Artykuły

Samozagłada w klinice lalek

"Lęki poranne" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Jawią się jako żarłoczne pająki lub mordercy z nożem w ręku, ale mogą być też wspomnieniami własnego, kiedyś w miarę udanego, życia. Jedne i drugie tak samo boleśnie atakują i równie często zabijają. W "Lękach porannych" Stanisława Grochowiaka deliryczne wizje głównego bohatera nie są potworami. Alfa nawiedzają normalni ludzie, przepływający przez jego mieszkanie jak senne zjawy. Mówią spokojnie o wspólnych dawnych radościach, które utopił w alkoholu. Te wspomnienia równe są jednak wyrokowi... Destrukcja osobowości alkoholika pokazana została przez Grochowiaka w pozornie paradoksalnej formie - przez poezję, symbol i niedomówienie.

Nie wiadomo dlaczego ten przejmujący tekst wypadł z teatralnego obiegu, ustępując miejsca dramatom pełnym dosłownej brutalności. Z powszechnej praktyki wyłamał się Teatr Nowy w Zabrzu, na którego scenie "Lęki poranne" zrealizował Ingmar Villqist. I jest to spektakl, który warto obejrzeć; nie jako ostrzeżenie przed nałogiem (choć pewnie też), ale przede wszystkim jako wnikliwe, artystyczne studium ludzkiego cierpienia. Z kilku możliwych interpretacji dramatu reżyser wybrał ten właśnie motyw, doskonale przełożony na aktorskie działania odtwórcy roli Alfa - Mariana Wiśniewskiego. Alf w jego interpretacji jest szarym, potulnym człowiekiem, z pokorą przyjmującym piekło, jakie sam sobie stworzył. Odnosimy wrażenie, choć nie wynika to wprost, że jest z gruntu uczciwy i poczciwy. Nie żali się i nie absorbuje otoczenia swoimi fobiami, one czyhają jednak w każdym kątku jego domu - mrocznej kliniki lalek. Scenografia Jerzego Kaliny, pięknie wykorzystująca motyw kalekich zabawek oraz grę światła i mroku, mieści w sobie także nieruchome postacie wszystkich osób dramatu. Zastygłe w dziwnych pozach, odrywają się od tła, gdy przyjdzie ich pora, ale nawet wtedy, gdy milczą stwarzają klimat grozy i niepokoju. Alf nie rozróżnia kto istnieje naprawdę, kto jest tworem jego wyobraźni, a kogo sam przesunął w rejony chorej imaginacji, ale w każdej z tych postaci szuka oparcia. Odrzucają go wszystkie - pełna pretensji Żona (Renata Spinek), dobroduszna dozorczyni Bednarkowa (Jolanta Niestrój-Malisz), bliźniaczy Bis (Andrzej Kroczyński), wyrachowany Med (Jarosław Karpuk), a nawet Kola Brynion (Andrzej Lipski) - jedyny, który zdawał się być po tej samej co Alf stronie barykady. Aktorzy, wcielający się w postacie osaczające Alfa grają na tym samym, jakby półrzeczywistym tonie. Sceniczna dyscyplina to szczegół warsztatowy, ale wart podkreślenia, bo dzięki niej spektakl jest bardzo spójny stylistycznie i pozostawia widzowi spory margines własnej interpretacji poszczególnych zdarzeń.

Zabrzańskie przedstawienie, z żelazną konsekwencją uciekające od dosłowności, fizjologii i modnych gadżetów (dzięki za to, że nikt z bohaterów nie ma na przykład telefonu komórkowego) to przykład teatru kameralnie refleksyjnego. I dlatego los tego Alfa naprawdę nas porusza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji