Artykuły

We Wrocławiu lepiej wieje

0 patronacie wielkiego tenora Placido Domingo, o nowych planach w nowej, wreszcie własnej, sali, o ściąganiu do Krakowa wielkich gwiazd - rozmawiamy z Piotrem Sułkowskim, dyrektorem artystycznym Opery Krakowskiej.

Placido Domingo objął patronat honorowy nad Operą Krakowską. Poczuł Pan wiatr w żaglach?

- To niezwykle ważne dla Opery i Krakowa. Najbardziej podnosi nas na duchu fakt, że wielki Domingo tak dużo wie o naszym mieście.

Skąd?

- Jesteśmy w stałym kontakcie i wielokrotnie mówiliśmy mu o naszych trudnościach. Placido Domingo ma możliwości i chce nam pomóc. Jeżeli to zbagatelizujemy, stracimy ogromną szansę. On już teraz, gdziekolwiek jest, na najważniejszych scenach świata, świetnie mówi o Krakowie, jest naszym ambasadorem. Gdy zacznie tu występować, ściągną do nas genialni reżyserzy i realizatorzy. Oczywiście, będą na to potrzebne pieniądze, ale to się opłaci. Mam nadzieję, że uda nam się uzyskać pomoc od lokalnych władz.

To chyba oczywiste!

- Nie do końca. Współpraca z Urzędem Marszałkowskim od dłuższego czasu nie układała się najlepiej. Myślę jednak, że w tej sytuacji uda nam się wkrótce spotkać i porozmawiać z marszałkiem Markiem Nawarą.

O czym w takim razie chciałby Pan z nim porozmawiać?

- Chciałbym przedstawić mu swoje pomysły, politykę. Chcemy wzmocnić chór i balet. Na nowej scenie będzie można wystawiać jedno dzieło przez kilka dni z rzędu, co pozwoli zapraszać wielkie gwiazdy. Dotychczas - właściwie od początku historii Opery Krakowskiej - nie było to możliwe, bo musieliśmy dzielić scenę z Teatrem Słowackiego. Ściągnięcie wielkiego artysty na cztery spektakle równało się z zaangażowaniem go na miesiąc, bo scena wolna była tylko w niedziele. Teraz to się zmieni. Właśnie rozstrzygnięto przetarg na technologię sceny i za kilka tygodni będziemy już dokładnie wiedzieć, co i kiedy zostanie ukończone. Poznamy też datę odsłonięcia głównej sceny. Już teraz wiemy, że w grudniu zacznie się przeprowadzka pracowni i biur, w styczniu oddamy scenę kameralną i zaczniemy w niej grać. Już grudniu - jeśli uda się spiąć technologią sceny -zaczniemy warunkowo korzystać z budynku. Myślę, że w czerwcu festiwal Opera Viva zaistnieje już na nowej scenie.

Nowy budynek rozwiąże wszystkie problemy?

- Na pewno ani w pierwszym, ani drugim roku nie rozwiąże problemu repertuaru. Niektóre spektakle zachowamy. Teraz jednak koncentrujemy się głównie na nowych. I naprawdę jestem pełen optymizmu, bo dziś mamy do dyspozycji jedynie 15 dodatkowych prób w Teatrze Słowackiego.

Na całym świecie skraca się dziś próby do minimum. Poza tym zapowiedzi nowych premier powracają jak refren, wciąż jednak brakuje u nas spektakularnych produkcji. Trudno zyskać uznanie władz, mediów i publiczności ogrywaniem w Barbakanie tych samych spektakli dla turystów. Ja nawet słyszałem, że "poziom Opery Krakowskiej jest żenujący". Problem w tym, że od jakiegoś czasu wszystko, co mówi się o operze, dotyczy przetargów i prac budowlanych budynku, coraz mniej dyskutuje się o rzeczywistym poziomie artystycznym, który jest z roku na rok lepszy. Myślę, że my, jako ludzie sztuki, powinniśmy do niej zachęcać i ją tworzyć. Gdybyśmy codziennie mówili w wiadomościach, że pomidory są złe, to za miesiąc nikt by ich nie kupił.

Tak jest w Warszawie, w Łodzi i Krakowie, ale np. nie we Wrocławiu. Tam nikt źle nie mówi o operze.

- To prawda, ale tam wiatr wieje w tę samą stronę, tzn. dyrekcja, pani Ewa Michnik, która zresztą wyjechała z Krakowa, ma ogromne poparcie władz lokalnych. One promują tę instytucję niezależnie od tego, czy spektakl wyjdzie, czy nie. To jest sztuka i jednym się podoba, a innym nie. Podejście do niej powinno być zawsze pozytywne.

A konflikty wewnątrz opery? Pana poprzednik, Ryszard Karczykowski, odszedł w nieprzyjemnej atmosferze. 99 procent załogi opowiedziało się przeciw niemu. Czy Pan stanowił ten jeden procent?

- Żaden dyrektor nie jest w stanie zadowolić wszystkich. Sam mam przeciwników. Nasze ostatnie dwa lata były ekstremalne. Pracowaliśmy i wciąż pracujemy w przypadkowych salach, które nie mają ani kanału, ani sceny. Wszystkie próby odbywają się w wynajmowanym studiu telewizji, czy w sali Chemobudowy. Artyści próbują bez dekoracji...

.. i publiczność od lat przymyka na to oko, mając już jednocześnie dość tych samych afiszów, z tymi samymi nazwiskami.

- Tak, to prawda. Wycofałem kilka spektakli, jak "Carmen", "Nabucco", czy "Aidę" - inscenizacje, których nie chcę już pokazywać. Mam nadzieję zrobić ich nowe wersje na nowej scenie. Od kilku lat Józef Opalski wraz z Teresą Chylińską i Andrzejem Kosowskim pracują nad jedynym nigdy nie wykonywanym dziełem Szymanowskiego. Jest tam całe nowe libretto, utwór nigdy nie ujrzał światła dziennego tylko dlatego, że Fitelberg, przyjaciel Szymanowskiego, powiedział, że "porządny artysta nie pisze operetek". Teraz, po tylu latach, mamy rok Szymanowskiego i cały świat czeka na jego jedyny nie wykonywany nigdy utwór. Jeszcze w tym roku, w grudniu, wystawimy "Madame Butterfly" Pucciniego w reżyserii Waldemara Zawodzinskiego, a następnie "Don Giovanniego" Mozarta i "Eugeniusza Oniegina" Czajkowskiego.

Nie myślał Pan o zaangażowaniu jakiegoś głośnego polskiego reżysera, na przykład Trelińskiego? Mogłoby to rozwiązać problem niedobrej opinii, jaką ma opera.

- Wszystkie gwiazdy mówią: Jak będziecie gotowi, to zaproście nas. Wiem, jestem tego pewien, że niezależnie od tego, co się będzie działo w Krakowie, przyjadą z przyjemnością. Muszą być tylko warunki techniczne. Kraków jest dziś postrzegany na równi z Paryżem, Wiedniem i Londynem i wynika to z ogólnej popularności miasta. Artyści chcą przyjeżdżać nie tyle do Opery Krakowskiej, ale do opery w Krakowie i musimy to wykorzystać. Zresztą melomani zagraniczni doceniają nasze inscenizacje, szczególnie te tradycyjne, jak choćby "Straszny dwór".

Dwa tygodnie temu został rozpisany konkurs na nowego dyrektora naczelnego opery. Cieszy się Pan z tego?

- Pracuję w operze od 12 lat. Znam ten zespół od każdej strony i myślę, że to błąd, wymieniać na ostatniej prostej budowy dyrektora, który pilotuje ją od samego początku. Zmiana teraz, może się odbić na operze, bo współpracujące firmy mogą zacząć asekurować się, opóźniać pracę. Zostało naprawdę niewiele czasu, a my już porozumieliśmy się z operami w Chicago i Paryżu. W tej chwili negocjujemy również z Wiedniem. To są instytucje zainteresowane współprodukcją nowych spektakli na zasadzie koprodukcji, czyli solidarnego podziału kosztów i wystawiania ich w obu teatrach. Dziś jest to o tyle proste, że można polecieć w każdy zakątek Europy i wrócić tego samego dnia. Ponadto chcemy w Krakowie stworzyć Festiwal Oper Polskich: co miesiąc do Krakowa przyjedzie inna opera i wystawi swój najlepszy spektakl sezonu. Będziemy mieli tu przekrój tego, co dzieje się w Polsce. Staramy się również przekonać władze, że krakowska scena powinna stać się sceną narodową.

Piękne plany.

Piękne, ale realne. Przestajemy wierzyć w siebie, zaprzepaszczamy dobre imię opery, tylko dlatego, że nie mówimy o tym, co jest najważniejsze. A przez ostatni rok ciężko pracowaliśmy. Nowy .kierownik chóru, Marek Kluza, ma świetny kontakt z zespołem i ludzie z zewnątrz mówią, że to jest świetny zespół. Tylko u siebie w domu mało kto dostrzega małe, ale konsekwentne zmiany. A to dla artystów, jest często frustrujące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji