Rzecz o rozpadzie
Przedstawienie "Msza za miasto Arras" w warszawskim Teatrze Powszechnym jest monodramem aktorskim Janusza Gajosa. Dobry to materiał na monodram właśnie, gdyż powieść Andrzeja Szczypiorskiego jest wielkim monologiem, wyznaniem, w którym bohater z perspektywy czasu opisuje nieszczęścia, jakie w latach 1458-61 spadły na miasto Arras - głód i zarazę, a potem prześladowania Żydów, procesy o herezje i czary oraz zalew najprzeróżniejszych zbrodni. Z dystansu nakreśla swój stosunek do wydarzeń i własną w nich rolę.
Tak opisał swego bohatera Szczypiorski w tekście zamieszczonym w programie: "Intelektualista to dla mnie człowiek, który zajmuje się nade wszystko myśleniem, a zatem w każdej sytuacji stara się analizować rzeczywistość, aby ją tym lepiej rozpoznać. Jednakże jest to również taki człowiek, który dość często i dość łatwo ulega złudzeniu, że jego instrumentarium intelektualne jest wystarczające do oceny rzeczywistości, niejako poza kryteriami natury etycznej. Taka postawa musi prowadzić do klęski...". Jan w ujęciu Gajosa bardzo bliski jest tej charakterystyce. Jest intelektualistą, z dystansem patrzy na miasto i wysoką pozycję, którą w nim zajmuje. Dostrzega symptomy zbliżającego się rozpadu, niebezpieczeństwa nagłego wybuchu demokracji, przeistaczającej się w anarchię, nie potrafi jednak i nie chce czynnie zaprotestować przeciw złu, toczącemu miasto. Nie chce bowiem brać odpowiedzialności za swych współobywateli, ponieważ łączyłoby się to z koniecznością sądzenia, a, jak mówi: "Nic nie jest tak straszne, jak sądzenie". Przede wszystkim jednak bohater Szczypiorskiego i Gajosa jest indywidualistą, całe życie krzyczy o wolność, myśląc o wolności samego siebie, wolności ciała i woli, wolności jednostki. "Msza..." dowodzi bowiem, że wolność jako interes grupowy prowadzi zawsze do totalitaryzmu, władzy większości sprawowanej siłą, podbudowaną przez złudzenie sprawiedliwych rządów, opartych na jednomyślności. W "Mszy..." społeczeństwo znajduje się na skraju rozpadu, któremu samo zawiniło, powoli doprowadzając się do totalnej destrukcji. Jan staje bezradny wobec tego zła, nie umiejąc podjąć z nim walki. Ten dramat intelektualisty, jakże przecież ponadczasowy, oraz dylematy natury religijnej stają się głównym tematem warszawskiego przedstawienia.
Wykorzystana w nim adaptacja Igora Sawina rzecz całą przedstawia chronologicznie. Dzień po dniu poznajemy rozwój wypadków, z których każdy staje się przyczyną następnego. Filozoficzna treść powieści Szczypiorskiego podporządkowana została w spektaklu Krzysztofa Zaleskiego dramaturgii faktów. Dlatego wszystko, o czym pisałem wyżej, zawarte zostało w opowiedzeniu przez Gajosa epickiej w gruncie rzeczy historii. Pole jego gry jest bardzo ograniczone. W centrum sceny znajduje się ciężkie, zdobione krzesło, pokryte wzorzystą draperią - jedyny element scenografii Zofii de Ines. Pada na nie niezbyt szeroki snop światła. W jego kręgu koncentrują się wszystkie działania aktora. Poza chusteczką, którą kilkakrotnie Gajos ociera zmęczoną twarz, nie ma także rekwizytów. Najważniejsze jest tu bowiem słowo i jemu podporządkowana jest zarówno reżyseria, jak i aktorstwo Janusza Gajosa. Dlatego jedynym jego narzędziem jest głos. Ale tu także próżno szukać ozdobników. Gajos mówi tonem jednostajnym, choć nie beznamiętnym. Jego mówienie staje się co chwila inne dzięki zróżnicowanej sile i barwie głosu. Duże znaczenie mają także momenty ciszy, pauzy, podkreślające znaczenie wypowiadanych słów. Aktor nigdy nie traci kontaktu z publicznością, zawsze koncentruje na sobie całą jej uwagę. Kilkakrotnie widzowie stawiani są w roli bezpośrednich słuchaczy Jana, mieszkańców Brugii, gdy Gajos zwraca się wprost do widowni: "Panowie!". Przejmujący jest moment, kiedy cicho wylicza zbrodnie miasta, a każdej towarzyszy bezgłośne uderzenie w oparcie krzesła. Trudno zapomnieć jego zmienioną przez charakteryzację twarz, twarz starego, zdziwionego złem człowieka.
Przedstawienie w Teatrze Powszechnym stało się dowodem, że "Msza za miasto Arras", stworzona w reakcji protestu na wydarzenia marca'68, przekroczyła ten wymiar i jest teraz dziełem funkcjonującym niezależnie od sytuacji politycznej, utworem uniwersalnym.