Artykuły

Marek Nawara: Nie jestem rewolucjonistą

- Można robić rewolucję i rozwiązać zespół, a potem tworzyć go na nowo. Ale to też wymaga czasu. Ja stawiam na rozwój zespołu i uatrakcyjnianie repertuaru - tak marszałek małopolski komentuje sytuację w krakowskich instytucjach muzycznych. Rozmawia z nim Tomasz Handzlik w Gazecie Wyborczej - Kraków.

We wtorek Marek Nawara [na zdjęciu] powołał na stanowisko dyrektora Opery Krakowskiej Bogusława Nowaka. Stało się to tuż po medialnym rozgłosie związanym z akcją CBA, skierowaną m.in. przeciwko dotychczasowemu dyrektorowi tej instytucji Piotrowi R., któremu postawiono zarzuty przyjęcia korzyści majątkowej i płatnej protekcji. W minionym tygodniu minister kultury zdecydował też, że nie powoła na dyrektora Filharmonii Krakowskiej Adama Klocka, który nie potrafił przekonująco wytłumaczyć się z zarzutów dotyczących jego osiągnięć zawodowych, a stawianych mu przez anonimowego Melomana z Krakowa.

Tomasz Handzlik: W prowadzonej przez województwo małopolskie Operze Krakowskiej nie dzieje się chyba zbyt dobrze?

Marek Nawara: Już od kilku dobrych miesięcy podkreślałem, że nie mam zaufania do dyrektora Piotra R. A zła opinia o jego pracy nie była tylko moją opinią. To przede wszystkim opinia środowiska, które dość często mówiło, że przedsięwzięcia artystyczne opery nie są najwyższego lotu. Spore wątpliwości budziło też prowadzenie budowy nowego gmachu Opery Krakowskiej.

Musimy jednak pamiętać, że ta inwestycja była źle przygotowana w 2004 roku tak przez samego inwestora, jak i w zakresie, za który odpowiadał zarząd województwa poprzedniej kadencji kierowany przez pana marszałka Janusza Sepioła. Wadliwe przygotowanie skutkowało tym, że dyrektor R., mimo nawet może dobrej woli, nie radził sobie z budową. Sam o tym mówił na poprzedniej sesji sejmiku, kiedy dyskutowaliśmy o tym, czy trzeba jeszcze dołożyć 10 mln zł, o które wnioskował, czy nie. Do budowy na pewno trzeba było dołożyć. Powstało jednak pytanie, ile jeszcze? I kiedy to się skończy? Mimo odmiennych od mojej oceny zdań w zarządzie województwa doprowadziłem wreszcie do zmiany na tym stanowisku.

Czego Pan oczekuje od dyrektora Nowaka?

- Znam go z czasów mojej pierwszej kadencji, bo już wtedy był dyrektorem opery. I mam do niego zaufanie. Oczekuję, że uporządkuje sprawy związane z inwestycją. Liczę też, że rozmowy pomiędzy dyrektorem, inwestorem, marszałkiem i zarządem będą przebiegać w atmosferze szczerości i zrozumienia. Że kiedy umówimy się, że otwarcie opery ma nastąpić na przykład w kwietniu 2008 roku, to nastąpi w kwietniu, a jeśli że we wrześniu, to nastąpi we wrześniu. A nie tak, jak to było do tej pory, że z budowy docierały do nas przez media sygnały, że znów jesteśmy pół roku do tyłu.

Odwołany właśnie dyrektor Piotr R. napisał do Pana pismo, w którym informuje o nieprawidłowościach w inwestycji wynikających z wadliwego jej przygotowania. W 2004 roku inwestycję przygotowywali Bogusław Nowak i Piotr R.

- Dyrektor R. nie oskarża Nowaka. To list pisany do wszystkich świętych, z którego wynika, iż R. podejrzewa, że przy inwestycji są jakieś nieprawidłowości i sobie z tym nie radzi. Krótko mówiąc: od 2004 roku nie dostrzegł problemów i nagle, tuż przed rozstrzygnięciem konkursu na nowego dyrektora opery, informuje, że są nieprawidłowości. To nie tylko nieeleganckie, ale wydaje mi się także, że dyrektor permanentnie wprowadzał w błąd obecny zarząd województwa i zarząd poprzedniej kadencji.

Powtórzę: mam zaufanie do Bogusława Nowaka... Sześć lat temu, gdy chciałem powołać go na dyrektora Opery Krakowskiej, prowadziłem rozmowy z artystami, pracownikami i związkowcami. Powiedziałem im, że jeśli będzie walka i konflikt, brak zaufania pracowników do dyrektora, to nie ma mowy o dobrej współpracy i nic dobrego się nie zdarzy. Związkowcy zaakceptowali wtedy Nowaka. Podobnie zachowali się podczas przeprowadzonego parę tygodni temu konkursu. To pierwszy powód mojego do niego zaufania. Drugi to fakt, że gdy przez kilkanaście miesięcy z nim współpracowałem, sytuacja w operze była dobra. Postawił na nowych, młodych ludzi. Zespół systematycznie podnosił swój poziom artystyczny. Oczywiście pojawiały się pytania "dlaczego zapraszani są ci młodzi, a my stoimy w drugim szeregu"? Ale to przecież rodziło zdrową konkurencję, mobilizowało zespół, a w konsekwencji melomani mogli uczestniczyć w lepszych przedstawieniach. Widać było, że ta opera "oddycha". Proszę też pamiętać, że Nowak wygrał poprzedni konkurs na dyrektora opery tuż po udanej budowie nowego gmachu Radia Kraków. To był jego sukces. Powstająca nowa Opera Krakowska to obiekt zapewne znacznie trudniejszy, ale moim zdaniem Nowak ma wystarczające doświadczenie, by doprowadzić tę inwestycję z sukcesem do końca. Oczekuję też, że jego projekty artystyczne podbiją Kraków i wyjdą poza jego granice.

Piotr R. był dyrektorem ds. ekonomicznych, gdy operą kierował Bogusław Nowak. Obaj więc musieli mieć pojęcie o wadliwie przygotowanej dokumentacji budowy.

- Jeszcze raz podkreślę, że dyrektor Piotr R. wcale nie oskarża dyrektora Nowaka. W piśmie pojawia się tylko sugestia, że właśnie wtedy, gdy dyrektor Nowak był dyrektorem naczelnym Opery Krakowskiej, popełnione zostały błędy dotyczące inwestycji. W mojej ocenie wynikają one z tego, że inwestorem jest sama opera, która po odejściu dyrektora Nowaka nie potrafiła nawiązać właściwych relacji z inwestorem zastępczym, projektantem i wykonawcą.

Ten projekt jest wyjątkowy. To nie jest prosta kładka na rzece, to olbrzymie przedsięwzięcie. I nie tylko dlatego, że ma kosztować ponad 100 mln zł i że podobnych w skali kraju powstało zaledwie kilka. Skomplikowane jest przede wszystkim ze względu na procedurę konkursową, na sposób wyłonienia projektu i umowę z architektem. Poza tym dochodzi tu jeszcze problem środków ZPORR-owskich. Procedura była przyspieszona, bo zarząd województwa poprzedniej kadencji chciał je wykorzystać. Mówił o tym na sesji sejmiku mój poprzednik na stanowisku marszałka Janusz Sepioł.

Gdyby proces inwestycyjny przez cały czas prowadził profesjonalista, który miał już do czynienia z podobnymi realizacjami, to nie byłoby problemu. Dlatego nowy dyrektor musi otoczyć się odpowiednią kadrą specjalistów, by cały proces budowy był dobrze poprowadzony.

Kiedy opera zacznie wreszcie odgrywać istotną rolę na muzycznej mapie Polski?

- Taki sukces trzeba umiejętnie zaplanować. A w instytucjach, w których jeszcze trzeba naprawiać zespół, zwłaszcza w teatrze operowym, jest to szczególnie skomplikowane zadanie. Chóry, balety - dziś można powiedzieć, że w Operze Krakowskiej w ogóle ich nie ma. Tworzenie dobrego zespołu na nowo będzie trwało co najmniej trzy, cztery lata. Bo regres, w którym trwał zespół, był za długi.

Chce Pan wrócić do propozycji marszałka Janusza Sepioła o rozwiązaniu Opery Krakowskiej i powołaniu nowej instytucji, z artystami na kontraktach?

- Oj, ostrożnie, panie redaktorze! W życiu należy być konsekwentnym. W szczególności dotyczy to osób pełniących odpowiedzialne funkcje publiczne. Jeżeli przedstawiamy pomysł i jesteśmy do niego przekonani, musimy być pewni, że jesteśmy go w stanie zrealizować. Dla mnie najistotniejsze jest, by ten zespół stanął na nogi. W przeciwnym razie konieczne będą głębsze zmiany.

A Pana zdaniem jakie rozwiązanie jest najlepsze?

- Nie jestem rewolucjonistą. W ogóle wierzę w ludzi i sądzę, że ten zespół najlepsze chwile ma jeszcze przed sobą. Nie dziwię się jednak, że część zespołu traci nadzieję. Do tej pory większość z tego, co zagrali, zbierało złe recenzje. Krytykowało ich środowisko i dziennikarze. To wszystko zniechęcało artystów do pracy nad sobą. Mam nadzieję, że teraz w operze wytworzy się wreszcie dobry klimat. Można robić rewolucję i rozwiązać zespół, a potem tworzyć go na nowo. Ale to też wymaga czasu. Ja stawiam na rozwój zespołu i uatrakcyjnianie repertuaru.

Ale tu potrzeba też dużych nazwisk - solistów, reżyserów, dyrygentów...

- W kwietniu 2008 roku pojawi się takie nazwisko. Osoba, która wzmocni artystyczne działania opery.

Nowy dyrektor artystyczny?

- Może...? Na mówienie o konkretach jest jeszcze za wcześnie. Oczekuję, że opera będzie zapraszać do współpracy młodych artystów, którzy zaistnieli już na scenie międzynarodowej.

Śpiewaków, reżyserów czy dyrygentów?

- Myślę, że przede wszystkim reżyserów.

A co z Mariuszem Trelińskim, którego zatrudnienie na stanowisku dyrektora artystycznego proponował marszałek Sepioł?

- To nazwisko to prawdziwe zjawisko marketingowe. Magnes. Dlatego także jemu powinniśmy złożyć propozycję. To artysta z zupełnie nowym spojrzeniem na produkcje operowe. A z drugiej strony postać kontrowersyjna, wzbudzająca zainteresowanie. Myślę, że Treliński mógłby pojawić się w Krakowie w przyszłym roku i na przykład przygotować inauguracyjne przedstawienie w nowym budynku opery.

Opera będzie zatem potrzebowała większych pieniędzy.

- Tak. Chociaż są sceptycy, którzy mówią, że do niedawna opera miała dotację na poziomie 8 mln zł, a teraz jest 12 i też nic się nie dzieje. O przedsięwzięciach Trelińskiego mówi się, że są drogie, że ten artysta wiele wymaga. Ale ja myślę, że Kraków po tych kilku latach degrengolady stać na to, by wreszcie zapraszać naprawdę dobrych artystów. Na dobrą premierę, związaną z solidną promocją, musi być nas stać. Po to, żeby ta premiera była potem grana, a nie znikała z afisza czy była po prostu odgrywana, bo nikt nie chce tego zobaczyć, bo sala świeci pustkami. To najgorszy scenariusz.

Dlatego wielkie nazwiska są niezwykle istotne. One mogą rekomendować naszą instytucję. I nie chodzi tylko o Trelińskiego. Muszą być także inni, żeby opera była różnorodna. Chcę, żeby kilka razy w roku pokazywała ważne premiery. Przecież ten nowy budynek to duża sala na 750 osób. A w takich warunkach opera musi grać!

A jaki scenariusz czeka Filharmonię Krakowską? Po raz drugi nie udało się mianować jej nowego dyrektora naczelnego.

- Mówiąc delikatnie: Adam Klocek chyba trochę przesadził z rekomendacją swojej osoby. Wprost nigdy tego głośno nie mówił, ale w materiałach pojawiły się jednak informacje o konkursie w Londynie i angażu w Arizona Symphony Orchestra.

Czy Adam Klocek wspominał o nich podczas przesłuchań konkursowych zarządu?

- Nie wprost, ale coś o kontrakcie z zespołem z Arizony wspominał. To jednak nie było dla nas znaczące. Zarząd uważał, że przyszedł czas, by dać szansę młodemu pokoleniu, aby w Filharmonię Krakowską tchnąć nowego ducha. Zwłaszcza że Adam Klocek miał nie tylko doświadczenie w prowadzeniu podobnej instytucji, był nie tylko cenionym artystą, ale ukończył też studia menedżerskie. Łączył w sobie wszystkie potrzebne cechy. To osobowość fascynata. Młody, jest krakowianinem, cieszył się, że wraca tu wreszcie z Kalisza i to z pewnym zapasem doświadczeń. Dla nas to była dobra rekomendacja.

Ale minister Kazimierz Michał Ujazdowski nie wyraził zgody na jego powołanie. Co dalej?

- Nie dziwię się ministrowi. Sprawa była mocno komentowana w środowisku. Gdyby Klocek od razu pokazał ten dyplom... Może oceniliśmy go trochę na wyrost. Zarząd jeszcze raz podejmie decyzję. Będziemy rekomendować ministrowi na pewno dobre rozwiązanie dla Filharmonii Krakowskiej

Pan już chyba ma kandydata...

- Na pewno mam swoje typy, ale jestem przed rozmową z zarządem województwa na ten temat, nie chciałbym komunikować się z członkami zarządu przez media.

Ale myśli Pan o dyrektorze naczelnym-menedżerze czy o dyrektorze-dyrygencie?

- To mógłby być dyrygent, który ma też doświadczenie w zarządzaniu. A jeśli nie, to wtedy powinien być wspierany przez menedżera. Dobrze również byłoby, gdyby u jego boku - podobnie jak w Londynie, Paryżu i innych miastach - pojawił się asystent. Pomysł na taką osobę już mam.

* Marek Nawara jest marszałkiem województwa małopolskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji