Artykuły

Grotowski dla znawców i dla ludzi

Książka ta - i nie ona jedna - jest preludium do obchodów 10. rocznicy śmierci Mistrza (1999). Przypomina o "teatrze ubogim", którego siostrą jest "pusta przestrzeń" Brooka, przypomina takie terminy jak "akt całkowity" i "aktor całkowity". Jej miejsce w bibliotece jest obok pism teoretyków Wielkiej Reformy, to pewne. Jej możliwości oddziaływania - wątpliwe - o książce "Ku teatrowi ubogoemu" pisze Hanna Baltyn, która przypomina jeszcze sylwetkę red. Tadeusza Burzyńskiego i książkę "Mój Grotowski".

Rok 2009 ma być ogłoszony - pod patronatem UNESCO - rokiem Jerzego Grotowskiego. Od stycznia br. Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych został przemianowany zgrabnie na Instytut im. Jerzego Grotowskiego. Ma też otrzymać - obok centrum dokumentacyjnego przy wrocławskim Rynku - drugą, większą siedzibę. Jego szefowie Grzegorz Ziółkowski i Jarosław Fret zacieśnili więzi i współpracę z ośrodkiem prowadzonym we włoskiej Pontederze przez Thomasa Richardsa, spadkobiercę Grotowskiego; szykują wspólne projekty.

Trudno dociec, do jakich sposobów się uciekli, żeby otrzymać prawa wydawnicze na pierwszą po polsku publikację legendarnej biblii awangardowego teatru - zbioru manifestów Grotowskiego, wywiadów i głosów jego sławnych przyjaciół (Petera Brooka, Eugenio Barby i Ludwika Flaszena), czyli "Ku teatrowi ubogiemu". W każdym razie rzecz wydana w 39 lat od pierwszej duńskiej i amerykańskiej edycji powstała z czołobitnością godną Starego Testamentu. Towarzyszy jej druga książka talmudycznych przypisów w wykonaniu Leszka Kolankiczwicza, gdzie rozdziela się każdy włos na czworo, porównuje każde wątpliwe słowo i sformułowanie do lekcji w innych językach, wykazuje wszystkie, najdrobniejsze odmianki. Grotowski zakazał wydania owej książki w Polsce; "teatralny" etap swego życia strząsnął z siebie jak proch z sandałów, zwracając się ku nowemu, ku swoistej antropologii stosowanej. Nie chciał wracać, wszedłszy w zupełnie inne, zaklęte dla szerszej publiczności rewiry,

Książka ta - i nie ona jedna - jest preludium do obchodów 10. rocznicy śmierci Mistrza (1999). Przypomina o "teatrze ubogim", którego siostrą jest "pusta przestrzeń" Brooka, przypomina takie terminy jak "akt całkowity" i "aktor całkowity". Jej miejsce w bibliotece jest obok pism teoretyków Wielkiej Reformy, to pewne. Jej możliwości oddziaływania - wątpliwe.

Przekonujące wydają mi się rozważania Dariusza Kosińskiego, który ogłosił w styczniu na łamach "Tygodnika Powszechnego" esej "Ku teatrowi żywemu, czyli po co nam Grotowski". Przypomina jego "obcość", podejrzliwość środowiska teatralnego wobec jego "hochsztaplerstwa", niechęć szkolnictwa do choćby pobieżnego zapoznawania adeptów z jego metodą (polegającą na odrzuceniu w teatrze zewnętrznego sztafażu i skoncentrowaniu się na relacji aktora z widzem, "żywego obcowania", jak to ujmował Grotowski). Dużo w tym winy samego Mistrza, jego skłonności do budowania atmosfery misteryjnego wtajemniczenia i tajemnicy, działań dla wybranych. Dużo elementów budowanej przez rozczarowanych dawnych wyznawców "czarnej legendy". Jakkolwiek będzie z recepcją książki, warto ją przeczytać, bo był Grotowski geniuszem ujmowania swych często skomplikowanych przemyśleń w bardzo atrakcyjne formuły. Obcowanie z jego myślą nawet po czterdziestu latach daje intelektualną satysfakcję. Są i praktyczne rady, na przykład te wyłożone w Zasadach, napisanych do użytku wewnętrznego aktorów Teatru Laboratorium. Uczciwa, wyczerpująca fizycznie praktyka plus wymagający kodeks etyczny - nie jest to może propozycja całkiem przylegająca do naszych czasów łatwych debiutów. Ale dla ambitnych młodych artystów nie do pogardzenia.

Wcześniej wyszła książka człowieka, który od wrocławskich początków Laboratorium był jego wiernym kibicem, jednym z inicjatorów założenia Ośrodka Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego. Mowa o nieżyjącym dolnośląskim dziennikarzu Tadeuszu Burzyńskim, uczestniku nie tylko premier, ale i licznych staży i projektów Grotowskiego, świadku ewolucji jego praktyk od teatru, przez antyteatr i "święto" do parateatru. który też w końcu ostatecznie opuścił, co zbiegło się z dwudziestoletnią emigracją w ostatnim okresie życia. Burzyński pisywał do gazet, głównie do "Gazety Robotniczej". Sam siebie nazywał kronikarzem, rejestrował, relacjonował fakty. O Laboratorium i okolicach popełnił kilkadziesiąt tekstów. Przyjaźnił się z aktorami Grotowskiego: Ryszardem Cieślakiem. Antonim Jahołkowskim, Zbigniewem Cynkutisem, Stanisławem Ścierskim. Zbyt wcześnie przetraconym przez życie i wypalonym pisał epitafia.

Miał ambicje, by jego ideał twórcy - Jerzy Grotowski - trafił pod strzechy, by stał się przybliżony, oswojony. By go powszechnie rozumiano. Tłumaczył więc, jak umiał i po prostu, to co ciemne, mętne i niejasne. Choć nie raz. jak przy opisie Specjał Project, nocnych czuwań bądź "Góry", sam przyznawał bezradnie, iż ogarnia go taka egzaltacja, że brak już miejsca na precyzyjną, mózgową analizę. Bronił Grotowskiego przed pamflecistami, np. Zygmuntem Rymuzą czy Maciejem Karpińskim. "Braciom" Grotowskiego, inicjatorom staży (np. Jackowi Zmysłowskiemu) zadawał pytania naiwne: "Czy wasze działania nie sq dla niektórych azylem od życia, szukaniem chwili zapomnienia, ucieczki od rzeczywistości albo alternatywną propozycją na życie?". Nie dopuszczał myśli o elemencie hochsztaplerki czy o fatalnych skutkach udziału w projektach Grotowskiego rozwibrowanych, znerwicowanych dzieci-kwiatów, które po "święcie" wracały do swoich domów, ale już nie bardzo umiały zapuszczać korzenie na betonie. Grotowski był przezeń usprawiedliwiany ze wszystkiego, nawet z nielojalności i porzucania ludzi, którzy oddali mu wszystko i całych siebie. Jako geniusz - był w prawie. Pisał Burzyński: "Grotowski ma osobowość eksploratora. Jego postawę twóiczą - przejętą w znacznym stopniu pizez zespół - cechuje potrzeba nieustannego s z u k a n i a, mierzenia się z nieznanym. Z chwilą, gdy coś - w interesującej go dziedzinie - rozpoznał, zgłębił, opanował perfekcyjnie, traci do tego zainteresowanie, przynajmniej w tym sensie, że nie robi użytku ze zdobytych umiejętności, nie powiela doświadczeń. (...) lecz poszerza obszar swoich poszukiwań".

Ot, miłość czysta, do której zdolne są natury o tak dziecięcej czystości serca, jaką miał Tadeusz Burzyński. Mówię to, bom miała okazję poznać go osobiście. Należał do krytyków łagodnych jak gołąbki. Zdaniem prof. Deglera, szukał w teatrze nie tyle wartości artystycznych, ile wewnętrznej prawdy, otwarcia na drugiego człowieka. Marzył o poważnej książce o Grotowskim, miał nawet zamówienie wydawnicze, ale plany pokrzyżowała ciężka choroba. "Mojego Grotowskiego" ułożyli zań inni. Trochę tu powtórzeń, bo w bieżącej pracy dziennikarskiej człowiek się musi powtarzać. To specjalnie lektury nie uprzykrza. Na koniec chciałabym zacytować jeszcze jeden, wzruszający dla mnie fragment tekstu - sprawozdania z sympozjum o Grotowskim z 1989 r., kolejne świadectwo wielkiej miłości... Ze spotkań takich, jak opisywane, wyłania się problem p rz e k a z u. Jak wyczerpująco informować o Grotowskim, nie zamykając go w szufladzie, nie etykietując, nie upupiając? (Za każdym razem, czy słucham innych, czy sam o nim mówię, mam poczucie niedosytu. Że to jednak nie tak, że coś się gubi, coś niechcący zaklamuje..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji