Artykuły

W stronę człowieczeństwa

Rozmowa Janusza R. Kowalczyka z Joanną Trzepiecińską przed premierą "Merylin Mongoł" Mikołaja Kolady w Teatrze Studio.

Janusz R. Kowalczyk: - W pani dorobku aktorskim takiej bohaterki jak Inna w sztuce "Merylin Mongoł" współczesnego rosyjskiego dramaturga Mikołaja Kolady jeszcze nie było. Inna jest po prostu inna...

Joanna Trzepiecińska: - Inna jest brutalną i prostacką w sposobie wyrażania się alkoholiczką, której oczekiwania wobec życia nie są wcale prymitywne. Czasem jest śmieszna, kiedy indziej pełna rozpaczy i miota się jak drapieżnik w klatce. Nie jest to aż tak bliski mi temat, żebym mogła czerpać z własnych przeżyć. To jedna z tych ról, które pewnie łatwiej się pisze, niż gra.

- Wystąpiła pani w monodramie "Amerykańska papieżyca" Esther Vilar, ukazującym nam świat z punktu widzenia Zachodu. Czy dostrzega pani istotne różnice w sposobie ujęcia naszych czasów przez twórcę ze wschodu Europy?

- W sztuce Vilar podobała mi się swoboda pisania o sprawach religii, o których w Polsce nikt nie mówi z podobną polemiczną żarliwością. Tekst, jako materiał do budowania roli, wydał mi się nieciekawy - zbyt publicystyczny i adramatyczny. Nie chciałam jednak zdezerterować. Najbardziej stropiła mnie, propozycja, by reżyserował to mój mąż Janusz Anderman. A tak dobrze nam się dotąd żyło... W pracy skupiłam się na tym, by myśli bohaterki oddać możliwie najprościej. Podobnie próbuję grać i teraz, choć postać napisana przez Koladę jest znacznie bogatsza w doznania i wymaga większej ekspresji. Rosyjska literatura ma w sobie coś takiego, że nawet w studencie, który zatłucze siekierą staruchę, można odnaleźć siódme dno. Od strony emocjonalnej daje to nam, aktorom, szansę ukazania pięknego, głębokiego człowieczeństwa. I choć objawia się ono niekiedy w mało wyrafinowanej formie, nie przestaje być człowieczeństwem.

- W Rosji mówi się o "dekadzie Kolady", który jak nikt inny potrafi oddać stan ducha swych rodaków, ich wyobcowanie i poczucie niespełnienia. Czy na podstawie własnych doświadczeń - grała pani Ninę Zarieczną w "10 portretach z "Czajką" w tle" i Helenę "Wujaszku Wani" - uznałaby go pani za Czechowa XXI wieku?

- Oba przedstawienia kocham. Radość pracy przy nich polegała na tym, że to był Antoni Czechów i Jerzy Grzegorzewski zarazem. Daj Boże spotykać się z takimi indywidualnościami. Sądzę, że są wspólne tropy u Czechowa i Kolady. Bardzo czechowowskie jest ukazanie życia skazanych na siebie ludzi, którzy nie potrafią wyrwać się z zastanego układu. Bohaterowie Kolady żyją, oczywiście, w innym, brutalniejszym i biedniejszym świecie. Używając dzisiejszego słownictwa - mają inny standard życiowy Coś, bliżej nie wiadomo co, nie pozwala im na odmianę losu. Najistotniejsze, że choć rzeczywistość ich degraduje, marzą o lepszym życiu. Niestety, nie mają szans. Postaciami Kolady rządzi pewien rodzaj namiętności, który je uczłowiecza. Dramaturgia rosyjska od czasów Czechowa rozwija się zresztą dość płynnie, nawet w czasach socrealizmu, bez znaczących awangardowych przełomów, co sprzyja uprawianiu rzetelnego realistycznego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji