Artykuły

Molly w teatralnej partyzantce

Aktorki nie znajdowały się w łóżku, lecz w księgarni. Siedziały - nie leżały. Czytając, a nie półśniąc. Do mikrofonów, a nie do siebie - o czytaniu monologu z "Ulissesa" w łódzkiej księgarni pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Roma Gąsiorowska, Aleksandra Koniecznai Maria Maj, aktorki stołecznego Teatru Rozmaitości, we trzy jednocześnie, wcieliły się w postać Molly Bloom z ostatniego epizodu "Ulissesa" Jamesa Joyce'a. - Wychodzę z przekonania, że człowiek nie jest jednorodną całością - mówiła po spektaklu Natalia Korczakowska, reżyserka. - Na przykład Gurdżijew porównywał człowieka do wielkiego domu. W każdym pokoju jest ktoś, komu wydaje się, że jest szefem służby. Jedyne, co można zrobić, to poddać drobne, poszczególne osobowości pod zarząd jednej.

Jak przy pomocy teatru oddać istotę strumienia świadomości? Jak mimo próbki przygotowań zbudować analogię spontanicznych asocjacji obrazów w półśniącej głowie? Muzycznie.

- Nie przeprowadziłam z aktorkami rozmowy na temat psychiki Molly Bloom - deklarowała reżyserka. - Dałam im restrykcyjną partyturę: tekst z naniesionymi muzycznymi oznaczeniami, które pomagają uporządkować chaos strumienia świadomości.

Aktorki czytały monolog szybko i wolno, głośno i cicho, razem i z osobna, prowadząc z sobą muzyczny dialog. Głos był instrumentem.

Reżyserka posłużyła się także techniką suflerów. Konieczna i Maj podpowiadały tekst Romie Gąsiorowskiej, która odłożyła swój egzemplarz na bok i z sekundowym przesunięciem powtarzała słowa. Aktorka miała tylko ułamek sekundy na szkicową interpretację. Reagowała emocjonalnie - bez przygotowania. Jednak nie na to, co działo się w fikcyjnej sypialni Molly po godz. 2 nad ranem 17 czerwca 1904 roku. Tylko na to, co działo się w księgarni "mała litera" po godz. 18 po południu 29 czerwca 2007 roku. To byl prawdziwy strumień świadomości.

Reżyserka odrzuciła psychologiczną analizę postaci jako schematyczną. - Używanie psychologii w teatrze, sycenie fikcji postaci własną historią aktora, jak w systemie Konstantego Stanislawskiego, prowadzi do tego, że aktor obnaża swą prywatność - dowodzi Korczkowska. - Aktor podchodzi do reżysera i mówi: "Kochaj mnie i bij mnie". Sponiewierany zbuduje lepszą rolę. Reżyser używa przemocy, bo dzięki temu osiąga lepszy efekt. Upokarzenie jest normą w teatrze. To nawet nie jest nieetyczne, to nieludzkie. Naprawdę, nie trzeba od razu aktorowi zdejmować przysłowiowych majtek. Wystarczy dać mu znakomitą literaturę.

Dlatego reżyserka podejmuje się teatralnej partyzantki poza teatrem. Powołuje się na Michela Foucaulta, który w "Nadzorować i karać" zauważył, że narzędziem władzy jest optyka. Kto widzi, sam będąc niewidoczny, ten ma władzę. Podobniejest w teatrze: reżyser egzekwuje ją podczas prób. A widz - gdy przychodzi do teatru, by oceniać. Korczakowska znalazła odskocznię w "małej literze". Przygotowujejuż kolejną porcję "Apetytu na czytanie". Jesienią poznamy fragmenty "Bladego ognia" Vladimira Nabokova.

"Trzy studia postaci w łóżku" wg Jamesa Joyce'a. Reżyseria Natalia Korczakowska. 29 czerwca w księgarni-kawiami "mała litera" .

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji