces, musi wejść mężczyźnie do łóżka. Ale idźmy dalej. Ta agencja świetnie prosperuje, bo jej pracowniczki, aby uzyskać kontrakt, też stosują "kobiece sztuczki". I właśnie o tym jest cała ta historia: że te dziewczyny, na które inne zapewne patrzą z zadrością, kompletnie się zagubiły, zero moralności, nie znają własnych potrzeb, nie wiedzą, co się z nimi dzieje, ich niezależność okazuje się kompletnie pozorna.
IK: To jest uproszczony obraz postaci z tej szuki. One są zróżnicowane. Są zarysowane jak żywe osoby. Nawet, jeśli są to dość prosto zarysowane postacie, to przecież mają swą głębię, o którą tak chodzi pani Samson. Są zindywidualizowane, mają swoje biografie , każda z nich płaci swoją cenę za sukces i owo bezwzględne podporządkowanie się dążeniu do niego . Być może Owsianko nie tworzy postaci jak ze sztuk Szekspira, ale są wiarygodne psychologicznie. Zresztą i u Szekspira mamy często dość schematyczne postacie.
HS: Ale wszystkie są nieszczęśliwe.
IK: A co pani myśli, że Polska to taki szczęśliwy kraj? To jest właśnie uderzające, jak postacie ze sztuki i to, co się dzieje między nimi, oddają coś z atmosfery tego kraju. To jest kraj ludzi agresywnych, wściekłych, napalonych na sukces. Mających nieustanne pretensje do siebie i do innych, bo ci inni dookoła są lepsi, albo mają więcej pieniędzy. Pani tego nie widzi wokół siebie? Ta sztuka o tym właśnie mówi.
HS: Mówi o kobietach.
KSZ: Ano właśnie. Oczywiście, te tematy, o których pan profesor mówi, są w "Tiramisu". Kariera, chciwość, pustka, smutek, nieszczęście.
DC: One są w Polsce na każdym kroku.
KSZ: Ale warto powiedzieć też coś innego. Z "Tiramisu" miał wyjść taki satyryczny czy - no niech będzie - ironiczny obrazek kilku typów kobiecych: i katoliczka, i lesbijka, i seksoholiczka.
MŚ: Przepraszam, ale wydaje mi się, że to zróżnicowanie biografii ma tylko czynić zadość jakiejś poprawności politycznej. I mam ciągle problem z "Tiramisu", bo jednak wokół siebie nie widzę zupełnie takich postaw, jak tu prezentowane. Nie widzę pazerności wokół siebie, nie widzę takiego dążenia do sukcesu. Może to jest różnica między socjologią a filozofią i studiami gender, bo teraz tylko na tych dwóch kierunkach uczę.
DC: Współczuję.
MŚ: Ale ja mam z tymi młodymi ludźmi bardzo dużo do czynienia, bo oni jeszcze u mnie pracują w biurze rzecznika. Ja mogę im nawet załatwić pracę, ale oni na ogół nie chcą. Wolą iść na studia doktoranckie, a nie zarabiać pieniądze.
F: No, ale to jest rodzaj getta w tym kraju. Fantastycznego być może, ale jednak getta.
KSZ: Agencja reklamowa to też jest rodzaj getta.
F: Zgoda.
KSZ: To dlaczego robimy z tego jeszcze getto płci?
F: Zawsze można pytać, dlaczego sztuka jest o tym, a nie o czymś innym.
KSZ: Ale jeśli decydujemy się na to, że jednak z przedstawionej tu agencji reklamowej robimy metaforę burdelu: zdobycie klienta, walka o klienta, zadowolenie klienta. I jeszcze wiemy, że czasem ludzie, którzy idą pracować do agencji, bywa, że niespełnieni artyści, sami mówią o prostytuowaniu się...
IK: No i właśnie o tym jest ta sztuka.
KSZ: Ale jednocześnie pod ten temat została podłączona ta sprawa, dla której myśmy się znalazły w tej dyskusji. Sprawa wzorów i ról płci. A do tego dolepiona została chciwość, pazerność, dążność do sukcesu oraz kobieca seksualność. Upieram się przy tym, że bohaterki, cały czas obsługując klientów, grają podwójną rolę: z jednej strony "kreatywnych", menedżerek, księgowych, a z drugiej - dziwek.
F: Czyli rzecz nie w tym, że "Tiramisu" jest nieprawdziwe, tylko że niesłuszne?
KSZ: Nie, to nie o to chodzi. Raczej o pytanie, dlaczego metaforą tej chciwości i pazerności, które ta sztuka być może dobrze opisuje, mają być te gdaczące, skrzeczące i zakłamane kobiety?
F: Anie jest jednak tak, że po prostu "Tiramisu" paniom na odcisk nastąpiło?
MŚ: Tojest inny mechanizm. Po prostu takich rzeczy o mężczyznach napisano już sporo: że traktują kobiety jako obiekty seksualne, że bezwzględnie robią kariery. A kobiety w sferze publicznej są od niedawna, więc to na nich teraz skupia się światło.
HS: Problem zaś polega na tym, że skoro wszystkie dziewczyny przedstawione w "Tiramisu" są koszmarnymi i zażarcie walczącymi nieszczęśnicami, to wyraźnie dostajemy sygnał, że to dążenie do samodzielności kobietom zupełnie nie wychodzi i nie służy. Nie zgadzam się z takim przesłaniem, ponieważ świat, jaki ja oglądam, jest zupełnie inny.
DC: A ja sądzę, że to, co Owsianko pokazuje, jest właśnie dokładnie wbrew różnym stereotypom, które w Polsce panują, zwłaszcza wbrew feministycznemu stereotypowi tej biednej kobiety umęczonej przez mężczyznę. Od dawna mówię, że kobiety w Polsce mają bardzo dużo władzy. I to nie tylko w agencjach reklamowych, ale we wszelkich biurach. Mam świeżo w pamięci liczne opowieści moich różnych kolegów, jak są tępieni przez kobiety.
HS: Bo w ogóle to kobiety są niefajne.
IK: Tak, są niefajne, bo w ogóle ludzie w Polsce są niefajni. I nie przypadkiem zapewne polskie feministki nie mogą jakoś przebić się do tej polskiej kobiety, ponieważ feminizm tej realnej kobiety nie zna, nie rozumie i pieści tylko w sobie jej wyimaginowany obraz.
KSZ: Jeżeli nawet istnieją takie ludzkie bestiaria, jak w tej agencji, a nie wątpię, że gdzieś tam istnieją, to oczywiście, że kobiety w nich mogą zachowywać się groteskowo i nawet groteskowo przeżywać swoją tożsamość. Tylko znów pojawia się nasze stałe pytanie: dlaczego to ma być specyficznie kobiecy język? Przywołałabym tu "Testosteron" Saramonowicza, który ma być satyrycznym obrazem wzoru współczesnej polskiej męskości. Test szyderstwem z machizmu, ale jednocześnie ciepłą i jakby kumplowską afirmacją i apoteozą męskości. To nie tylko ogromna, ale jakże charakterystyczna różnica w porównaniu z "Tiramisu". Tu bowiem autorka - chcąc skonstruować również nieco satyryczny, a zarazem i ciepły (sama tak to deklaruje) wizerunek współczesnej kobiety polskiej rozdartej między sukcesem zawodowym a życiem osobistym, które nie jest na miarę jej marzeń - nie ma, jako kobieta-autorka, umiejętności afirmowania swojej własnej płci. W efekcie przedstawia tę płeć tak, jak dotychczas u nas się robi - poprzez "jazgot kobiecy". A przez to w sposób nieunikniony zjeżdża w stronę pokazywania kobiet jako takich czupiradeł, upiornych babonów i kobiecego piekiełka: nieznośnego i obrzydliwego.
HS: Tak w ogóle kobiety potrafią się przyjaźnić i wspierać, ale w "Tiramisu" relacje między nimi są wyłącznie rywalizacyjne.
KSZ: Niezupełnie. Jest też szefowa-matka, jak w relacjach w ulu, albo jak burdelmama.
F: Mówi pani o językowej nieumiejętności afirmowania swojej płci w odniesieniu do kobiet. A czy we współczesnej polskiej kulturze istnieje taki język?
KSZ: To jest to pytanie.
F: Przepraszam, ale wydaje mi się, że mamy wreszcie szansę na wyrwanie się z zaklętego kręgu analizy "Tiramisu", które ku mojemu zaskoczeniu wzbudziło tyle emocji. Wrócę więc do myśli pani Szczuki. Saramonowicz, pisząc "Testosteron", korzystał z męskiej "skarbnicy mądrości ludowej", zassał niejako tę "skarbnicę" i stworzył obraz, który pań nie bulwersuje. Ale kiedy Owsianko w pewien sposób postępuje analogicznie, wydaje się być w oczach pań skazana na porażkę. Choć pokazuje tylko fragmenty świata kobiet i stawia diagnozę fragmentu polskiej rzeczywistości, bo nikt z nas przecież tu nie twierdzi, że w "Tiramisu" opisano w 100 proc. każdą Polkę. Czy odpowiedź więc nie brzmi: nie należy dziś takich rzeczy pisać, bo ciągle nie ma języka, który wyraziłby te problemy w sposób dla pań akceptowalny.
MS: Są miejsca, gdzie tego języka się szuka.
KSZ: A ja czytając tę sztukę myślałam z jednej strony: "zuch dziewczyna, bo spróbowała stworzyć obraz jakiejś grupy kobiet"...
MS: .. .ale użyła do tego języka męskiego.
KSZ: Właśnie. I dlatego wpadła na minę.
F: W takim razie naiwne pytanie: gdzie się tego właściwego kobiecego języka szuka?
MŚ: Na gender studies.
F: Przepraszam, ale jeśli tylko na gender studies, to w kontekście prawie 40-milionowego społeczeństwa znaczy, że taki język publicznie nie zaistnieje.
MS: Ilość ludzi pracujących w agencjach reklamowych i studiujących na gender studies jest mniej więcej porównywalna.
F: Ośmielam się twierdzić, że promieniowanie kulturowe agencji reklamowych jest bez porównania silniejsze, niż tych studiów.
MŚ: Ja sądzę inaczej. Nie ma żadnego promieniowania kulturowego agencji reklamowych. One raczej reprodukują pewne krotochwilne wzorce kultury masowej. Natomiast absolwenci gender studies rzeczywiście oddziaływają na kulturę. Chociażby dlatego, że uzyskują tam wiedzę dotyczącą milczenia kobiet w kulturze. To właśnie tam dowiadują się o wykluczającej roli języka. I tam zaczynają poszukiwać nowego. Tam szukają kobiecych doświadczeń i środków wyrazu, szukają zagubionego paradygmatu kobiecości. Udaną próbą takich poszukiwań są "Monologi waginy". W "Tiramisu" tej próby nie podjęto. To jest męski język i męski świat.
KSZ: Pamiętajmy, że zasadnicze rozpoznanie, które zostało dokonane przez krytykę feministyczną, polega na tym, iż kobieta jest wygnanką z języka, nie ma swojego języka. Oczywiście, mamy "babski jazgot", ale nie o ten poziom językowy chodzi.
MS: A "Tiramisu" nie ucieka ani z pułapki języka, ani z pułapki stereotypu. Z pułapki traktowania kobiecości jako roli społecznej.
F: A wyobraźmy sobie inną wersję "Tiramisu", w której z siódemki bohaterów trójka czy czwórka to - z odpowiednim przerobieniem ich problemów - mężczyźni. Czy wtedy, zdaniem pań, ta sztuka wnosiłaby coś istotnego do analizy polskiej rzeczywistości?
MŚ: To wtedy byłaby taka polska Ally McBeal.
KSZ: Musimy się przebić do tego, gdzie się ukrywa problem społeczny: nienadążanie wzorów ról społecznych za nowymi stylami życia. Ja postawiłabym nawet taką tezę, że bohaterki "Tiramisu" są nieszczęśliwe z powodu braku po prostu rewolucji feministycznej w polskiej kulturze.
MŚ: Gdyby one trafiły na studia gender...
KSZ: Gdyby trafiły, to by właśnie mówiły innym językiem.
IK: Tym bardziej cenna jest diagnoza Owsianko. Że jednym z elementów tej rzeczywistości jest konkurencyjność o takim w Polsce poziomie brutalności, który przebija nawet brutalność w USA. Konkurencji o wszystko, o gówno byle jakie.
IK: I być może na tym polega diagnoza: że nie mamy odpowiednich wzorów tożsamości, wzorców siły charakteru, które pozwalałyby osiągać sukces i jednocześnie zachować ludzkie cechy, być inteligentnie sobą, nie niszczyć siebie. I to jest jeszcze jeden wielki plus tej sztuki. I sprawy feministyczne nie mają tu nic do rzeczy.
KSZ: Ta sztuka jest napisana z takich oto pozycji: feminizm stał się już jakoś modny...
MŚ: ... w sensie takiego "pierwszego feminizmu": te same prawa, te same możliwości, wejście w przestrzeń praw publicznych, zapominając, że to nie tylko na tym polega, że to jedynie pierwszy krok. IK: No ale wasze propozycje feministyczne jakoś tylko wiszą w powietrzu. W sztuce tymczasem widać przede wszystkim brak we współczesnej kulturze wzorów zapośredniczenia, oswojenia tej nowej sytuacji cywilizacyjnej.
KSZ: Tak, i Owsianko wie, że w trawie coś piszczy, i to bardzo głośno. Ale nie potrafi zrobić z tym czegokolwiek. Na przykład zastanowić się, z jakich to wzorów kultury wynika tragedia tej spośród bohaterek, która przerywa ciążę i odtąd jedyne, co ją w życiu interesuje, to "nienawiść i orgazm".
F: A ja wciąż się upieram, że chodzi tu przede wszystkim o pokazanie , ile płaci się za wybór modelu życia, w którym głód zaspokaja się nie "chlebem naszym powszednim", ale ciastkiem tiramisu.
HS: Nie. Dla mnie to jest problem rozpisany na siedem bohaterek, ale sprowadzający się do tego, że współczesna kobieta, która robi karierę i jest niezależna - jest nieszczęsną istotą, która zakłamuje i zagubiła siebie. I w efekcie wymaga współczucia.
F: We mnie nie wywoływało to współczucia, tylko pewien rodzaj buntu. Bo problem polega nie na tym, że bohaterki stawiają na karierę, ale w realizacji tej kariery - na fałszywe wartości.
MŚ: Ale jaka w takim razie jest opozycja do tego świata?
F: No, powiedzmy... samorealizacja.
MŚ: To one się samorealizują.
F: Jeżeli płacą takimi ranami, to nie jest to żadna samorealizacja.
MŚ: Jeśli jednak przyjmiemy tezę Irka, że 90 proc. ludzi jest takich płyciutkich, to od bohaterek nie możemy wymagać, żeby miały inną perspektywę, w której samorealizacja nabiera sensu. Może świat polega na tym? Bohaterki są tak płytkie, że nawet nie widzą swojego własnego nieszczęścia. A jeśli autorka widzi to nieszczęście, to tylko dlatego, że pakuje stereotyp płytkości w jakiś inny stereotyp: stereotyp szczęśliwego życia rodzinnego. I w takim rozumieniu "Tiramisu" wydaje się być porażką. Chyba że rzeczywiście świat jest taki płaski.
IK: Poza oczywiście gender studies!