Artykuły

Szymanowski w lubieżnej sambie

- Od czterech lat chodzę po polskich teatrach i proszę o zainteresowanie tym utworem. Jest dla mnie zadziwiające, że żaden teatr muzyczny w Polsce nie chciał wystawić prapremiery nieznanego utworu Karola Szymanowskiego - mówi JÓZEF OPALSKI, reżyser operetki "Loteria na mężów..." w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie.

Rozmowa z realizatorami operetki "Loteria na mężów": reżyserem Józefem Opalskim [na zdjęciu] i autorem scenariusza Wojciechem Graniczewskim

5 listopada na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w wykonaniu Opery Krakowskiej zostanie zaprezentowana nigdy niewystawiana operetka Karola Szymanowskiego Loteria na mężów. Boi się Pan?

J.O.: - Oczywiście, że się boję. Przygotowywanie prapremiery jest ogromną odpowiedzialnością.

Od tej prezentacji zależy dalszy los tego tworu.

J.O.: - To prawda. Jednak tylu problemów nie przypominam sobie przy żadnej mojej realizacji.

Problemów?

J.O.: - Libretto operetki zaginęło, a partytura muzyczna nigdy nie została wydana. PWM na potrzeby tego spektaklu przygotowywał "na gwałt" materiały muzyczne, zaś Wojciech Graniczewski musiał stworzyć ze strzępów ciekawy tekst teatralny.

Prapremiera wzbudza wiele ciekawości, bo wskrzesza Pan dzieło, które nie istniało w świadomości wielu osób. Fakt, że Szymanowski napisał operetkę jest zaskakujący.

J.O.: - Od czterech lat chodzę po polskich teatrach i proszę o zainteresowanie tym utworem. Jest dla mnie zadziwiające, że żaden teatr muzyczny w Polsce nie chciał wystawić prapremiery nieznanego utworu Karola Szymanowskiego. Nie rozumiem tego, gdyż muzyka operetki Szymanowskiego jest fenomenalna. Utwór został napisany z tak wielkim wyczuciem humoru i teatru, że w historii polskiej - powiedzmy - muzyki rozrywkowej nie ma żadnej konkurencji.

Operetka ta została jednak potraktowana po macoszemu już przez kompozytora, który napisał ją pod pseudonimem i nie umieścił w spisie swoich dzieł.

J.O: - Wiemy, dlaczego tak się stało: napisał ją dla pieniędzy. Szymanowski miał wtedy 27 lat i chciał być szybko sławny i bogaty, a napisanie operetki, czyli Loterii, miało mu to zagwarantować. Tak się jednak nie stało z wielu powodów, m.in. Grzegorz Fitelberg, przyjaciel kompozytora, powtarzał mu stale "musisz być kompozytorem narodowym". Szymanowski jest wówczas już twórcą Uwertury koncertowej i I Sonaty fortepianowej"za chwilę skomponuje II Symfonię, więc idea wystawienia operetki jakoś się rozejdzie. Szkoda, bo jest to czarujący utwór, a opinie współczesnych o tej muzyce były entuzjastyczne. Dwa lata po śmierci Szymanowskiego, w 1939 roku, operetka miała być wykonana w Polskim Radiu. Niestety, do prezentacji nie doszło. Po wojnie w 1952 roku Grzegorz Fitelberg, który doskonale zdawał sobie sprawę z wartości tego utworu, nagrał trzy fragmenty Loterii w katowickim radiu.

Czyli nie jest to utwór słusznie zapomniany?

J.O.: - Absolutnie nie. Ci, którzy przyjdą na premierę dostaną Karola Szymanowskiego, o jakim nawet nie marzyli.

Na ile w operetce Szymanowski jest Szymanowskim?

J.O.: - Czasem słychać w muzyce charakterystyczne dla niego harmonie, ale generalnie muzyka będzie zaskoczeniem. Dawniej bawiłem się i puszczałem w domu Tadeuszowi Strugale czy Kazimierzowi Kordowi nagranie Fitelberga i pytałem, co to jest? A oni odpowiadali, że Lehar, Kalman, Strauss. Nie mogli uwierzyć, że to była muzyka Karola Szymanowskiego, tak wpadająca w ucho, tak dowcipna i melodyjna.

Do naszych czasów zachowały się jedynie fragmenty muzyczne z podpisanym tekstem oraz krótkie półstronicowe streszczenie libretta.

J.O.: - Dlatego zbudowanie z tych informacji spektaklu teatralnego nie było łatwe. Najpierw usiłowaliśmy zrozumieć, o co libreciście chodziło. Jak wyglądała loteria na mężów w klubie wesołych wdowców i klubie starych panien, skąd nagle pojawia się Sherlock Holmes, albo druciarz, który na dodatek śpiewa altem. Wojtek Graniczewski dokonał cudu i zrobił z tego dobrą sztukę teatralną, w której wszystkie numery muzyczne otrzymały swoje miejsce.

Zatem, na czym ten cud polegał?

W.G.: - Czy to był cud okaże się po premierze. Ze streszczenia wiedzieliśmy, że odbyła się loteria, a ze słów duetów - że tak jak w operetce bywa - ktoś się w kimś zakochał. Nie wiedzieliśmy natomiast, kto na loterii jest losowany i kto ma, kogo dostać za męża.

Co Pan zatem zrobił?

W.G.: - Postanowiłem napisać nowy tekst i zrobić teatr w teatrze. Zwłaszcza że obiekt satyry, czyli matrymonium - zjawisko układania małżeństw - już nie istnieje i nikogo nie bawi. Stare panny także już nie istnieją, a z tamtych lat zostały nam jeszcze dowcipy o teściowej, które padają i w Loterii. Doszedłem do wniosku, że gdyby loteria miała miejsce na początku XX wieku, to jej skutkiem odczuwalnym do dziś byłoby potomstwo. Dlatego przedstawienie jest wielowarstwowe i ma swój współczesny plan wraz z postaciami będącymi spadkobiercami wuja Charliego, głównego bohatera loterii.

Od czego zacznie się akcja?

W.G.: - Od sceny, w której Notariuszka odczytuje testament ekscentrycznego wuja jego trzem spadkobierczyniom. Okazuje się, że cały majątek otrzymały dwie tajemnicze organizacje dobroczynne, a krewniaczki mogą odziedziczyć tylko to, co są w stanie wynieść ze strychu jego domu na swoich plecach. Dziewczyny odnajdują tam różne przedmioty i dokumenty oraz odgadują fakty z życia tajemniczego wuja, czym wywołują duchy z operetki Szymanowskiego. I wtedy pojawiają się muzyczne fragmenty, które ocalały.

A kto urządził loterię?

W.G.: - Ojciec pierwszego wylosowanego amanta, po to, by jego syn został małżeństwem usidlony i pozbawiony możliwości hulaszczego trybu życia. Okazuje się jednak, że wylosowany do małżeństwa amant był związany z inną kobietą, która tak naprawdę kocha jeszcze innego.

Trochę pogubiłam się w tym, kto kogo kocha.

J.O.: - Dlatego do rozwikłania tych intryg potrzebny jest Sherlock Holmes, który pod koniec przychodzi i wszystko wyjaśnia.

Co było najtrudniejsze w przygotowywaniu tego utworu?

J.O.: - Wpisanie w teatralną akcję zachowanych fragmentów muzycznych. Muzyki jest na szczęście dużo - prawie 70 minut. Jednak wersja tekstu mówionego, nad którym obecnie pracujemy, jest wersją bodaj już dziewiątą. Aby numery muzyczne wpleść w akcję, mój "scenarzysta" męczył się jak potępieniec.

W.G.: - Nie wolno nam było się rozbuchać w wymyślaniu historii. Trzeba było zachować pokorę. Pamiętać, że najważniejsze jest, aby pokazać Szymanowskiego. I moje zabiegi teatralne służą tylko temu celowi.

J.O.: - Trzeba było także uważać na język, jakim się pisze fragmenty pomiędzy zachowanymi częściami. W niektórych momentach Wojtek musiał stylizować.

W.G.: - A nawet czasem i rymować.

Jaki jest język zachowanych fragmentów Loterii na mężów?

W.G.: - Typowy język z początku wieku, podobny do tego używanego w kabarecie "Zielony Balonik".

J.O.: - W tekście pojawiają się cytaty z Tetmajera, a w muzyce z Moniuszki. Widać, że i Szymanowski, i twórca libretta Julian Krzewiński-Maszyński, artysta operetki lwowskiej, wzięty autor wielu librett komicznych i operetkowych, bawili się przy jej pisaniu.

W.G.: - Operetka tak naprawdę była przecież popkulturą tamtych czasów.

Szymanowskiemu jednak kiepsko szło pisanie Loterii na mężów. "(...) Operetka, jak jakie czarne fatum wisi nade mną, ale postanowiłem zacisnąwszy zęby skończyć ją przed Warszawą i mało mi bardzo brakuje" - pisał kompozytor w liście do Grzegorza Fitelberga.

W.G.:- W operetce widać, że Szymanowski lubił się bawić. Pojawiają się kuplety z domowych wieczorków tańcujących. Można też znaleźć nawiązania do mód tamtego czasu. Np. fascynacja Ameryką...

J.O.: - ...dlatego pojawiają się nawet Indianie czy Murzyni. Albo nasi bohaterowie tańczą macziczę.

A co to jest maczicza?

J.O.: - Też nie wiedziałem. Ale Teresa Chylińska, wielka znawczyni Szymanowskiego, znalazła, że jest to rodzaj lubieżnej samby z początku wieku XX. W operetce jest mowa także o technicznych nowościach, jak chociażby winda. Padają także odpowiedzi na pytania, np. co znaczył wtedy, sto lat temu, nowoczesny kostium, nowoczesna moralność.

W.G.: - Operetka pokazuje bunt przeciwko ustawianym małżeństwom, przeciwko dulszczyźnie, filistrom. Ale te wszystkie problemy pokazane są z wielkim humorem, dystansem i życzliwością. Poznajemy w zabawie rodzący się wiek XX, mimo że tak naprawdę nasz spektakl będzie przewodnikiem po tym, czym i jak bawili się nasi dziadkowie lub pradziadkowie.

Czego można Panom życzyć przed prapremierą?

J.O.: - Bardzo bym chciał, aby publiczność bawiła się dobrze i wychodząc nuciła muzykę Szymanowskiego. I aby w repertuarze Opery Krakowskiej zaistniało coś wreszcie innego. Udało mi się moim entuzjazmem zarazić moich najbliższych współpracowników, Agatę Dudę-Gracz (kostiumy i scenografia) i państwa Badurków (choreografia) i mam nadzieję, że nasz entuzjazm podzieli także publiczność.

W.G.: - Bardzo by mi zależało, aby w trakcie tego spektaklu, śledząc sagę matrymonialną, publiczność dała się uwieść muzyce Szymanowskiego. Robimy ten spektakl po to, aby zaistniał nowy fragment ducha Szymanowskiego, pełen finezyjnego humoru, stylistycznych fanaberii, ale także refleksji i zadumy.

I tego życzę.

***

Loteria na mężów, czyli Narzeczony nr 69 wystawiona zostanie w Teatrze im. J. Słowackiego w poniedziałek, 5 listopada, o godz. 19.30, w wykonaniu artystów Opery Krakowskiej. Reżyseria: Józef Opalski, teksty śpiewane: Julian Krzewiński-Maszyński, libretto: Wojciech Graniczewski, kierownictwo muzyczne: Piotr Sułkowski, scenografia: Agata Duda-Gracz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji