Artykuły

Gra w życie, gra w sztukę

"Kształt rzeczy" w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Krzysztof Karwat w Śląsku.

Katowicka Scena Kameralna wymuszająca bezpośredni kontakt między aktorami a widzami nie zawsze sprzyja współczesnej dramaturgii, a w każdym razie szybko obnaża zwłaszcza psychologiczne mielizny tekstów. Ale nie tym razem. Amerykanin Neil LaBute nie bez powodu przebojem wtargnął nie tylko na polskie sceny. To świetny pisarz i świetna sztuka, wcześniej z powodzeniem zagrana m.in. w Warszawie i Bielsku-Białej. Katowiczanie też wykorzystali szansę i dali dobre przedstawienie. Chciałoby się wierzyć, że jest ono zwiastunem tak długo oczekiwanych w Teatrze Śląskim zmian.

A Katarzyna Deszcz nie miała łatwego zadania, bo podjęła pracę z czwórką utalentowanych, ale jakże młodych jeszcze i mało doświadczonych aktorów. Założyła, że opowie historię z życia typowych współczesnych studentów, nie używając wymyślnych zabiegów ani inscenizacyjnych, ani interpretacyjnych, co wymagało od wykonawców naturalności i swoistego luzu. Młodzi przecież nie "grają" na towarzyskich imprezkach, nieraz lekko zakrapianych alkoholem, policzonych na odstresowanie, żart i konwersacyjną zabawę. Nawet jeśli pozują na kogoś, kim nie są lub kim chcieliby być. Ale -jako się rzekło - w warunkach katowickiej Sceny Kameralnej taka naturalność jest trudna do uzyskania, bo gest musi być stonowany, a towarzyszące im słowa, ich wewnętrzna emocja i temperatura, pod stałą kontrolą. Trochę tego zabrakło w początkowych scenach. Akcja zawiązuje się z mozołem, bo może dusi debiutancka trema? Evelyn (Jadwiga Gryń), ekscentryczna i bardzo energiczna studentka akademii sztuk pięknych, odwiedza muzeum, w którym jako strażnik dorabia między zajęciami nadzwyczaj nieśmiały Adam (Maciej Wizner). Ogień i woda, a w środku -rzeźba nagiego mężczyzny. Evelyn prowokuje i kokietuje. Adam z trudem się broni, a jednak zdołają się poznać, wymienić telefony, bo chyba coś między nimi zaiskrzyło. My, widzowie, trochę jednak nie wierzymy w ten flirt, bo w tej scenie szeleści literatura, jeszcze nie "mocny" teatr.

A potem będzie lepiej, coraz lepiej. Poznajemy drugą parę. Phillip (Marcin Piejaś) to zdecydowany w gestach i mocnych słowach kupel Adama, jajarz i zgrywus, ale piekielnie ironiczny, sarkastyczny wręcz. Jenny (Jadwiga Wianecka) - to jego dziewczyna, raczej niezbyt lotna, czego ma świadomość, ale zachęcająco powabna, bo niewymuszenie infantylna i skora do bezpretensjonalnego śmiechu. Więc cała czwórka spotyka się towarzysko, gada, żartuje, imprezuje, ale już wiemy, że ci młodzi ludzie - każdy inaczej - są pogubieni. To jedna z najlepszych scen w tym spektaklu.

Jakbyśmy podglądali życie akademika, czuli jego pulsujący humorem luz i beztroskę, ale przecież także skrywane przed światem napięcia i "zabawę w dorosłych", która może skończyć się jednak czymś poważniejszym niż łzy. Czymś nieodwracalnym. Phillip i Jenny zmierzają ku małżeństwu, ale czy wiedzą, co chcą zrobić, no i dlaczego? To tylko rodzaj towarzyskiego szpanu. Raczej chodzi o planowany ekscentryczny rytuał ślubny, który wstrząśnie tym malutkim mieszczańskim światem, jaki ich otacza, niż o poważne myślenie o wspólnym życiu. A Evelyn ze swym zapewne tylko wystudiowanym w książkach buntem wobec sztuki uładzonej i poczciwej? Dlaczego tak bardzo stara się zmienić Adama? Wewnętrznie i zewnętrznie. Co ją ku temu pcha? Feministyczna zaborczość czy może dziwaczna ambicja, wcale nie tak odległa od praktyk stosowanych przez innych młodych, gotowych dla kariery i pieniędzy na podjęcie choćby zupełnie autodestrukcyjnego wyścigu szczurów? Czy tak bardzo różni się od tych, którymi gardzi, wierząc, że jej, artystce, wolno więcej?

Jako się rzekło, wszyscy są pogubieni, choć o tym nie wiedzą. Ten luz, ten szpan zasłania im oczy. O głębi swych uczuć, o tęsknocie do nich, nie chcą rozmawiać albo raczej - nie potrafią. Więc wolą grać ostro. Może nawet - wprawdzie tylko na chwilę, jakby mimochodem i niejako bez własnej woli - wymienić się partnerami. Tak niechcący, tak niezobowiązująco i w tajemnicy. A jednak się ranią, i to boleśnie, bo jest to coś więcej niż klasyczna zdrada małżeńska, taka "na boku". A więc nie tylko Evelyn jest bezwzględna i nie tylko ona łamie granice moralne, jakie dzielą sztukę od manipulacji. Przecież Adam - a proces jego odmiany udało się Maciejowi Wiznerowi wiarygodnie ukazać - też łamie normy etyczne tylko dlatego, że poczuł się silniejszy i pewny siebie. A jeszcze nieledwie wczoraj - dobra jest scena łóżkowa - z taką bezradną czułością wyznawał miłość Evelyn. A Jenny? Tak, Adam zmienił nie tylko fryzurę i ubiór, ale to jeszcze nie powód, by tuż przed ślubem iść z nim łóżka (a ściślej", samochodu) i szukać w nim kogoś, kogo widocznie nie dostrzega w Phillipie. Temu zaś - widać - wystarczy chwila niepewności, by nagle zrzucił z siebie szaty prowincjonalnego playboya i luzaka.

Niestety, najważniejsza ze scen w sztuce LaBute'a, zupełnie się w tym spektaklu nie udała. I to chyba nie z winy Jadwigi Gryń, ciągle jeszcze studentki łódzkiej szkoły teatralnej. Moment, w którym Evelyn odkrywa karty podczas obrony swej pracy dyplomowej, powinien być szokiem dla wszystkich, także dla widzów. Nic z tego. Gryń została przykuta do pulpitu, przy którym składa relację ze swego artystycznego (i etycznego) eksperymentu. Nawet jej nie przebrano, a zapewne w tych szerokich spodniach i bluzie na egzamin by Evelyn nie wpuszczono. Gryń gra tak jak wcześniej, a przecież jakiś nowy ton powinien się tu znaleźć. Także pozostała trójka nie wie, jak zagrać to wielkie zaskoczenie, jakie ich wszystkich spotkało.

Ale za to finałowa scena jest świetna. Adam ogląda "dzieła" swej dziewczyny i kilkakrotnie na ekranie monitora powtarza ujęcie, w którym ta szepcze mu coś do ucha. Co? To "coś", co udane i zmanipulowane - jeśli wierzyć Evelyn - ponoć nie było. Nie może uwierzyć w to, co się stało? A może targa w nim bezwiedna chęć zrozumienia sensu tej niezwykłej historii, jaka mu się w życiu przydarzyła. Chce odwrócić bieg zegara? Zatrzymać się w miejscu, w którym to rzeczywistość dogoniła i przegoniła sztukę? W miejscu, w którym "wygrało życie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji