Artykuły

Technika Umierania

Łukasz uderzył się na próbie drabiną w nos. Rana przypadkiem pasuje do roli. Następnym razem zapisze szybę. Gdy gaśnie światło, odbija się w niej reżyser za konsoletą. Cóż za magiczny chwyt - pomyślą widzowie. Aktorzy tymczasem po prostu nie przećwiczyli tej sceny

Każdy spektakl Parlatorium jest niepowtarzalny. Nie tylko dlatego, że aktorzy rozbijają nosy i gubią flamastry. Żal mi było widzów, gdy w sobotę o godz. 19 rozsiedli się w teatrze Cogitatur do premiery "Umierania". Zobaczą perfekcyjnie spokojną twarz Renaty. To ta, co tak ujmująco odtańczy z Łukaszem erotyczną grę wokół stołu. Trzeba ją było widzieć pół godziny wcześniej, jak biegała po widowni w grubych skarpetach z miotłą. - Czyje te buty? Weźcie ten plecak! Trzeba posprzątać pety. Pospiesznie robiła makijaż z lusterkiem w ręku w nocnej koszuli po mamie Magdy (wystąpi w niej na początku i zmieni w sekundę na wieczorową suknię), bo już ją wołali: -Pomóż nam wieszać szybę!

Szyba. Łukasz i Magda trochę się jej bali. Próbowali swojego walca z pustym rusztowaniem. Dopiero tuż przed spektaklem reżyser Marcin wiązał ją na sznurkach. Miał pięć minut, żeby powycierać ślady 50 palców. Trzymali ją wszyscy w piątkę, żeby nie spadła, żeby wisiała równo.

- Zaraz i tak trzeba będzie ją rozbić - śmiał się Marcin ze swej próżnej roboty. Czy sznur Łukasza okaże się za lekki? Może Magda rzuci nim bez należytego impetu? Lecz zaraz chwyci krzesło i... Widocznie tak miało być, bo szkło roztrzaska się.

- Zobaczycie, za godzinę będzie nam przykro, że już się skończyło - pocieszała nerwowo Renata. Prosiła, żeby choć na chwilę położyli się razem w ciszy na podłodze. Nie starczyło czasu. Stanęli tylko w kręgu, złapali się za ręce, przytulili i coś tam do siebie szeptali: - Musi być dobrze, jeden za drugiego.

- No, moi bohaterowie, chowajcie się w swoich miejscach - krzyknął już zza konsolety Marcin.

Poznikali za kotarą. - Kocham was - wyznał ktoś kobiecym głosem. - My ciebie też - padła odpowiedź z naprzeciwka i otworzyły się drzwi.

Publiczność wniosła zapach mrozu i gwar. Zgasło światło. Zaraz zobaczą u swoich stóp skrępowanego sznurem Łukasza. Wywinie się z pęt jak piskorz, tego jestem pewna. Renata Borodyn, Łukasz Krawczyk, Magda Walter i Basia Wesołowska studiują wcale nie aktorstwo. Marcin Kuszej dopiero zaczął reżyserię.

Tworzą teatr od roku. "Umieranie" to ich druga premiera. Ale cztery razy w tygodniu trenują jogę i rytmikę, żeby uwolnić ciało, pozbyć się blokad, rozładować spięcia, okiełznać się i poznać nawzajem. Coraz mniej używają słów, te kilka zdań na cały spektakl i tak wydaje się nadużyciem. Ich twarze i ruchy mówią dość wyraźnie, krzyczą. Rekwizyty traktowane są oszczędnie i z niesamowitą atencją. Podobnie scenografia. W "Umieraniu" nigdy nie zobaczymy całej sceny. Postaci będą się zjawiać w reflektorach. To ich pierwszy kontakt z punktowym światłem, pierwszy kontakt z prawdziwą sceną. Ćwiczą w byłym kinie Metalowiec w Sosnowcu. Panuje tam temperatura poniżej zimy za murami. Nie ma dla nich miejsca w żadnym przybytku kultury. W "Rauszu", swojej pierwszej sztuce, potwornie kurzą piaskiem i leją wodą. A fe, co za nieporządek! Sami są sobie technikami, dźwiękowcami, montażystami, charakteryzatorami, sprzątaczkami. Zapowiadają się na sukces. I wtedy Sosnowiec albo Dąbrowa, bo stamtąd pochodzą, będą się nimi niesłusznie chwalić.

Każdy spektakl Parlatorium jest niepowtarzalny, bo aktorzy wciąż poszukują. Bawią się na poważnie ciałem. I tylko ten, kto nie widział próby, nie będzie tak zaskoczony perfekcją ich spokoju i precyzją trafiania w słup reflektora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji