Jak sobie poradzi Brzydalek?
"Moje - nie moje" w reż. Władysława Janickiego w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Mądry spektakl dla dzieci, który czerpie inspirację ze zjawisk przyrody.
Czy kolorowy wiatrak z jarmarku może być dobrą mamą dla małej kaczuszki? Albo samochodzik ciągnięty na sznurku? Ano, może: wszystko za sprawą zjawiska, które naukowcy zaobserwowali dawno, dawno temu, m.in. u niektórych ptaków. Małe sierotki przyzwyczajają się do przedmiotów, osób lub innych zwierząt, które widzą tuż po wykluciu lub urodzeniu. Przekonał się o tym kilkadziesiąt lat temu profesor Konrad Lorenz, ornitolog, opiekun gęsich sierot, który po pewnym czasie zauważył, że traktują go one jak mamę.
Zjawisko to, w psychologii zwane wdrukowaniem (imprinting), u ludzi nie przybiera tak drastycznych form. Ale każda mama wie, że bajki opowiadane nienarodzonym dzieciom potrafią czynić cuda w trudnym okresie niemowlęctwa...
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ najnowsze przedstawienie w Teatrze Animacji zatytułowane "Moje - nie moje" czerpie inspirację właśnie ze zjawisk przyrody, które autorka sztuki - Liljana Bardijewska - umiejętnie przełożyła na mądrą historię.
Pewnego dnia wielkie ptaszysko upuszcza na ziemię równie wielkie jajo i odlatuje w nieznane. Gigantyczny kształt fascynuje zwierzęta: węża, srokę, kangura, żabę, pawia i mrówki. O zawartość jajka kłócą się do momentu, gdy wykluwa się z niego Brzydalek. Sytuacja zmienia się diametralnie: przedtem przyszywani rodzice śpiewali nienarodzonemu piosenki, teraz nikt nie chce dziwacznego stworzenia. Czy troska i miłość mimo wszystko wrócą do obdarowujących jak bumerang? Przekonajcie się sami. Warto: "Moje - nie moje", podane w formie lekkostrawnego musicalu z elementami rewii, to pouczająca lekcja, lecz przede wszystkim znakomita zabawa. Nie tylko dla dzieci.