Artykuły

Żywe kamienie

"Cuda św. Mikołaja" ze Scholi Teatru Węgajty prezentowane w Krakowie recenzuje Anna R. Burzyńska w Tygodniku Powszechnym.

Artyści Scholi Teatru Węgajty sprawili, że kapitularz, krużganki i dziedziniec krakowskiego klasztoru dominikanów wypełnił żywioł średniowiecznej sztuki, w której śmiech od modlitewnej zadumy dzieli zaledwie krok.

Organizatorzy Misteriów Św. Jacka - cyklu uroczystości związanych z jubileuszem 750-lecia śmierci świętego - wykazali się znakomitą intuicją w doborze gości festiwalu. Oprócz rekonstrukcji dawnych liturgii i koncertów zdecydowali się zaprezentować mieszkańcom Krakowa także współczesne interpretacje średniowiecznych form teatralnych.

Wierni, którzy opuścili kościół po Mszy, zagraniczni turyści, spacerowicze z dziećmi, studenci, zakonnice i zakonnicy... Rzadko zdarza się widzieć lak krańcowo zróżnicowaną publiczność. Jeszcze rzadziej, by widzowie biorący udział w darmowym pokazie (taki charakter miały zarówno "Miracula Sancti Nicolai" jak i pokazany dzień później podczas nocnego nabożeństwa starszy spektakl Scholi, "Ludus Danielis") z takim przejęciem i zaangażowaniem towarzyszyli widowisku, wykonywanemu w martwym języku i opartemu o tekst mający prawie 900 lat. '

"Miracula Sancti Nicolai", czyli "Cuda Św. Mikołaja" to brakujące ogniwo pomiędzy dramatami liturgicznymi (użycie łaciny zamiast języków narodowych, całość jest śpiewana), a tzw. miraklami (tematyka dotycząca cudów czynionych przez świętych, "świeccy" bohaterowie, elementy komiczne i sensacyjne). Składają się nań cztery dramaty, z których każdy nosi nieco inny charakter.

Dwa pierwsze dotyczą pomniejszych cudów biskupa Miry. "Tres Filiae" to opowieść o tym, jak dzięki dyskretnej pomocy finansowej doprowadził do szczęśliwego zamążpójścia trzech córek zubożałego ojca, z powodu braku posagu skazanych w najlepszym wypadku na staropanieństwo, w najgorszym - na haniebny żywot nierządnic. "Iconia Sancti Nicolai 1'' przedstawia losy możnego Żyda, który tak mocno uwierzył w cudowną moc wizerunku świętego, że wyjeżdżając na wyprawy handlowe zostawiał swój dom otwarty, powierzając go opiece ikony. Gdy bezbożni złodzieje okradają go, grozi obrazowi chłostą i spaleniem; zanim jednak podniesie nań rękę, święty zmusi rabusiów do oddania kosztowności, dając wszystkim bohaterom szansę na skruchę i poprawę.

Całkiem inny typ reprezentuje dramat "Tres clerici". W tej makabrycznej historii para chciwych staruszków morduje i ćwiartuje trzech kleryków; którzy ufnie zatrzymali się u nich na nocleg, a następnie zagrabia ich pieniądze. Odwiedzający ich incognito św. Mikołaj wymusza wyznanie winy metodą iście senekiańską: żąda podania mu świeżego mięsa. Na zapewnienia, że ubodzy gospodarze nie ma-jągo, pnrwadzi zbrodniarzy do zakopanych zwłok młodzieńców, których w finale wskrzesza. Ostatnia historia, "Filius Getronis", jest zarazem najprostsza i najbardziej skoncentrowana na kwestiach religijnych: Adeodat, wymodlony za wstawiennictwem św. Mikołajajedyny syn Getrona, dostaje się jako niewolnik na dwór pogańskiego króla, dzięki niezłomnej wierze i odwadze cały i zdrowy wróci jednak do rodzinnego domu. Przy prościutkiej fabule, napięcie rodzi się z przeciwstawienia dwóch różnych religii: pokornej wiary w Chrystusa i barwnego kultu Apollina.

Prostota, wręcz archaiczność tekstów napisanych z myśląo edukacji benedyktyńskich kleryków - nie stanowiła dla artystów z Węgajt przeszkody na drodze do stworzenia zajmującego, inteligentnego i poruszającego spektaklu. Najbardziej urzekający w przedsięwzięciu Scholi jest właśnie kontrast pomiędzy profesjonalizmem wykonawców - świetnie wyszkolonych śpiewaków i muzyków grających na instrumentach dawnych, a zarazem aktorów precyzyjnie operujących gestem i oszczędną mimiką, a rozbrajającą naiwnością formy teatralnej, którą zespół bawi się z wyraźną przyjemnością.

Źródłem inspiracji dla wizualnego kształtu przedstawienia jest sztuka średniowiecznej iluminacji ksiąg. Aktorzy poruszają się z reguły w dwóch kierunkach: w poprzek rzędów7widzów i wzdłuż płaskiej, reliefowej sceny, ich ciała są sztywne, zastygłe w znanych z romańskiej ikonografii gestach, twarze nie wyrażająniuansów emocjonalnych (zresztą wykonywanie kunsztownych pieśni ogranicza ich mimikę, podobniejak u śpiewaków operowych). Rzec można: papierowe wycinanki z miniatur albo ożywione posągi.

A jednak w tej prostocie i umowności tkwi wielka siła - jak w obrazach Biblii pauperum, pozwalających niepiśmiennym "czytać" prawdy wiary. Widz "Miracula Sancti Nicolai" jest co prawda w nieco lepszej sytuacji: łacińskim śpiewom towarzyszą objaśnienia w postaci komentarza narratora-lirnika lub lektora, a okazjonalnie także dosłowny przekład, gdy potężnemu śpiewowi św. Mikołaja towarzyszy głosik małego chłopca. Środki epickie sąjednak tylko pomocą; głównym środkiem wyrazu pozostąjązabiegi czysto teatralne. Nadzwyczaj skuteczne, umowne rozwiązania, takie jak przedstawienie przemarszu wojsk za pomocąpary aktorów kroczących wzdłuż krużganka i krzyżujących ze szczękiem miecze czy zasypianie w jednym łóżku córek biedaka, które stająna scenie przytulone, z zamkniętymi oczami i odwróconymi na bok twarzami, trzymając przed sobą kwadrat "kołdry"- to dowód wyobraźni reżysera. O talentach wykonawców świadczą z kolei takie przekomiczne sceny, jak bliskie stylistyce comedii deli 'arte pantomimiczne etiudy skradających się po łupy złodziejaszków lub wyrażona kilkoma gestami ewolucja emocji Żyda - od rozczarowania i obrazy na "strażnika", poprzez niedowierzanie, radość, aż po wstyd i religijną przemianę.

Twórcy spektaklu umiejętnie kierują emocjami publiczności. Pierwsze dwie części (w Krakowie odegrane w kapitularzu klasztoru) sąjasne, stonowane, ukazane z pełnym ciepła poczuciem humoru. Druga (na dziedzińcu) rozpoczyna się od zapierających dech popisów połykaeza ognia i operuje dostosowanymi do szokującej treści przerysowanymi środkami: hałaśliwą muzyką, ekspresyjnym ruchem, przesadną mimiką. Ostatnia (w krużgankach) przynosi zmianę tonacji z buffo na serio. Aktorzy ograniczają się do ról śpiewaków, całość nabiera podniosłego charakteru właściwego dramatom liturgicznym, nie zaś misteriom i miraklom. W mroku rozświetlanym jedynie blaskiem maleńkich świec toczy się śpiewany spór o prawdziwego Boga. Gdy w finale chrześcijanin dzięki swej wierze odzyska wolność, aktorzy zaintonują "Te Deum". Po krótkiej chwili konsternacji cała publiczność podnosi się z ławek, znający łaciński tekst widzowie dołączają do śpiewu. Zupełnie niepostrzeżenie przekroczona zostaje granica dzieląca spektakl od liturgii. I tylko nie wiadomo, czy wypadabić brawa, czy nie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji