Jak z komiksu
Miał to być metafizyczny kryminał. Widz nie wie więc, kto zabił, nie wie kogo, nie wie dlaczego. Ale to trochę za mało, żeby mówić o metafizyce
Głównymi bohaterami "Zaćmienia", nowego spektaklu Teatru Biuro Podróży, są On i Ona. Towarzyszą im dwaj Policjanci, Dziwka i mężczyzna zwany Przyjacielem. Trudno streszczać czy opisywać fabułę przedstawienia, gdyż utrzymane jest ono w konwencji sennej wizji. Jak zapowiadał przed premierą reżyser Paweł Szkotak, ta historia rzeczywiście mu się przyśniła.
Oto karnawałowa scena: gdzieś w tle słychać wybuchy fajerwerków, a nasz bohater zapala sztuczny ogień. Z roztańczonego korowodu wyrywa się kobieta: Ona. Oto ich - Jej i Jego - brawurowa zabawa: przebieganie w tę i z powrotem przez ulicę pełną pędzących samochodów. Skórzana kanapa, na której dojdzie do miłosnego zbliżenia. Ta sama, na której policjanci znajdą nagie zwłoki dziewczyny. Oto Dziwka w metaforycznym, lubieżnym, fizycznym zbliżeniu z Jego butami: ustami rozwiązuje ich sznurowadła. Wcześniej podmyła się wodą mineralną z plastikowej butelki. Oto techno-dyskoteka, w której trans reguluje gwizdek lidera. Oto Przyjaciel w garniturze z brokatu śpiewa tęsknie o miłości... Jeszcze raz On i Ona. Teraz On i Dziwka. On i Policjanci na hulajnogach. Jego nagie zwłoki na kanapie...
Kolejne sceny "zaćmienia" nie ułożyły mi się w całość, nie zamknęły w metaforę. Następowały po sobie z niezrozumiałą dla mnie logiką. Nie porządkowała jej także - opowiadana przez główną bohaterkę - powtarzająca się w spektaklu, enigmatyczna historia zakopywania na plaży trujących rzekomo ryb.
Pewnie miała to być opowieść o miłości Romea i Julii Anno Domini 2003. Ale zabrakło i Romea, i Julii, i kontekstu, który byłby czymś więcej niż serią komiksowo potraktowanych obrazków z epoki.