Jestem szaloną kobietą...
Na płycie gra siedemnastu muzyków i to klasy Adama Kawończyka... Tak więc mówię wprost - szukam sponsorów, którzy zechcą za logo na płycie pomóc mi ją wydać. Cóż, jestem szaloną kobietą... - i wierzę, że się znajdą... - mówi MAŁGORZATA KRZYSICA, aktorka Teatru Ludowego w Krakowie.
Z MAŁGORZATĄ KRZYSICĄ rozmowa o recitalu i płycie.
Małgorzata Krzysica, aktorka Teatru Ludowego, gdzie można ją między innymi oglądać w spektaklach: "Prywatna klinika", "Piątka gorszej szansy" i "Gąska" - w najbliższy czwartek o godz. 20 w krakowskiej PWST da recital "A jednak miłość", będący zapowiedzią nagranej niedawno płyty, która ukaże się pod koniec września.
Recital, a wkrótce płyta, tak więc dołącza Pani do grona krakowskich śpiewających aktorek...
- Śmieszy mnie dzielenie aktorów na śpiewających i nieśpiewajacych, podobnie jak pojęcie piosenka aktorska - że to aktor śpiewa...? Śpiewa ten, kto umie i kto może... no i kogo wpuszczą na estradę.
Na estradę wpuszczają nierzadko w przeświadczeniu, że "śpiewać każdy może".
- Nie mnie oceniać... Ja śpiewałam od zawsze, choć głównie prywatnie, o czym wiedzą przyjaciele; to oni namówili mnie, by wyjść z ukrycia. Oczywiście uczyłam się śpiewu w krakowskiej PWST, mając wspaniałe zajęcia z prof. Mieczysławem Grąbką, a w ostatnich latach w Teatrze Ludowym występowałam w muzycznych spektaklach, m.in. śpiewając obok Janusza Radka w "Berlińskiej Rewii Kabaretowej".
PWST ukończyła Pani przed 19 laty, przed pięciu natomiast - klasę wokalną w Krakowskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej; był to, domyślam się, pierwszy krok, by wyjść z ukrycia...
- Uważam, że człowiek powinien uczyć się całe życie. W tym czasie ukończyłam też podyplomowe studia pedagogiczne na Akademii Pedagogicznej i podjęłam pracę z młodzieżą niepełnosprawną. Przez te kilkanaście lat w ogóle dużo się działo w moim życiu; najpierw pracowałam przez wiele lat w Radiu RMF, potem w Radiu Alfa, zajmując się różnymi rzeczami, ale i prowadząc własne audycje; to była moja wielka pasja, ale urodziłam córeczkę, zatem radio i nocne programy porzuciłam... A do szkoły prowadzonej przez Grzegorza Motykę poszłam, bo chciałam zdobyć podstawową wiedzę muzyczną, zarazem uporządkować to, czego doświadczyłam, spotykając się z rozmaitymi indywidualnościami, np. z Olgą Szwajgier. Zresztą poszerzam wiedzę cały czas - mąż Piotr jest muzykiem, jego brat Paweł Kaczmarczyk też jest jazzmanem, zatem mam się od kogo uczyć, a muzyka towarzyszy mi od obudzenia rano, aż do zaśnięcia...
A skąd pomysł na płytę?
- Rok temu, w wakacje, stanęłam na balkonie i powiedziałam do męża: "Piotrek, marzy mi się płyta....". Jaka? Lekko jazzująca, bardzo kobieca, zmysłowa i nagrana z mężczyznami... Namówiłam kolegów znanych z teatru, ze wspólnych występów czy poznanych na trasach koncertowych i tak powstały duety z Jackiem Wójcickim, Januszem Radkiem, Jackiem Zielińskim, Maćkiem Maleńczukiem i Muńkiem Staszczykiem... Chciałam bardzo zaśpiewać też z Tadeuszem Nalepą, u którego kiedyś robiłam chórki na płycie "Zerwany film", ale cóż, nie zdążyłam...
Nagrała Pani 16 piosenek ze świetnymi muzykami...
- Wszystko, co robię, staram się robić dobrze, stąd zależało mi, by płytę nagrać ze znakomitymi muzykami, w dobrym aranżu. Wybrałam Wojtka Groborza jako aranżera i muzycznego producenta, i to był pomysł znakomity; nigdy wcześniej na przykład nie śpiewałam numerów latynoskich, a Wojtek mnie ich uczył i znów moja wiedza o śpiewaniu, o muzyce się poszerzyła. A, powtórzę, jestem żarłoczna na wiedzę.
Sięgnęła Pani po przepiękne piosenki, polskie evergreeny z lat międzywojnia, z lat 50. i 60. Skąd ten wybór?
- Te piosenki dźwięczały mi w głowie od dzieciństwa. "Pierwszy znak", "Żyje się raz", "Sam mi mówiłeś", "Mexicana"... A ja zawsze kochałam polską muzykę, która, uważam, jest niedoceniana. A mieliśmy znakomitych i kompozytorów, i tekściarzy - wszystkie te teksty pisane są piękną polszczyzną, wszystkie mówią o czymś.
Kto wybierał piosenki do duetów?
- Sugerowałam... i w większości koledzy się zgadzali, jedynie Muniek sam zamarzył o Hemarze i śpiewa - jakże inaczej, bo ze swoim temperamentem, piosenkę z lat 30. z repertuaru Mieczysława Fogga. Jacek Wojcicki z radością wskoczył w cza-czę "Przyjdzie na to czas", Maciek Maleńczuk prosił o tango, zatem śpiewamy "Tango notturno", które kiedyś już wykonywałam, a jako pierwsza śpiewała je Pola Negri i w to filmie niemieckojęzycznym. Z kolei "26. marzenie" Skaldów wykonujemy z Jackiem Zielińskim jako numer lekko latynoski... Janusz Radek natomiast, talent na miarę stulecia, śpiewa piękną piosenkę z repertuaru Dżambli "Wymyśliłem ciebie", co jest moim ukłonem w stronę uwielbianego od lat Andrzeja Zauchy.
Sięgając po repertuar Ordonki, Violetty Villas, Anny German, Kaliny Jędrusik, nie bała się Pani konfrontacji z mitem, z legendą?
- Oczywiście, że się bałam. I boję się nadal. Ale też śpiewam z pełną pokorą wobec tamtych wykonawców. Nie uważam się za wielką wokalistkę; Bozia dała mi głos, jaki mam... Dla mnie ważne było pokazanie, jak dany utwór rozumiem i czuję, jakie rodzi on we mnie emocje, a nie popisy wokalne. Wiedziałam jedno - tych piosenek nie wolno udziwnić, co tak teraz modne, owszem, otrzymały nowoczesne aranżacje, ale miały pozostać klasyczne, szlachetne. I tu raz jeszcze moje uznanie dla Wojtka Groborza. Bo to miała być, i mam nadzieję, jest płyta szlachetna - z każdym dźwiękiem nagranym oddzielnie na prawdziwym instrumencie, tu nie ma komputerów. Niektórzy pukali się w głowę: "Ty wiesz, ile to będzie kosztowało?"...
I co, już Pani pewnie wie.
- Oj, wiem... Samo studio to ponad 200 godzin... Ale efekt jest wspaniały. Nagrywaliśmy w krakowskim studio Nieustraszeni Łowcy Dźwięków, a prowadził mnie znakomity realizator Darek Grela, który jest nie tylko realizatorem dźwięku, ale przede wszystkim - artystą. Na płycie gra siedemnastu muzyków i to klasy Adama Kawończyka... Tak więc mówię wprost - szukam sponsorów, którzy zechcą za logo na płycie pomóc mi ją wydać. Cóż, jestem szaloną kobietą... - i wierzę, że się znajdą...
A ja podejrzewam, że nieprzypadkowo w kilku piosenkach na tej Pani płycie pojawia się słowo marzenie - ta płyta to takie Pani zrealizowane marzenie...
- Ależ tak. To zarazem moje zwierzenie, którym otworzę recital śpiewając "Intymny świat". I z tego mojego intymnego świata niosę do ludzi to, co jest we mnie najpiękniejsze i najlepsze. Dlatego nagrałam tę płytę, a teraz porwałam się na recital. Oto spełniło się... I życzę wszystkim ludziom, by spełniali swoje marzenia. Nawet za cenę długów, a i powiększonego grona wrogów - zazdrośników. Już nie mówię o tym, że sypiam po kilka godzin dziennie i ciężko pracuję, bo przecież sama organizuję, sama wszystko załatwiam. Jestem zmęczona, ale szczęśliwa.
Bilety są po 100 zł...
- Wiem, że to niemało. Sama nie biorę ani złotówki, ale przecież weźmie w tym wieczorze udział pięciu wspaniałych wokalistów, kilkunastu muzyków, trzech tancerzy, a jeszcze całość poprowadzi, wprowadzając satyryczny kontrapunkt, Krzysztof Piasecki... Szalona jestem - nie...?
Cóż, piękne to marzenie, nie szalone. Acz, faktycznie, nie tanie.