Artykuły

Od śpiewania nie było odwrotu

Nie wyobrażają sobie życia bez śpiewu. To nie tylko ich praca, ale ogromna pasja. Tak wielka, że syn poszedł w ślady ojca, choć próbował zmienić koleje swego losu. Rozmowa z ANDRZEJEM OGÓRKIEWICZEM i MACIEJEM OGÓRKIEWICZEM, solistami Teatru Muzycznego w Poznaniu.

Andrzej Ogórkiewicz: Syn, podobnie do mnie jest śpiewakiem z powołania. Od dwunastu lat występuje na scenie - najpierw Teatru Wielkiego, a od sześciu sezonów Teatru Muzycznego w Poznaniu. Jego rola Eryka w "Phantomie" zachwyciła mnie dojrzałością interpretacji.

Maciej Ogórkiewicz [na zdjęciu w "Phantomie"]: Ojciec jest dla mnie wielkim autorytetem wokalnym. Jest solistą Teatru Wielkiego w Poznaniu, ma w swoim repertuarze ponad 100 partii operowych. W Akademii Muzycznej, której jest prodziekanem Wydziału Wokalnego, też uczy śpiewu solowego.

Rozmawiała Edyta Wasielewska

Śpiewanie było chyba panom przeznaczone. Ojciec z zawodu jest też informatykiem, a syn miał być ogrodnikiem, rzeźnikiem, stolarzem, piłkarzem.

Ojciec: - Po informatyce, przez pewien czas pracowałem w Centrum Elektronicznej Techniki Obliczeniowej Przemysłu Budowlanego w Poznaniu. W wojsku, do którego mnie powołali zacząłem śpiewać, po amatorsku. Szybko zrozumiałem, że nie ucieknę od przeznaczenia i zdecydowałem się na drugi fakultet. Były to studia w Akademii Muzycznej na Wydziale Wokalnym, w klasie profesora Stanisława Romańskiego.

Syn: - Moja droga do śpiewania była o wiele bardziej pokręcona. Jako rozrabiaka, nie w głowie mi była szkoła. Nie chciałem się uczyć i ojciec kiedyś do mnie powiedział: "To idź do pracy". Zostałem ogrodnikiem, ale krótko wytrzymałem w tym zawodzie i wróciłem do szkoły. Wcześniej niż ojciec, bo w wieku 18 lat postanowiłem, że zostanę śpiewakiem. Skończyłem liceum muzyczne i nie chcąc tracić czasu na dalszą naukę, od razu trafiłem na scenę - do chóru Teatru Wielkiego.

W muzycznej szkole średniej syn uczył się w klasie, w której lekcje śpiewu prowadził jego ojciec. Było to niełatwe zadanie, zarówno dla ucznia, jak i jego nauczyciela.

Ojciec: - Powiedzenie: "Abyś cudze dzieci uczył", w tym przypadku brzmi bardziej złowrogo: "Abyś własne dzieci uczył". Wobec syna byłem bardzo wymagający. Trudno nam się razem pracowało i dochodziło do wielu sporów.

Syn: - Nie byłem łatwym uczniem. Nie chciało mi się śpiewać i ciągle kłóciłem się z ojcem. Co to były za awantury! Teraz, z perspektywy czasu, jestem mu wdzięczny za jego upór. Byłem nieznośny też z innego powodu. Obawiałem się tego, że będę oceniany nie za to, co umiem, co robię, ale za to, że nazywam się Ogórkiewicz. Dużą szansę dał mi dyrektor Daniel Kustosik, który zaproponował mi pracę na naszym poznańskim Broadwayu, czyli w Teatrze Muzycznym.

Jednak nie zrezygnował pan z nauki u ojca. Pod jego kierunkiem przygotowuje pan kolejne role, szkoli warsztat wokalny. Czy Andrzej Ogórkiewicz bywa surowym krytykiem wobec syna?

Ojciec: - Po wielu latach wspólnej pracy udało nam się dogadać, wypracować kompromis. Choć przyznaję, że syn bywa bardzo uparty i z wielką trudnością przyznaje innym rację.

Syn: - W sprawach zawodowym ojcu ufam bezgranicznie, choć często zdarza nam się kłócić, pracując nad rolę. Mam też wielkie uznanie dla tego, co tata robi. Bardzo dużo pracuje - jest pracoholikiem i perfekcjonistą. Był taki etap w jego życiu, kiedy pracował nie tylko jako solista w Teatrze Wielkim, ale też w Akademii Muzycznej i jeszcze... w szkole średniej. Podziwiam go i nie mam pojęcia, skąd czerpie tyle sił.

Kiedy po raz pierwszy syn zobaczył ojca na scenie?

Syn: - Jako dziecko obejrzałem "Skrzypka na dachu", w którym grał rolę Mordki Karczmarza. Kilkakrotnie byłem na tym spektaklu, choć wtedy jeszcze nie rozumiałem, na czym polega magia opery. Co ciekawe, wiele lat później, pracując w Teatrze Muzycznym zagrałem nie tylko w tym samym musicalu, ale dostałem tę samą rolę.

Ojciec: - W innym spektaklu - "Phantomie" syn zagrał Eryka, a ja przed laty, na deskach Teatru Wielkiego, wystąpiłem w roli Choleta. Dobrze znam ten musical, ale za każdym razem, kiedy oglądam Macieja w tym przedstawieniu, jestem pod ogromnym wrażeniem.

Syn: - Zawsze marzyłem o tej roli i bardzo zależało mi na tym, żeby ją zagrać. Wspólnie z ojcem długo nad nią pracowaliśmy.

Andrzej Ogórkiewicz wystąpił w tak wielu operach, że trudno je wymienić. Począwszy od Pergolesiego, Haydna, poprzez Mozarta, Rossiniego, Czajkowskiego, Moniuszkę

do Pendereckiego. Czy syn chętnie ogląda ojca na scenie?

Syn: - Tata jest śpiewakiem charakterystycznym, do czego dochodzi się latami ciężkiej pracy. Na scenie występuje 32 lata, solistą jest 27 sezon. Cóż dodać? Uczę się od niego podczas każdego spektaklu. Emisji głosu, dykcji, interpretacji roli...

Ojciec: - Ciągle jestem zaskakiwany dostrzegając syna niespodziewanie gdzieś wśród publiczności.

Ojciec i syn wielokrotnie razem występowali na scenie Teatru Wielkiego. Kiedy po raz pierwszy?

Ojciec: - Jedenaście lat temu, w operze "Opowieści o sympatycznym potworze Minotaurze" grałem Dedala, a Maciej - Ikara. W "Vivat Pan Moniuszko" byłem starym Moniuszko, a syn - młodym. Okazuje się, że i bez charakteryzacji jesteśmy do siebie bardzo podobni. Choć Maciej ma wyższą skalę głosu. Ja jestem bas-baryton, a on - wysokim barytonem. To nie jedyna różnica między nami. Podziwiam Macieja i ludzi, którzy pracują w teatrze operetkowym. Za to, że jednocześnie śpiewają, mówią, recytują, tańczą, stepują. Rano grają dwa spektakle dla dzieci, po południu mają próbę, wieczorem - kolejne przedstawienie. Syn: - Jako nastolatek bardzo chciałem zagrać z ojcem na scenie. Jak każdy młody człowiek, byłem bardzo niecierpliwy i myślałem, że już nigdy się tego nie doczekam. Udało się i mam nadzieję, że jeszcze będzie ku temu okazja.

Nad czym panowie teraz pracują?

Ojciec: - Nad rolami, które Maciej będzie śpiewał w najbliższym sezonie artystycznym: Homonaya w "Baronie Cygańskim" i Einsteina w "Zemście nietoperza".

Syn: - Marzeniem ojca jest zagrać Wojaka Szwejka. Jego filozofia życia bardzo go intryguje i stanowi niemałe wyzwanie dla solisty operowego. Jestem przekonany, że i w tej roli zobaczę go kiedyś na scenie.

Czego słuchają panowie po pracy?

Ojciec: - Kiedyś na gitarze grałem romanse rosyjskie i pozostał mi sentyment do nostalgicznych piosenek. Choć po pracy i tak najczęściej włączam muzykę operową, symfoniczną, od której po prostu nie da się uciec.

Syn: - Niezmiennie od lat słucham Depeche Mode, którego jestem zagorzałym fanem. Ciągle jeżdżę na ich koncerty.

Ojciec: - Syn ma jeszcze jedną wielką pasję, którą jest piłka nożna. Gdy zaczął pracę w Teatrze Wielkim założył drużynę piłkarką, z którą pojechał na Mistrzostwa Europy Teatrów w Monachium i Wenecji. Pracując w Teatrze Muzycznym skrzyknął chłopaków i ma już kolejną drużynę piłkarską, która zdobyła Puchar Fair Play na Mistrzostwach Europy Teatrów w Berlinie.

Jak panowie dbają o swoje narzędzie pracy, czyli głos?

Ojciec: - Głos albo się ma, albo nie. Gdy jest inaczej, to należy zadbać o jego higienę. To znaczy? Kiedy nie ma takiej potrzeby nie powinno się go obciążać, raczej oszczędzać. W naszym zawodzie przydaje się żelazne gardło.

Syn: - Ojciec nigdy głosu nie oszczędza, a ja skoro poszedłem w jego ślady, to... nie mam innego wyjścia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji