Teatr na sylabach
Musical bez słów - czy to w ogóle możliwe? Artyści wrocławskiego Capitolu przekonują, że jak najbardziej. Dziś premiera pierwszego takiego spektaklu w dziejach teatru.
Zamiast słów pojawiają się tu pozbawione znaczenia sylaby. Muzykę do przedstawienia napisał Leszek Możdżer, wyreżyserował je Wojciech Kościelniak.
"Scatowana" historia jest prosta jak z filmów Chaplina - jest pucybut i piękna kwiaciarka, miłość i zdrada, śmiech i łzy. I nagroda, która -jeśli wierzyć w amerykański mit - zamieni bohatera w milionera. Wszystko to opowiedziane w komiksowej formie, kostiumach Katarzyny Adamczyk, które zamieniają aktorów w postaci z kreskówki. I wyśpiewane scatem, w rytmach jazzu.
Czy tak w ogóle można się porozumieć? - Jak najbardziej - przekonywał dziennikarzy Sambor Dudziński (Pucybut Piątek), namawiając, żeby zadawali mu pytania scatem i obiecując, że na nie scatem odpowie.
- Teatr karmi się tym, co nowe, inspirujące, nieodkryte - mówi Wojciech Kościelniak. - Tu historia jest prosta, natomiast sposób jej pokazania nowatorski. To było dla nas wyzwanie. Kusił też język, w jakim ją opowiadamy - uniwersalny i zrozumiały wszędzie na świecie.
I choć artyści przyznają, że obawiali się, czy uda się projekt doprowadzić do końca (Leszek Możdżer powiedział, że po pierwszych próbach, miał ochotę przerwać realizację), dziś mówią, że efekt przerósł ich oczekiwania. Nawet napisy na chmurkach, które miały się pojawiać w kluczowych momentach okazały się zbędne.
A musical bez słów ma jeszcze jedną zaletę:
- Mam takie traumatyczne wspomnienie - wspomina Konrad Imiela - Kiedyś zapomniałem tekstu w trakcie spektaklu. Tu mam luz pod tym względem - śmieje się.
Wojciech Kościelniak przyznaje: - To jedyny przypadek w mojej karierze, kiedy wszyscy aktorzy już na pierwszej próbie znali tekst.
