Schody
Charles Dyer, pisząc sztukę o starzejących się homoseksualistach, dał wspaniały portret ludzkiej samotności. Jego bohaterowie są zupełnie różni. Charlie (Daniel Olbrychski) to bezrobotny aktor, z pretensjami do wielkości, bo przed 20 laty udało mu się zagrać kilka znaczących ról. Teraz, bezradny i zagubiony, stoi przed perspektywą ujrzenia po raz pierwszy dwudziestoletniej córki z młodzieńczego heteroseksualnego związku. Czeka go też wkrótce rozprawa sądowa za obrazę przyzwoitości. Drugi, Harry (Jerzy Radziwiłowicz) jest szorstkim w obejściu, zakompleksionym fryzjerem, ze skautowską przeszłością, którego dotknęła przypadłość łysienia plackowatego.
Przygarnął Charliego pod swój dach, wyuczył fryzjerskiego fachu. Obaj - jak stare, zobojętniałe małżeństwo - prawią sobie jedynie złośliwości. Sztuka Dyera, która na polskie sceny weszła po trzydziestu latach od prapremiery, okazała się bardziej drapieżna w literackim zapisie niż w niemrawej inscenizacji. Mimo że w tekście nie brak materiału psychologicznego, reżyserowi Piotrowi Łazarkiewiczowi zabrakło determinacji, by skłonić wykonawców do wyjścia poza czyste ilustrowanie fabuły.