Artykuły

Uśmiech proszę, my tu zmieniamy świat

"Super Night Shot" w wyk. Gob Squad i "Misteries and Smaller Pieces" w wyk. The Living Theatre na XVII Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Malta w Poznaniu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie wyborczej.

Poważny teatr polityczny nie ma dziś szans. Występy legendarnego The Living Theatre i intermedialnego Gob Squad na poznańskiej Malcie pokazały, że widz kupi każdą ideę i teorię, pod warunkiem że będzie zabawna

"Każdy z nas jest tylko jednym z milionów ludzi w mieście, które nie potrzebuje nikogo - łatwo nas zastąpić, łatwo zapomnieć. Zmienimy to wszystko. Mamy plan" - mówi z ekranu dwudziestoparoletnia artystka grupy Gob Squad. Nagranie powstało godzinę przed emisją, gdy czwórka umundurowanych artystów wyruszała z kamerami na ratunek miastu. Twórcy niemiecko-brytyjskiego zespołu zabawili się w superbohaterów gotowych rozwiązać każdy problem; od bezrobocia i samotności w tłumie po zanieczyszczenia środowiska. Tytuł: "Super Night Shot". Cel: zaktywizować przechodniów, wciągnąć do gry, poznać ich kłopoty. Wynik: sukces, oklaski, zachwyt i konfetti.

"Otworzyć więzienia! Skończyć wojnę w Iraku! Wyższe pensje dla pielęgniarek! Precz z bliźniakami!" - skanduje siedzący na scenie starszy mężczyzna z legendarnego The Living Theatre. Strofy wiersza "Streetsong" Jacksona MacLowa przeplata aktualnymi hasłami politycznymi. Czeka, aż publiczność przyłączy się do okrzyków. Za kilka kwadransów wraz z resztą aktorów będzie wił się w przedśmiertnych konwulsjach. Tytuł: "Misteries and Smaller Pieces". Cel: uzyskać bezpośrednią komunikację z odbiorcą, zszokować, wywołać frustrację i przerażenie. Wynik: widzowie śmieją się, wymieniają głupawe uwagi lub ziewają.

Co się stało? Dlaczego pomysł młodziutkiego Gob Squad (założony w 1994 roku) chwycił, a spektakl nobliwego The Living (założony w 1947 roku) spotkał się z niezrozumieniem? Co zmieniło się od 1964 roku, gdy ścigani wyrokami sądowymi amerykańscy skandaliści po raz pierwszy wystawili "Misteries..."? Od tego spektaklu rozpoczęła się przecież epoka. Pionierzy nowego kontrkulturowego teatru politycznego po raz pierwszy zastosowali wówczas metodę "kreacji zbiorowej" i "teatru wolnego". Nie było reżysera, nie było tekstu dramatycznego, każdy z członków zespołu mógł jednakowo przyczynić się do ostatecznego kształtu dzieła. Twórcy występowali w prywatnych ubraniach, grali siebie. Co najważniejsze, przez cały czas trwania widowiska widzowie mogli reagować na ich działania. Zwymyślać Gene'a Gordona, który w otwierającej scenie "Misteriów..." stał nieruchomo przez kilkanaście minut. Skandować "Streetsong" z Julianem Beckiem (twórca The Living, 1925-85). Wejść na scenę, improwizować, "koić ból" umierających na dżumę artystów.

Spektakl zmienił wyobrażenia o teatralnej roli widzów. Pokazał, że można traktować ich indywidualnie, a nie jak niemą masę. Rozpoczął w Stanach epokę "teatru uczestnictwa". Prostą drogą prowadził do słynnego "Paradise Now" (1968), "rewolucji radości", w której wyzwolona seksualność widzów i aktorów mieszała się z sacrum, narkotykami i polityką. 40 lat temu każde pojawienie się The Living wywoływało ekscesy, budziło żywe zainteresowanie władz porządkowych. Dziś strategię zbiorowej kreacji i "free theatre" stosują setki grup na całym świecie, a występy samych "żywych legend" wywołują jedynie rozbawienie lub zażenowanie.

Nie jest to sprawa wieku wykonawców. Chodzi o założenie, że publiczność potrafi jeszcze współodczuwać to, co tragiczne, poważne, święte. Gob Squad nie miało takich złudzeń. Postawili na kanoniczną receptę z "Deszczowej piosenki": "Make'em Laugh" ("Rozbaw ich"). Biegali po mieście w wojskowych kurtkach, wygłaszali komiczne, egzaltowane manifesty, odgrywali z przechodniami parahollywoodzkie sceny pocałunków i walki. Zamiast na naturalność i prywatność, postawili na całkowitą sztuczność (kostiumy kotów, kowboi, postaci z "Matriksa" czy filmów science fiction). Zamiast szokować - wchodzili w przyjazny dialog. Cztery nagrane na ulicach filmy wyświetlili publiczności symultanicznie, wywołując szczery śmiech i aplauz. Czy ich spektakl był przez to mniej poważny? Nie. Pokazywał, jak trudne jest stworzenie choćby najmniejszej wspólnoty z drugim człowiekiem i jak wszelkie próby zmieniania świata kończą się popadaniem w popkulturowy schemat.

Teatr polityczny, którego wiek wedle gustu liczyć można od Brechta lub od antyku, ewoluuje w stronę multimedialnego show. Bawi, rozśmiesza, wciąga do gry. Czy to powód, by mówić o jego degradacji? To raczej sygnał, że artyści z każdą dekadą dostosowują się do wrażliwości widzów. Znajdują bezpośrednią drogę komunikacji. A o to przecież chodziło The Living.

Na zdjęciu: "Misteries and Smaller Pieces" , The Living Theatre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji