Artykuły

Nie będzie rozgrzeszenia

"Ósmy grzech - Wołodia Wysocki" w reż. Romana Kołakowskiego w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - Kultura.

Jak zabić legendę Włodzimierza Wysockiego? Wystarczy jego pieśni odśpiewać jak na niegdysiejszym Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Dowodem spektakl w warszawskim Teatrze Syrena.

Rok temu Roman Kołakowski postanowił opowiedzieć o swojej fascynacji Bułatem Okudżawą. Na scenie Syreny zobaczyliśmy wówczas spektakl, w którym nie było nawet cząstki Okudżawy. Mimo to przeświadczenie reżysera, że rosyjscy bardowie to jego specjalność, kazało mu tym razem sięgnąć po twórczość Wysockiego. Pewnie znów przyświecał mu podobny cel - z kilkunastu utworów stworzyć bryk z życia barda. I przy okazji z dumą udowodnić, ile o nim wie. Zaczyna projekcją filmową w foyer Syreny. Z ekranu uderza czarno-biały obraz Wysockiego. - Poezją zainteresowałem się w teatrze. Opowiadam wiersze, brzęcząc na gitarze, nie śpiewam piosenek. Poezja oddaje atmosferę prawdy - mówi. Za chwilę jeszcze fragment Szekspirowskiego "Hamleta" z Teatru na Tagance. To była rola jego życia. Chociaż zbyt duszno i za jasno, jednak pomysł "wstępniaka" wydaje się nie najgorszy. Już na scenie Kołakowski od początku gra na prostych skojarzeniach. Wiesza kraty - symbol niewoli, liny - obezwładnienia, pewnie totalitaryzmu. Panuje mrok. Pojawia się miecz. Wysocki (Marcin Przybylski) jako Hamlet śpiewa pierwszą pieśń. Czar pryska, kiedy na scenę wchodzą kolejni aktorzy w (jakżeby inaczej) ciemnych szynelach. Tworzą swoisty chór. Trudno odnaleźć w nich jednak szczere emocje. Wyłania się także odziana w zwiewną niebieską sukienkę tajemnicza pani (Gizela Bortel). Będzie na scenie do końca. Może jako symbol miłości? Rozgrzeszy artystę z jego kolejnych grzechów. Tylko po co? To wie jedynie Kołakowski, ale jemu za spektakl rozgrzeszenie się nie należy. Potem pieśni Wysockiego odśpiewują, bo nie ma w tym interpretacji, kolejni z chóru, w tym mój faworyt - Marcin Piętowski (tak się stara, że śmieszy do łez). Pieśń "Konie narowiste" w wykonaniu Marcina Przybylskiego na moment przywoła Wysockiego. Odnajdujemy go w kamiennej twarzy i oszczędnych gestach aktora. Tylko Przybylski wie, co śpiewa i dla niego jest druga gwiazdka. Ale czar znów szybko pryska wraz z ostania pieśnią "Polowanie na wilki". Ze słynnej "Obławy" zrobiono taką sobie piosenkę, bez krztyny napięcia. Festiwal piosenki radzieckiej - tak można podsumować to, co właśnie odbyło się na scenie. Zabrakło podstawowych składników, z których powinna być zbudowana ta opowieść: intymności, zadumy i melancholii. Kołakowski nie zbudował żadnego świata, a już na pewno nie świata niepokornego artysty, wnikliwego kronikarza totalitarnego czasu. Pozostaje współczuć tym, którzy wychowali się na pieśniach Wysockiego i poszli do Syreny, by znów na chwilę poczuć jego ducha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji