Artykuły

Mocna rzecz

Wydany przed czterema laty tom za­wierający tekst "Solo" Andrzeja Stasiuka nosi tytuł "Dwie sztuki (telewi­zyjne) o śmierci". W scenicznej realiza­cji tego monodramu Agnieszka Olsten nawiązuje do poetyki widowiska małe­go ekranu, ale jest to aluzja przewrotna.

Spektakl zaczyna się w foyer. Urzędo­wo uprzejmi ochroniarze w garniturach prowadzą widzów - przedstawienie gra­ne jest jednorazowo dla 20 osób - do te­atralnych piwnic, a potem do pomiesz­czenia za pancernymi drzwiami. W środ­ku jest ciemno, ochroniarze energicznie usadzają nas w jakichś wnękach, gdzieś jakby z sufitu dobiega wibrująca muzy­ka. Zapalają się światła i okazuje się, że siedzimy w boksach wokół więziennej celi, której wnętrze oglądamy przez za­kratowane siatką okienka wielkości śred­niego ekranu telewizyjnego. Kilkudziesięciominutowy monolog dwudziesto­paroletniego chłopaka, zabójcy kumpla, który "wkurwiał go na maksa", będzie­my śledzić w kawałkach, tak jak w tele­wizji. Pobrzmiewa w tym drwina z naj­potężniejszego z mediów. Oto za chwi­lę zobaczymy skazańca i wysłuchamy jego opowieści o zbrodni. Jednak nie bę­dzie to bezkarne podglądactwo. Nie są to telewizyjne rozmowy z mordercami, nie będzie przerwy na reklamy, nie zdy­stansujemy się wobec tej historii. Nie bę­dziemy też jednak sędziami, choć prze­konamy się o winie bohatera.

Zamknięty w klaustrofobicznej, mo­nochromatycznej przestrzeni (prycza, ki­bel, umywalka) skazaniec (dobra rola Mi­chała Kowalskiego) miota się po celi, je, wypróżnia, onanizuje i wspomina. W tym konfesyjnym rozrachunku pokazuje dwie twarze. Zaczepnego, rapującego blokersa oraz budzącego litość dzieciaka przysy­piającego w pozycji embrionalnej. Chło­pak miał stereotypowe dzieciństwo. By­łoby jednak wielkim uproszczeniem czytać "Solo" jak opowieść o zbrodni będą­cej wynikiem atrofii więzi rodzinnych w tak zwanym dobrym domu. Bohatera przedstawienia od dzieciństwa fascyno­wała śmierć. Nie był to jednak przejaw szczenięcej nekrofilii popychającej do sprawdzenia, jak mucha poradzi sobie bez skrzydełek. Niepokój dręczący chłopaka miał wymiar transcendentny. Podpatrując rozkładające się gołębie, chciał przeko­nać się, czy we wnętrzu materii kryje się coś niematerialnego, czy ciało ma duszę i jak wygląda moment przejścia na drugą stronę. "Bo tak naprawdę to tylko ten mo­ment jest ciekawy. Reszta to są lektury na­dobowiązkowe" - mówił.

Uderza go banalność i obojętność oto­czenia wobec śmierci, to, że "po" świat jest taki sam jak "przed", że życie toczy się dalej. Ma niepokojące przeświadcze­nie, że śmierć kończy życie raz na za­wsze, że nic potem nie ma. Zabicie znie­nawidzonego kumpla było więc wybry­kiem zdemoralizowanego furiata czy makabryczną próbą poznawczą ostatniej instancji? Młoda warszawska reżyserka zdaje się skłaniać ku drugiej odpowie­dzi. Jej bohater jest potworem, ale jednak łapiemy się na mimowolnym usprawiedliwianiu jego czynów. Podobne lę­ki miewało pewnie wielu z nas. Chłopak z "Solo" się w nich pogrążył.

Agnieszce Olsten udało się przełożyć prozę Stasiuka na język teatru. W po­równaniu ze współczesnym slangiem użyte w "Solo" zwroty i wyrażenia wy­dają się anachroniczne. Dzisiejsi blokersi mówią inaczej, bardziej skrótowo, uży­wają anglicyzmów. Reżyserka nie uwspółcześniła jednak języka tekstu Sta­siuka i dało to świetny efekt. Ta niedzisiejszość niektórych kwestii bohatera świetnie podkreśla charakter jego oso­bowości. Chłopak nie mówi tak jak je­go kumple z klatki, bo nie potrafi, bo tak naprawdę nie uczestniczy w życiu swo­jego środowiska, tylko je podgląda.

Utrzymana w yassowych klimatach muzyka Mikołaja Trzaski potęguje nie­pokojącą atmosferę wynurzeń bohatera, która udziela się też widzom. W sumie mocna rzecz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji