Artykuły

Kameralna premiera na Scenie Inicjatyw Aktorskich

"Traktat" w reż. Gabriela Gietzky'ego na Scenie Inicjatyw Aktorskich Teatru Współczesnego we Wrocławiu. Pisze Krzysztof Kucharski w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.

Cierpienia młodego W.

Za literą "W" kryje się austriacki logik i filozof Ludwig Wittgenstein, który był szkolnym kolegą Adolfa Hitlera.

Poza gronem specjalistów nazwisko Wittgensteina większości z nas niewiele mówi, ale jego osobowość zafascynowała reżysera przedstawienia - Gietzky'ego. Filozof, którego fragmenty traktatów usłyszymy, życiorys miał szalenie intrygujący. Zacznijmy od tego, że był szkolnym kolegą Adolfa Hitlera w gimnazjum w Linzu. Krótko studiował mechanikę w Berlinie, potem inżynierię w Manchesterze, wreszcie wybierał się do Cambridge, by spotkać się z filozofią i Bertrandem Russellem. Do spotkania doszło jednak dopiero za parę lat. Po wielu rozmowach i filozoficznych sporach Russell uznał Wittgensteina za geniusza w dziedzinie logiki i filozofii języka i miał wielki wpływ na życie swojego ucznia.

System

Mając 25 lat, stworzył system, który nazwał gramatyką filozoficzną, a potem próbował ująć za pomocą formalnych reguł logiki odmiany międzyludzkich gier. Jak to przełożyć na język teatru, posługując się tylko cytatami? Akcja sztuki zatytułowanej "Traktat" skomponowana jest z cytatów z trzech prac Wittgensteina i dzieje się w małym domku młodego naukowca. Autor kompilacji i reżyser Gabriel Gietzky "zameldował" w nim troje lokatorów: Wittgensteina (Szymon Czacki), jego Matkę (Irena Rybicka) oraz mistrza i nauczyciela, zafascynowanego wielkością talentu swojego ucznia - Bertranda Russella (Bogusław Kierc) - matematyka, logika i filozofa.

Aktorskie filary

Bogusław Kierc gra dobrotliwego, mądrego, starego człowieka, który swojego genialnego ucznia traktuje jak syna. W filozoficznych sporach ostro rysują się różnice zdań, ale Russell Kierca cały czas demonstruje bardzo partnerski stosunek wobec swojego wychowanka. To jest pierwsza z dramaturgicznych osi.

Matka Ireny Rybickiej z niepokojem obserwuje zmagania swojego dziecka z samym sobą, czasami przerywa jego wywody, ale słucha go z uwagą. Potrafi go też skarcić, gdy przekracza granice przyzwoitości i posuwa się do ekshibicjonizmu. Nie do końca go rozumie i na tym niezrozumieniu zbudowana jest druga oś niosąca to przedstawienie.

Sytuacja, którą oglądamy w teatrze, została wykreowana. Bohaterowie w tym składzie nigdy się nie spotkali, a większość swojego życia filozof spędził w samotności.

Mrówcza praca

Scenarzysta Gietzky nie dopisał austriackiemu myślicielowi ani jednego słowa. Sama materia prac uczonego była koszmarnie trudna do przeniesienia na scenę, bo składa się z prostych zdań, stwierdzeń typu: "Świat to jest wszystko to, co się wydarza", "Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata" albo "Śmierć nie jest epizodem życia. Śmierci się nie doświadcza".

To posklejane z takich zdań przedstawienie nie ma w ogóle klasycznej fabuły, a oprócz wspomnianych osi, najmocniej napięcie budują bardzo wyraziście narysowane przez aktorów postaci. To oni też potrafili zbudować kilka humorystycznych sytuacji, choć teksty filozofa nic wspólnego z poczuciem humoru nie mają. Właśnie dzięki tej trójce aktorów, ani przez sekundę publiczność się nie nudzi i dość żywo reaguje. Trochę może żal, że po wyjściu z teatru nie bardzo wiemy, dlaczego Gietzky chciał nam pokazać postać Wittgensteina. Czy tylko po to, byśmy sięgnęli sami po jego dzieła? To trochę mało, jak na teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji