Artykuły

Białystok. Lalkarski "Biegun" na wakacje

Surowy, minimalistyczny, szlachetny. I wyjątkowo przejmujący. Widz nie może się uwolnić od wrażenia, że tkwi z polarnikami w namiocie i powoli z nimi odchodzi w nicość. Polecamy spektakl "Biegun" [na zdjęciu] w niedzielę [1 lipca].

Choć już wakacje i białostockie teatry zamknęły podwoje, lalkarze postanawiają grać nadal. Przez najbliższe trzy tygodnie zapraszają do Białostockiego Teatru Lalek w weekendy. Na początek - ostatni premierowy spektakl w tym sezonie: "Biegun" - adaptacja jednoaktówki Vladimira Nabokova. Zagrają w niedzielę o godz. 18.

Spektakl trzeba koniecznie zobaczyć. Pomińmy już fakt, że to jedyny moment, aby zobaczyć przedstawienie w trakcie letniej teatralnej posuchy. Pomińmy nawet, że białostocka inscenizacja to światowa prapremiera - tekst Nabokova nie był dotąd nigdzie wystawiany. I nawet to, że ma świetny przekład (na zamówienie BTL tekst przetłumaczyła jedna z najlepszych tłumaczek polskich - Irena Lewandowska).

"Biegun" to po prostu świetny spektakl. Oszczędny w słowach, działający na emocje zestawieniem czerni i bieli, szlachetny w swej surowości - jak biegun właśnie, marzenie każdego polarnika. Opowiada o ostatnich chwilach życia uczestników wyprawy Roberta Scotta w 1912 roku. Oglądamy ich w najbardziej dramatycznym momencie: już wiedzą, że się spóźnili, że Amundsen był pierwszy. Tkwią uwięzieni w lodach Antarktydy, w namiocie, zaledwie 12 kilometrów od zatoki, nie mając już siły, by dotrzeć do statku. Trawieni gorączką, głodem, rozpaczą, czekają na śmierć.

Niespełna godzinny spektakl to rodzaj sugestywnej impresji, inscenizacyjny tygiel: kilkadziesiąt słów, światło, mrok, projekcje wideo, animacje maleńkich figurek, znakomita muzyka. Uderza konceptualny charakter przedstawienia. Jest w nim poezja i surowa elektronika, awangardowe pomysły i autentyczny dramat.

Chwalić trzeba reżyserkę Ewę Piotrowską za zwartą i konsekwentnie poprowadzoną adaptację, pozbawioną niepotrzebnych ozdobników. Chwalić trzeba aktorów: nie ma tu żadnego fałszywego ruchu i zbędnego gestu. Rozpacz, świadomość kresu w ich wykonaniu jest tak przejmująca, że dreszcz przebiega widzom po plecach.

Czterech okutanych mężczyzn (Ryszard Doliński, Adam Zieleniecki, Jacek Dojlidko, Krzysztof Bitdorf) przylgnęło ramionami do siebie, chroniąc się przed zimnem. Twarze rozpalone, na czole pot, oczy wbite w jeden punkt, mordercze zmęczenie. Złączeni ramionami, zastygli w cierpieniu. Światło wydobywa ich twarze z mroku, podkreśla każdy grymas. To zapadające w pamięć sceny. Tak jak animacja maleńkich figurek, brodzących w śniegu (wygląda bardzo sugestywnie).

Tekst Nabokova to zaledwie kilka kartek. Początkowo reżyserka była tym przerażona - jak zrobić spektakl z tak mizernej objętości? A jednak owa skrótowość jest wielkim walorem spektaklu. Słychać ją w muzyce, w ciszy między kolejnymi zdaniami. Nie można było lepiej pokazać świadomości końca, samotności, tęsknoty za bliskimi. W utrzymaniu takiego nastroju pomaga ascetyczna i symboliczna scenografia Julii Skuratovej (z jej inspiracji powstał spektakl). I świetna elektroniczna muzyka Antanasa Jasenki.

"Biegun" - Białostocki Teatr Lalek, niedz., godz. 18

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji