Artykuły

Baśniowe dziwy i dziwki

Nawet jeśli Miś Azor, podchodzi do brzegu sceny, patrzy widzom głęboko w oczy i wypowiada monolog o magii teatru, wspaniałym kontakcie ludzi z ludźmi, to pozostaje to jedynie pustosłowiem, bo podczas spektaklu dzieci są nieustannie odciągane od intymnych kontaktów teatralnych, przez pośrednictwo ekranów i nadmiar aktorskich gagów - o spektaklu "Niestworzona historia albo ostatni tatuś" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze im. Horzycy w Toruniu pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Michał Walczak - młody, niepokorny, doceniany dramaturg pokusił się o napisanie sztuki dla dzieci. "Ostatni tatuś", to obok baśni "Smutna królewna", którą wystawił Teatr Montownia, jego drugi dramat dla młodszych widzów. Prapremiera sztuki, w reżyserii samego autora, miała miejsce w warszawskiej Lalce, tym razem na wystawienie teatralnej baśni zdecydował się Gabriel Gietzky w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy.

"Niestworzona historia albo ostatni tatuś" to spektakl oparty na bardzo współczesnej baśni dotykającej aktualnego problemu relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi, a raczej o zaniku takiej relacji, ograniczonej jedynie do ciągłego zbywania pociech nowymi zabawkami, stanowiącymi rekompensatę dla braku czasu, a często i miłości. Przedstawienie zbudowane zostało wokół kryminalno-fantastycznego wątku. Oto Wielkie Czarne Ptaszysko (Robert Szykier-Koszucki), będące na usługach Czarownicy Bladej (Jolanta Teska), porywa wszystkich tatusiów w mieście i zamyka w szklanym więzieniu - odzwierciedlenie pokrytych szkłem biurowców, w których trawią czas zapracowane głowy rodziny. Główna bohaterka - Ania (Mirosława Sobik) również traci swojego tatusia (Marek Milczarczyk) i choć jeszcze przed kilkoma chwilami pałała do niego ogromną nienawiścią, bo po raz kolejny nie dotrzymał obietnicy i nie przyszedł się z nią pobawić, w kryzysowej sytuacji zabiera ze sobą swoich najbliższych - Misia Azora (Tomasz Mycan) oraz lalkę Barbie (Aleksandra Lis) i wyrusza przez ciemne miasto w poszukiwaniu zaginionego taty.

Miejskie przestrzenie otwierają się serią przygód. Pełne dynamiki sceny uliczne doskonale ukazują zagubienie małego człowieka w wielkim świecie. Miasto ożywione zostało poprzez ruch postaci przecinających scenę w poprzek, dźwięki ulicy płynące gdzieś z oddali, a scenograficznie - zarysowane jedynie labiryntem stworzonym z płyt pleksi pokrytych graffiti. Wędrowcy spotykają na ulicy, obok postaci fantastycznych (Wróżka, Gadająca Kałuża, Bardzo Mądra Książka), również realne - tak bardzo realne, że aż przytłaczające - dziwka, która nie kryje, że pod futrzanym płaszczem ma tylko bieliznę, banda chuliganów, rozpieszczony bachor, przygłupi policjant. Twórcy spektaklu nie chcą trzymać dzieci - tych scenicznych i tych zasiadających na widowni - pod przysłowiowym "kloszem", pokazują, że świat nie jest wcale bezpieczny i dobry. Nie jest różowo, choć Barbie zmienia kilkanaście razy swoje różowiutkie wdzianka, to nawet ona nie mieści się w stereotypowych wyobrażeniach na temat idealnie głupiej i naiwnie nieświadomej lalki. Świetnie stworzona, przez Aleksandrę Lis - nową aktorkę Teatru Horzycy, postać Barbie jest najbardziej wyrazistą kreacją aktorską, zagraną z ogromną konsekwencją i dopracowaniem każdego gestu. Lalkowa sztuczność - wyrażona lekkimi napięciami w ciele i zmanierowanym głosem, połączona jest z bardzo ciekawie kształtowaną osobowością postaci, w której dokonuje się duża sceniczna przemiana. Zidiociała laleczka staje się dojrzałą kobietą. Aleksandrze Lis udało się uniknąć wejścia w schemat lalek przypominających polskie blond-wokalistki, pokazała, że w każdej kobiecie jest coś z Barbie oraz, że nie taka Barbie głupia. Lalka, wraz z Anią i Azorem przechodzi swego rodzaju inicjację, doświadczenia nocnej ulicy uczą trójkę bohaterów dojrzałości i odpowiedzialności.

Rozmaite nocne przygody stają się pretekstem do bardzo ciekawego uruchamiania przestrzeni, co jest głównym atutem przedstawienia. Scenę podzielono na dwie części, w jej głębi stoi ogromne, połyskujące metalem rusztowanie - królestwo Czarownicy Bladej, gdzie u dołu znajduje się oszklone więzienie, w którym przetrzymywani są tatusiowie, a na górze rezyduje Blada. Kiedy akcja przenosi się do przodu sceny, rusztowania zostają wyciemnione, ale w widzu wciąż zostaje przytłaczające wrażenie obecności i bliskości tej złej przestrzeni. Pozostałe elementy scenografii są ruchome i wjeżdżają na niewielkich platformach poruszających się w poprzek sceny, tak jest z pokojem rodziców Ani, gabinetem Wróżki, celą, w której dziewczynka spotyka Krwawego Zenka czy pokoikiem rozpieszczonego Alexa. Interesujące, a dla dzieci niezwykle zaskakujące, są również te momenty, w których akcja przenosi się ze sceny w inne miejsca teatru - Trzej Tenorzy dają występ na balkonie, trzeba więc mocno się odwrócić, żeby ich dojrzeć, Goryle Bladej wlewają się na scenę wszystkimi drzwiami prowadzącymi na widownię i naprawdę można się ich przestraszyć, Wielkie Czarne Ptaszysko, w poszukiwaniu ostatniego tatusia przeciska się między fotelami, a nawet skacze po nich. Bliskość aktorów i ciekawe wykorzystanie przestrzeni aktywizuje widzów i pokazuje im jak spektakl może wychodzić ze swoich ram. Przestrzeń uatrakcyjnia również gra świateł, najbardziej niezwykłym momentem jest wizyta Ani u Wróżki, kiedy z sufitu zjeżdża kryształowa kula, czyli kula dyskotekowa, a jej odbite światło rozprasza się tysiącem refleksów na ścianach widowni.

Niestety spójność scenografii zostaje zaburzona przez wszechobecne ekrany, na których wyświetlane są projekcje Sylwestra Siejny uzupełniające akcję - bodźców wizualnych robi się za dużo. Szybkie zmiany akcji, reporterskie komentarze wydarzeń wyświetlane na ekranach, wojsko, policja, bezdomni, dziwki, chuligani - to chwyty wyjęte z telewizji. Wydarzeń prowadzących do rozwiązania akcji jest w tym spektaklu tak dużo, że ma się momentami wrażenie przeskakiwania pilotem po kanałach. Nawet szybkie przejście Misia i Barbie oraz Ani i Alexa od wzajemnej nienawiści do miłości zdaje się być rozwiązaniem wprost z telenoweli.

Czy współczesną baśń trzeba realizować przy wykorzystaniu takich środków? Opowiadana historia jest ciekawa, nietuzinkowa i bardzo aktualna. Pokazuje świat odarty z dziecinnej naiwności. Nie trzeba udawać przed dziećmi, że świat jest dobry, a relacje międzyludzkie proste i czyste. Trudno jednak godzić się na używanie w spektaklu dla dzieci telewizyjnych chwytów i queerowej estetyki strojów rodem z techno party. Czarownica Blada ubrana jest w lateksowe wdzianko, ma czerwoną perukę, czarno-czerwony satynowy płaszcz i oczywiście lakierowane szpilki, natomiast jej posłaniec - Wielkie Czarne Ptaszysko - wygląda niczym uciekinier z imprez gotyckich - w półprzezroczystej, czarnej koszulce, trupim makijażu i włochatym płaszczu wygina się w rytmie muzyki elektro. Kostiumy są efektowne, w pewien sposób charakteryzujące postaci, ale emanują seksem, tandetą i fetyszyzmem, co w oczach małych widzów z pewnością nie pogłębia psychologii bohaterów, pozostając jedynie efekciarskim zabiegiem, zupełnie nieuzasadnionym w spektaklu dla dzieci.

Nasuwa się zaskakujący wniosek: czy jest to w ogóle spektakl dla dzieci czy raczej dla dorosłych? Starsza część publiczności reaguje bardziej żywiołowo niż dzieci, bowiem tekst naszpikowany jest żartami dotykającymi chociażby współczesnej sytuacji politycznej. Morał ze spektaklu też raczej dla dorosłych niż dla dzieci, bo to przecież tatusiowie i mamusie powinni się zastanowić, ile czasu poświęcają swoim pociechom i jak bardzo je brakiem tego czasu krzywdzą. "Niestworzona historia albo ostatni tatuś" jest oczywiście spektaklem, na którym dzieci będą się świetnie bawiły, są barwni bohaterowie, dużo się dzieje, jest prawie tak fajnie jak w filmach... No właśnie. Dzieci trzeba uczyć wrażliwości, a nie pakować im do głów kolejną dawkę medialnej sieczki, scen rodem z telewizji, estetyki tandety. Oczywiste jest, że teatr, również ten dla dzieci, musi sięgać po nowe rozwiązania, żeby iść z duchem czasu i przyciągać, interesować publiczność. Multimedia mogą być jednak wykorzystywane chociażby w tak mądry sposób, jak to zrobiono w toruńskim "Tygrysie Pietrku" - z rozwagą, działając pobudzająco na wyobraźnię. Nie wspominając już o tym, iż można także przyciągnąć i zachwycić dziecięcą publiczność tak "oldskulowym" przedstawieniem jak "Pozytywka" Teatru Animacji z Poznania, utrzymanym w kolorach sepii i estetyce belle epoque. W "Ostatnim tatusiu" jest przede wszystkim nieszczerze. Nawet jeśli Miś Azor, podchodzi do brzegu sceny, patrzy widzom głęboko w oczy i wypowiada monolog o magii teatru, wspaniałym kontakcie ludzi z ludźmi, to pozostaje to jedynie pustosłowiem, bo podczas spektaklu dzieci są nieustannie odciągane od intymnych kontaktów teatralnych, przez pośrednictwo ekranów i nadmiar aktorskich gagów. Szczęśliwe, beztroskie dzieciństwo, to mit, nie ma dzieci idealnych i wspaniałych rodziców, arkadia lat dziecinnych to utopia, ale warto byłoby w teatrze, ten mały, wspaniały skrawek dziecięcego świata ocalić od zapomnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji