Artykuły

Okrągłe ludzkie łzy

"Blaszany bębenek" w reż. Adama Nalepy w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Blaszany bębenek" teatru Wybrzeże nie jest sentymentalnym powrotem do Wolnego Miasta Gdańska, w zamian otrzymujemy solidny spektakl pytający o umiejętność wyciągania wniosków z przeszłości.

Idąc na gdańską premierę, spodziewałem się wszystkiego najgorszego. Przeniesienie na scenę tak obszernej, napisanej praktycznie bez dialogów powieści wydawało mi się wręcz niemożliwe. A okazało się, że reżyser i autor adaptacji w jednej osobie Adam Nalepa z arcytrudnego zadania o nazwie "Blaszany bębenek" wywiązał się co najmniej dobrze. Spektakl dzieli się na dwie, bardzo różniące się stylistycznie części. Nalepa pokazuje w ten sposób dwa możliwe - nie tyle przeciwstawne, co w gdańskim widowisku dopełniające się - odczytania "Blaszanego bębenka" dzisiaj. Część pierwsza, niezwykle oszczędna plastycznie, jest wierną sceniczną adaptacją książki, z Oskarem (bardzo dobra rola debiutującego w Gdańsku Pawła Tomaszewskiego) jako narratorem. Część druga to próba postmodernistycznego wystawienia "Blaszanego bębenka": z porwaną, nielinearną fabułą, dyskotekową muzyką, paroma scenami dziejącymi się współcześnie i tylko nawiązującymi do akcji powieści. Niespójność stylistyczna? Owszem. Ale zamierzona i potrzebna - trzygodzinne widowisko byłoby nużące, gdyby całe wyglądało jak zrealizowana dość tradycyjnie część pierwsza czy kipiąca pomysłami część druga.

"Blaszany bębenek" otwiera scena, która stanowi jednocześnie klucz interpretacyjny całego widowiska. Wszyscy aktorzy występujący w spektaklu, prócz Tomaszewskiego-Oscara, recytują fragmenty jednego z ostatnich rozdziałów powieści Grassa, opowiadają o "Piwnicy pod Cebulą" - knajpie niezwykłej, w której się nie je ani nie pije, tylko kroi cebulę. Po co? Aby zebrany w ten sposób sok wywołał to, "czego nie wywoływał świat i jego cierpienia: okrągłych ludzkich łez". Spektakl Nalepy jest swoistą pieśnią żałobną nad wiekiem XX (nieprzypadkowo akcja książki - a za nią widowiska- zaczyna się w roku 1899, u progu zeszłego wieku) z całym jego "bagażem" - okropnościami II wojny światowej, powracającymi konfliktami zbrojnymi, rasizmem i nacjonalizmem. Wszystko to razem powinno czegoś nas nauczyć, pomóc zrozumieć innych i samych siebie. A tak się nie dzieje. Reżyser w prosty sposób - za pomocą sekwencji zdjęć - łączy zbrodnie i okrucieństwa hitlerowskie z wojną w Wietnamie czy bestialskim traktowaniem irakijskich więźniów przez amerykańskie wojsko. A przecież to już wiek XXI. "Czego zatem się nauczyliśmy?" - pyta swoim spektaklem Nalepa. Reżyser śmiało pokazuje stereotypowość myślenia, która popchnęła naród niemiecki do wielkiej zbrodni - przemawiający na wiecu faszystowski oficer, mówiąc o niemieckiej tożsamości Wolnego Miasta Gdańska, używa cytatów z "Roty" Marii Konopnickiej oraz z wystąpień współczesnych polskich polityków.

Autorzy widowiska - co bardzo ważne - nie próbują na siłę odbudować na scenie podwórka przy Labesa, sklepu kolonialnego czy Poczty Polskiej. Wręcz odwrotnie: stawiają na minimalizm i umowność; ani przez chwilę nie usiłują przekonać widza, że nie jest w teatrze. Duże wrażenie robi skromna scenografia spektaklu. Odpowiedzialny za nią Jan Kozikowski pozostawił ogromną przestrzeń sceny praktycznie pustą, głównym elementem scenografii jest szeroka czerwona linia, biegnąca od widowni do ściany i pnąca się w górę do sufitu. Reżyser "Blaszanego bębenka" korzysta z chwytów w teatrach dramatycznych coraz rzadziej obecnych: z obrotowej sceny czy zapadni.

Można jednak mieć do spektaklu parę zastrzeżeń. Mimo wysiłków reżysera, aby całość jak najbardziej "steatralizować", niektóre fragmenty pierwszej części są zbyt statyczne i literackie, toczą się według prostego schematu: bohater (zwykle Oskar) recytuje na brzegu sceny fragmenty powieści, a w głębi widzimy scenki prezentujące opowiadane właśnie wydarzenia. Zaś w części drugiej twórcy momentami dali się ponieść rozdmuchanej stylistyce; parę efektownych chwytów i rozwiązań wydaje się niepotrzebnych, pojawiają się powtórzenia, głośnej muzyce zdarza się prawie całkowicie zagłuszać aktorów.

W "Blaszanym bębenku" reżyser nie inscenizuje wiernie powieści Grassa, nie skupia się na opowiedzeniu anegdoty. Nie pokazuje duchów przeszłości, ale raczej przywraca tematy sprzed lat współczesności. Adamowi Nalepie udało się stworzyć widowisko z pewnością nie wybitne, ale solidne, ciekawe i prowokujące do dyskusji; spektakl, który zadaje wiele ważnych pytań, nie siląc się na powierzchowne odpowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji