Artykuły

Płaska wycinanka

"Kopalnia" w reż. Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Krzysztof Kucharski w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.

"Najbardziej oczekiwana premiera sezonu na Dolnym Śląsku rozczarowuje

Ubrana w halkę nimfomanka rzuca się na przybysza z Zachodu nalegając, żeby ją wykorzystał albo przynajmniej trochę pomolestował. Czy to znaczy, że frustracja żon bezrobotnych górników osiągnęła taki stopień determinacji?

Sztuka dramatyczna ma prawo przerysowywać rzeczywistość, ale co opisana wyżej scena uogólnia, jeśli trzymamy się wcześniejszych sygnałów wysyłanych przez twórców, że to głębsza metafora zbudowana na kanwie borykającego się z bezrobociem i biedaszybami Wałbrzycha?

Takie demagogiczne pytania pojawiają się zawsze, kiedy coś się nie udało do końca. Zaczynamy od peerelowskiego glancu pokazywanego na dużym ekranie. Wiecu-picu, na którym poznajemy bohaterów opowieści o mieszkańcach miasta. Postacią, która uosabia ducha miasta jest Walek. Chyba od Waldenburga, niemieckiej nazwy Wałbrzycha. To najbarwniejsza i najciekawsza postać teatralna w nijakim, szarym krajobrazie i bardzo dobra rola Wiesława Cichego. Towarzyszy mu metaforyczny człowiek-pies (Piotr Kondrat). Szkoda, że autor, Michał Walczak, nie zbudował całej opowieści wokół tych dwóch mentorów. Pysznie napisany i zagrany był monolog Walka relacjonujący rozmowę z kumplem Warszawą. To jedna z najlepszych, ironicznie gorzkich i najmocniejszych scen.

Większość postaci jest, niestety, płaska jak papierowe wycinanki. Owe persony ledwo wyczuwalnego dramatu nie budzą żadnych emocji, niewiele rysują w całym obrazie, który drażni swoją powierzchownością. Z oczywistości, ledwie dotykających problemów, trudno ulepić jakieś napięcie, bo sprawy egzystencjalne gdzieś wyciekają obok dialogów. Winą nie obarczałbym aktorów. Miniscenkom napisanym jak do filmowego montażu szkodziła każda najmniejsza pauza. Można to było zrobić nakładając symultanicznie skromne wymiany zdań na siebie i tylko wydobywając je w odpowiednim momencie.

Mędrkuję, bo w tym spektaklu najbardziej zawodzi teatr. Uciekła z niego cała magia. Pierwsza część, poszatkowana trzaskającymi klapkami, w ogóle się nie klei, zwyczajnie nuży. Brak jej nerwu, rytmu, tempa. Dramat ludzi bez nadziei, pracy, pieniędzy, czai się może gdzieś w kulisach. Na scenie go nie ma. W drugiej jest już znacznie lepiej, teatralnie zwłaszcza. Co nie zmienia wrażenia, że dramaturgowi i reżyserowi teatralna opowieść wymknęła się z rąk. Kopalnia została zakopana. W najszlachetniejszych intencjach. Najlepsze wrażenie zrobił program teatralny towarzyszący spektaklowi z oryginalną szatą graficzną, zaprojektowany przez scenografa Mirka Kaczmarka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji