Artykuły

Straszy i zabawia publiczność

MARIA ILJUCZONEK, krakowska artystka, opowiedziała nam o sobie, swojej niezwykłej pracy, trochę szalonych kontaktach ze swoimi widzami w szatach Białej Damy.

Z Marią lljuczonek, czyli popularną Białą Damą, rozmawialiśmy podczas jej pobytu w Kielcach, rozmowę dokończyliśmy w Krakowie, gdzie jest rezydentem na Rynku, z reguły zabawia i straszy publiczność w okolicy kościoła Mariackiego.

Powszechnie jest pani znana jako Biała Dama zabawiająca i dokuczająca turystom na krakowskim Rynku. Skąd taki pomysł?

- Ta dama to cała historia. Skończyłam filmówkę i warsztaty taneczne w Paryżu, gdzie uczyłam się sztuki pantomimy. Wróciłam do Krakowa i nic. Żadnej propozycji pracy. Grałam jakieś ogony, drzewka. Trwało to dwa lata. Mąż, konserwator dzieł sztuki, musiał utrzymywać nas oboje. Gotowałam zupę czosnkową i jakieś placki z wody i mąki, to była prawdziwa bieda. Miałam dosyć. Pewnej nocy przyśniła mi się Biała Dama na krakowskim Rynku. Rano zaczęłam ją rysować. Poprosiłam męża o zrobienie postumentu. Trochę był zdziwiony, ale zgodził się. I wyszłam na ulicę.

Trudno było?

- Bardzo. Walnęłam ćwiartkę wódki na rozluźnienie i odwagę. Pomysł się spodobał, chociaż Biała Dama ma wredny charakter. Zaczepia ludzi, pokazuje ich kompleksy. Ale to taka terapeutyczna rola - jak ktoś zacznie się śmieć ze swoich kompleksów, to może uważać się za wyleczonego.

A jak ludzie przyjmują Białą Damę?

- Bardzo dobrze. Mam wiernych fanów. Przywożą mi prezenty z podróży, na święta przynoszą baranki albo karpia czy szynkę. Jak w rodzinie. Widział mnie nawet sam mistrz, Marcel Marceau i chwalił.

Dama to trochę szalony pomysł...

- Ale w mojej rodzinie nie brakowało szalonych przypadków. Babka Tarnowska popełniła mezalians wychodząc za szewca z krakowskiego Kleparza. Kiedy chciano ją wydać za hrabiego uciekała po związanych prześcieradłach. Rodzina ją wyklęła, ale ona była szczęśliwa. Ja rok spędziłam z cyrkiem i robiłam różne dziwne rzeczy.

W maju i czerwcu Białej Damy nie widać. Znów wróci na stałe na Rynek?

- No właśnie, trochę brakuje mi czasu. Zostałam dyrektorem Teatru 38 w Jaszczurach. Ale będę się pokazywać przynajmniej w latem.

Na co jeszcze możemy liczyć?

- Założyłam fundację, która będzie prowadzić bezpłatne warsztaty dla osób pragnących być aktorami. Kiedy widzę, jak prywatne szkoły niby kształcące aktorów niczego nie uczą, to krew się we mnie burzy. A ponieważ sama wiem, jak to jest liczyć tylko na własne siły, chcę tym ludziom pomóc. Mam nadzieję, że po warsztatach łatwiej im będzie czy to zdać na państwową uczelnię, czy poprawić coś w pracy. Drzwi są otwarte dla wszystkich.

Co sprawiło, że sięgnęła pani po książkę "Souad. Spalona żywcem" i przygotowała monodram, o którym głośno było w całej Polsce? [na zdjęciu]

- Mijało 10-lecie mojej pracy. Kaśka Grochola miała mi coś napisać, ale tak schodziło. Kiedy zaczęło być późno przyjaciółka dała mi do przeczytania tę książkę. Siadłam nad nią wieczorem, a rano pobiegłam do wydawnictwa. Wiedziałam, że muszę to zrobić. Historia arabskiej dziewczyny, która przez własną rodzinę zostaje skazana na śmierć za złamanie prawa obyczajowego -zaszła w ciążę przed ślubem, i zostaje spalona żywcem, wstrząsnęła mną.

Ale zdobycie zgody na inscenizację chyba nie było proste. Autorka do dzisiaj ukrywa się, bo ten wyrok jest ciągle aktualny.

- Tak. Korespondencja mailowa z agentką trwała długo, tygodniami czekałam na odpowiedzi, ale wreszcie wydawca zgodził się. Była to pierwsza adaptacja w Polsce. A ja dostałam zgodę na spotkanie z Souad.

Ona mieszka w Europie?

- Tak. Ukrywa się ciągle. Uratowała ją Szwajcarka z organizacji charytatywnej, bo lekarze z jej ojczyzny nie chcieli jej nawet leczyć. W Szwajcarii przeszła pierwsze operacje. Trzeba jej było przeszczepić powieki, uszy, rekonstruować twarz. Dzisiaj mieszka w Europie. Spędziłam z nią jeden dzień.

Jaka ona jest?

- Mimo że oszpecona bliznami, bez włosów, jest szczęśliwa. Znalazła pracę, mężczyznę, który ją zaakceptował i któremu urodziła dwoje dzieci. Funkcjonuje, chociaż ciągłe ma wiele fobii. Czasami budzi się przerażona, bo śni jej się, że rozmawia z obcym mężczyznąi boi się, że ją za to zamordują.

Souad musiała oddać syna do adopcji, czy nawiązała z nim kontakt?

- Tak. Tylko przez adopcję mogła ocalić jego życie. Spotkali się po ponad 20 latach. Kiedy z nią rozmawiałam i opowiadała mi o jego telefonie cała się rozpromieniała.

Co pani dało spotkanie z Souad?

- Lepiej ją zrozumiałam. Ona do dzisiaj jest muzułmanką. Nie odwróctła się od religii. Uciekła od oprawców, ale nie buntuje się przeciwko systemowi wartości.

Dzięki niej lepiej zrozumiałam też słowa mojej babki, hrabiny Tarnowskiej, która mówiła: "zawsze trzeba nosić głowę wysoko. Chodzić prosto bez względu na to, co cię spotkało, nie ma rzeczy, które mogą cię wgnieść w ziemię".

***

Maria Iljuczonek

Biała Dama jest absolwentką łódzkiej filmówki, skończyła warsztaty taneczne w Paryżu. Na 10-lecie pracy przygotowała monodram "Souad. Spalona żywcem ". Jest dyrektorem Teatru 38 w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji