Być albo nie być... dorosłym?
"Piotruś Pan" w reż. Arkadiusza Klucznika w Teatrze Arlekin w Łodzi. Recenzja na ww.reymont.pl.
Być albo nie być... dorosłym? Oto jest pytanie, na które szukają odpowiedzi aktorzy Teatru Arlekin pod wodzą reżysera Arkadiusza Klucznika. Ich "Piotruś Pan" to doskonała zabawa, także dla samych aktorów. Widać, że przebieranie się za piratów sprawia im autentyczna frajdę (może sami nie do końca wyrośli z dzieciństwa).
Przedstawienie łączy animację lalek z grą w żywym planie. Piotrusia, Wendy Darling i kapitana Haka z ekipą widzimy, jak biegają po scenie i wychodzącym do połowy sali pomoście albo - zmniejszeni do rozmiarów marionetek - przeżywają swoje przygody w wymyślonym świecie. To płynne przechodzenie pomiędzy światami odpowiada fabularnej wędrówce w świat Nibylandii.
Znakomita scena cyrkowa z rzucaniem nożami i akrobacją, wiele dowcipnych dialogów (część będzie trudna do zrozumienia dla dzieci), atrakcyjne wizualnie pojedynki szermiercze, wirtuozeria w operowaniu lalkami (zwłaszcza przez Roberta Wojciechowskiego animującego Dzwoneczek) to zalety spektaklu. Wadą są niestety piosenki - za długie (jak na spektakl dla dzieci), nieciekawe muzycznie i, co najgorsze, nieporadne w warstwie tekstowej. Tuż przed przerwą bohaterowie śpiewają w refrenie: Nienawidzę je (sic!). Trzeba jednak przyznać, że śpiewające syreno-piratki robią z nich niezłe numery kabaretowe.
Reżyserowi udało się zrównoważyć dwie interpretacje klasycznej opowieści: tę mówiącą o wiecznej tęsknocie za dzieciństwem i konieczności zachowania w sobie dziecka z tą, która dała nazwę panującemu dziś syndromowi niedojrzałego trzydziestolatka.