Trzy morderstwa w dyskotece
Na jednym z największych osiedli miasta kilkunastoletni chłopak zamordował matkę swojego kolegi, zadając jej kilka ciosów młotkiem w głowę. Tragedia rozegrała się na oczach przypadkowych przechodniów. Okrutnego zabójstwa dokonano bowiem na balkonie, gdzie ofiara wybiegła uciekając przed napastnikiem i wzywając pomocy. Sprawcę schwytali zaalarmowani krzykiem kobiety mieszkańcy osiedla. Okazał się nim bardzo dobry uczeń liceum, syn jednego z profesorów miejscowego uniwersytetu.
Tak mogłaby wyglądać notatka prasowa po jednym z dokonywanych przez młodych ludzi zabójstw, które coraz częściej wstrząsają opinią publiczną. Ta akurat historia wydarzyła się na scenie, choć autor dramatu "Młoda śmierć", Grzegorz Nawrocki nie ukrywa, że tematy do swych krótkich scenek zaczerpnął właśnie z gazetowych relacji. Sztuka opatrzona została zresztą podtytułem "Mikrodramatyczne etiudy na tematy prasowe". Pozostałe dwie historie, które składają się na "Młodą śmierć", to również opowieści o tragicznych zdarzeniach z udziałem młodzieży. W jednej - kilkunastoletni chłopak zabija ojca, w drugiej - trzej koledzy mordują koleżankę. Śmierć za każdym razem jest byle jaka, odarta z tragedii, przypominająca przygody z komiksów. Przychodzi po to, by zapełnić pustkę otaczającą młodych ludzi pijących piwo, wgapionych w telewizor, gdzie pokazywanych jest po kilka morderstw w ciągu minuty.
Kaliski teatr podjął się realizacji tego przedstawienia w nietypowych warunkach. Sztuka grana jest nie na scenie teatru, ale w klubie dyskotekowym "Futurysta", a więc w miejscu oswojonym przez młodzież, dobrze jej znanym, wpisującym się w konwencję przedstawienia. Drugą nowością było zaangażowanie wykonawców nieprofesjonalnych - absolwentów Pomaturalnego Studium Kształcenia Animatorów Kultury w Kaliszu oraz grającego na żywo zespołu muzycznego ABC Warfare. Wszystkich tych zabiegów dokonano - jak się zdaje - po to, by opowieści o młodzieży nie wygłaszać z katedry, by przedstawienie uczynić dyskusją młodych ludzi o sobie i o poważnym problemie, by przystawić lustro życiu.
Przedsięwzięcie to, sytuujące się gdzieś na pograniczu teatru i publicystyki społecznej było zadaniem niełatwym. Teatr dość skutecznie broni się bowiem przed wszelką dosłownością, żąda, by pokazywanie w nim życie wcześniej poddane zostało odpowiedniej obróbce. Tymczasem sztuka G. Nawrockiego jest niemal reporterskim zapisem wyjętych z rzeczywistości sytuacji. Teatralna wartość tego tekstu jest bardzo dyskusyjna, natomiast jego niewątpliwą zaletą jest to, że używając środków teatralnych mówi o bardzo aktualnym problemie. Swoisty kontekst spektaklu tworzy tu przecież życie realne. Oto na kilka dni przed kaliską premierą media przyniosły bulwersującą wiadomość o morderstwie dokonanym przez kilkunastolatka na swoich rodzicach. Co było powodem tej zbrodni, nie wiemy do dziś. Co natomiast pchnęło bohaterów naszego dramatu do podobnych czynów, co sprawia, że młodzi ludzie uciekają się do zbrodni?
Odpowiedzi na te pytania próbuje udzielić reżyser kaliskiego spektaklu, Jan Buchwald wraz z zespołem. Poczucie wyobcowania, pustka, samotność, brak akceptowanych wartości, niemożność porozumienia się z rodzicami - to niektóre z hipotez. Ale za sprawą młodych, utalentowanych aktorów niezawodowych, którzy w przygotowanie przedstawienia włożyli wiele serca, udało się pokazać coś znacznie więcej. Wykonawcy, mimo ograniczeń tekstu dramatycznego, nadali postaciom bardzo indywidualny charakter, uchronili się przed łatwą pokusą formułowania zarzutów przeciw swemu pokoleniu. Każda z postaci dokonujących zbrodni nie jest pozbawioną skrupułów zdemoralizowaną bestią - jest osobą myślącą, inteligentną. Zabójstwo staje się wyrazem bezradności wobec świata, bierze się ze strachu, z rozpaczy, z potrzeby udowodnienia sobie własnej siły. Jest niekiedy desperackim odruchem samoobrony. Bardzo przekonywujący byli w swoich rolach odtwórcy głównych ról,- a także pozostali młodzi wykonawcy.Drugą stronę, świat ludzi dorosłych, reprezentowali w tym spektaklu kaliscy aktorzy. Przedstawienie grane będzie jeszcze wielokrotnie w "Futuryście". Jeśli zajrzy tam młodzież i po spektaklu przy piwie (lub bez) porozmawia o tym, co stało się na scenie, będzie wiadomo, że wysiłek realizatorów nie poszedł na marne.