Artykuły

Podwórko

"Tartak" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie w ocenie Pawła Głowackiego w Dzienniku Polskim.

"Za kratami siedzę i przez pręty patrzę, jak tam, na podwórku, straszliwie cierpią z powodu świata w ogóle i w szczególe, gdyż świat jest brzydki i zły w ogóle oraz w szczególe. Z trzech stron fasady kamienic, z czwartej podobizna autobusu widzianego z profilu, autobusu, który - o ile, rzecz jasna, ruszy w ogóle, o tyle ruszy donikąd, oczywiście. Bo świat brzydki i zły jest aż tak, że albo się jedzie donikąd, albo się nie jedzie nigdzie.

Widzowie - na zewnątrz, czyli wewnątrz kamienic, bądź w autobusie. Tym ostatnim jest lżej, bo w oknach autobusu nie ma krat. Słowem, my tu, a zdołowani - tam, na placu... milcz serce, bo pękniesz... na placu ludzkiej poniewierki. Sześcioro ich jest. Dwie młode damy rozpaczy: Siostra (Marta Konarska) i Marta (Barbara Kurzaj). Trzy młode byczki bólu: Radek Zygmunt (Radek Krzyżowski), Brat (Grzegorz Łukawski) oraz Bartek Brat (Bartek Kasprzykowski). I wreszcie Stanisław Brat (Grzegorz Mielczarek) - pokurcz kruchy kruchością owej pascalowskiej trzciny, bez pardonu giętej obojętnym i lodowatym wichrem. Wicher lodowaty jest, bo zawiaduje nim los bezduszny.

Tak, na podwórku głębinnie zdołowanych nigdy nie wieje ciepły zefirek, bo tu pokazana jest najprawdziwsza prawda życia najtwardszego. Nie żadne tam opowiastki jakichś tam Genetów, Czechowów, Szekspirów, Molierów albo innych Beckettów snują się tutaj, nie! Na podwórku cierpiących nie ma żadnej opowieści, jest kawał mięcha żywego, co go autorzy Tartaku - Agnieszka Olsten i Daniel Odija - gołymi rękami wprost z dyszącego cielska życia litego odważnie wyrwali i na scenę Miniatura Teatru Słowackiego rzucili bezkompromisowo. Amen.

Rzucili i na pokaz wystawili tak, jak w witrynach masarni świeże żeberka wirtuozi tasaków i noży świt w świt wystawiają. No i później leżą te żeberka, przez dzień cały, leżą i pokazują swą żeberkowatość. Zaledwie pokazują, bo nie stać ich na żadną o sobie opowieść, na żadne dzianie się. Nic, jeno lita, nieruchoma najprawdziwsza prawda kości i krwistych włókien. Czy możliwy jest teatr, który nie jest opowieścią, lecz witryną pokazywactwa? Pewnie, że nie jest, ale ja już nie czepiam się. Ani tego pytania, ani tej odpowiedzi już się nie czepiam, bo wreszcie poczułem kojący smak stareńkiego porzekadła: nie mój cyrk, nie moje pchły.

Dlatego z obojętnością przyjmuję na dnie mego oka odwrócone odbicie bliskich krat i dalekiego bólu sześciorga ofiar losu. Dlaczego świat jest brzydki i zły? Bo dał im wolność od komunizmu, ale też zabrał pracę. Niech im będzie. Co zdołowani czynią przez pełną godzinę? Trwają w swym monotonnym biadoleniu nad złym losem. Bredzą coś na siedząco bądź stojąco. Jęczą na nieruchomo. I nawet jak się ktoś ruszy, to i tak jest tak, jakby się nie ruszał. Kraty tkwią w miejscu, fasady tkwią w miejscu, skrzynki z mineralną i piwem tkwią w miejscu. Myśl też, bo jej nie ma. Autobus nie odjedzie nawet donikąd. I tak to sobie brnie - nie ruszając się z miejsca. Ale - niech im będzie. Mnie nic do tego.

Jedną boli, bo, by żyć, chłopom oddawać się musi. Drugą boli, bo choć się chłopom nie oddaje, to i tak nie jest jej lżej. Jednego boli tak, że bajdurzy o wielkim wybuchu, wodzie, dinozaurach i chyba jeszcze o azocie. Drugiego boli, gdyż był w Ameryce, ale już nie jest. Trzeci wprawdzie nie bardzo wie, co go boli, lecz grunt, że go boli. Czwarty zaś, ta trzcina gięta obojętnym wichrem, nawet nie wie, że go boli, gdyż wicher spowodował mu pod tzw. sufitem wielkie i nieusuwalne nierówności. Słowem - wspierają się wzajem swymi martwymi konfabulacjami. Nadziani na ból - czekają na zbawienie.

Wspierają się, mieszają wszystko ze wszystkim - terroryzm z dinozaurami, biblijne dni stworzenia z cichodajstwem, azot z amerykańskim murzynem, wielki wybuch z małym piwem - i wszystko ze wszystkim zszywają jękiem aktualnie bezrobotnych cór i synów upadłych polskich PGR-ów prowincjonalnych. Niech będzie. Czy to pierwszy, albo ostatni z cyklu szalenie modnych przedstawień, co nie są teatrem, lecz pierwszą stroną dzisiejszej gazety? Teatr interwencyjny, teatr - telefon zaufania, teatr - ochronka, teatr - nie bądźcie obojętni, teatr - zróbmy coś, teatr - Czerwony Krzyż, teatr - Polska Akcja Humanitarna... Krótko mówiąc - nie teatr.

Współczuję bólowi świata, każdemu bólowi, ale doszczętnie już zobojętniałem na ułomność, albo nieobecność opowieści. W teatrze nie temat jest złem, lecz złe opowiedzenie tematu. Ba, tematem może być bezruch, stygnące czekanie, rozpad, zero. Czy pamiętacie, jak kiedyś pewien zasuszony Irlandczyk opowiedział bezruch stygnącego czekania? A u Olsten i Odii - co jest? Pokaz krwistych żeberek świata. Jakby nie wiedzieli, że na scenie nie fałsz, lecz właśnie ochłap prawdy litej, siłą za gardło wyrwanej z realności, jest kłamstwem najfatalniejszym. Idąc na Tartak, widziałem ból spitego bezdomnego. Do gwiazd rzęził z rozbitym łbem. Czy miałem go wziąć na barana, rzucić na dużą scenę Teatru Słowackiego i usiadłszy w kasie, szmal za ten wstrząsający pokaz prawdy brać?

Nie, bo to nie moje podwórko i nie moje kubły. I nie, bo delikatność wymaga, by skowyt świata pozostawić światu."

[na zdjęciu próba spektaklu]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji