Artykuły

Wolne poniedziałki dla matki, ale nie dla córki

Obie są charakteryzatorkami. Chwalą sobie, że nie pracują razem, bo taka sytuacja byłaby podwójnie trudna, zarówno dla nich, jak i otoczenia. Córka: - Korzystam z porad mojej mamy, nieocenione okazały się jej wskazówki podczas pracy przy premierach: "Skrzypek na dachu", czy "Phantom". Bardzo mi pomogła przebrnąć przez te wszystkie pejsy, brody, zarosty - z Ewą Niedźwiedź i Kariną Niedźwiedź, perukarkami i charakteryzatorkami Teatru Wielkiego i Teatru Muzycznego w Poznaniu rozmawia Edyta Wasielewska z Głosu Wielkopolskiego.

Ewa Niedźwiedź: Karina miała zostać tancerką, ale życie potoczyło się inaczej. Ukończyła podstawową szkołę baletową, ale wybrała zawód charakteryzatorki. Od dwóch lat pracuje w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Jest szczęśliwą mamą rocznego Wiktora, i żoną tancerza.

Karina Niedźwiedź: Mama jest charakteryzatorką, perukarzem, fryzjerem. Od dwunastu lat prowadzi pracownię perukarsko-charakteryzatorską w Teatrze Wielkim w Poznaniu, wcześniej pracowała w teatrach: w Łodzi, Szczecinie, Bytomiu. W swoim zawodzie nie ma sobie równych.

Wielokrotnie się panie przeprowadzały. Wszystko trzeba było zaczynać od początku...

Mama: - Wychowałam się w Koninie, potem był Poznań, gdzie znalazłam swoje pierwsze miejsce pracy - w Teatrze Muzycznym. Najdłużej, bo trzynaście lat przepracowałam w Teatrze Wielkim w Łodzi, ale zanim na dobre trafiłam do Poznania, po drodze były jeszcze teatry w innych miastach. Córka: - Urodziłam się w Bytomiu, gdzie wychowywałam się przez trzy lata, potem mieszkałyśmy w Łodzi i Szczecinie, którego zupełnie nie pamiętam. Dalszy etap to Poznań, gdzie chodziłam do liceum, potem do studium kosmetycznego i szkoły, którą prowadzi mama.

Córka poszła w ślady mamy, choć miała zostać tancerką, tak jak tata.

Córka: - Wychowałam się w Teatrze Wielkim w Łodzi, gdzie po raz pierwszy wystąpiłam na scenie. Miałam dziewięć lat i było to przedstawienie w reżyserii Ewy Wycichowskiej -"Miriam". Ukończyłam podstawową szkołę baletową, ale okazało się, że jestem... za wysoka. Wzrost 1,80 centymetrów to za dużo jak na tancerkę baletu. Po przyjeździe do Poznania poszłyśmy na egzaminy wstępne do liceum baletowego, gdzie rozwiano wszelkie nasze wątpliwości. Swoją przyszłość musiałam zaplanować na nowo.

Mama: - Karina samodzielnie podjęła decyzję. Szybko zaczęła przejawiać uzdolnienia w kierunku makijażu, charakteryzacji.

Córka: - Nie żałuję swojej decyzji przed laty, wręcz przeciwnie. Jestem przekonana, że dobrze się stało, że nie zostałam tancerką. Kariera w tym zawodzie jest krótka i do tego okupiona wieloma wyrzeczeniami.

Pracują panie w dwóch różnych teatrach, ale pewnie wielokrotnie Przyglądają się efektom swojej pracy.

Córka: - Korzystam z porad mojej mamy, która jest perfekcjonistką bardzo wymagającą wobec innych, ale przede wszystkim wobec siebie. Nieocenione okazały się jej wskazówki podczas pracy przy premierach: "Skrzypek na dachu", "Phantom". Bardzo mi pomogła przebrnąć przez te wszystkie pejsy, brody, zarosty. Kiedy zdarza nam się pracować razem, podczas przedsięwzięć pozateatralnych, na przykład pokazów mody, to w pracy nie jestem córką, ale takim samym pracownikiem jak każdy inny.

Mama: - Służę swoim bogatym doświadczeniem zawodowym. Dobrze się stało, że z Kariną nie pracujemy w tym samym teatrze. Zdaję sobie sprawę, że taka sytuacja przyniosłaby nam dużo niepotrzebnych stresów. Niezbędny byłby zdrowy dystans i konieczność oddzielenia "córki" od "pracownika". Nierzadko to pewnie ja byłabym oceniana za to, co zrobiła Karina. A tak chętnie chodzę na spektakle do Teatru Muzycznego i z boku przyglądam się jej pracy, jak również oklaskuję syna - Artura, który współpracuje z teatrem jako tancerz.

Mama i córka, które pracują w tym samym zawodzie pewnie i tak niejednokrotnie są ze sobą porównywane.

Córka: - Czasami mam tego świadomość, że cokolwiek bym nie zrobiła, to i tak będę oceniana jako córka Ewy Niedźwiedź.

Mama: - Karina jest bardzo silną osobowością, dynamiczną, trzeźwo patrzącą na życie. Wie czego chce i swoje cele realizuje z pełną determinacją. Przy tym jest osobą obdarzoną wyjątkową wrażliwością na krzywdę innych. Ja po mojej mamie, która była wyjątkową osobą, o wielu artystycznych talentach odziedziczyłam naturę bardzo romantyczną, z którą bywa, że niełatwo żyć. Od dziecka jestem związana z teatrem, ze sztuką -to cały mój świat. Choć z drugiej strony, nie boję się nowych wyzwań i ciągle stawiam sobie coraz wyższą poprzeczkę. Minimalizm w życiu nigdy mnie nie interesował. Paradoksalnie, z biegiem lat więcej we mnie marzeń, ambicji, planów, których nie było w moim życiu wcześniej. Na przykład zorganizowanie takiego wyjątkowego miejsca - teatru od kulis przeznaczonego dla ludzi, którzy na chwilę chcą być kimś innym, choćby Marilyn Monroe.

Czy pracę w teatrze, który jest dość specyficznym miejscem: rano próby, wieczorami spektakle, wolne tylko poniedziałki - trudno pogodzić z obowiązkami domowymi i wychowywaniem dzieci?

Córka: - Jest to bardzo trudne wyzwanie dla kobiety i teraz o wiele trudniejsze niż wtedy, kiedy ja byłam dzieckiem i moja mama musiała borykać się z szarą rzeczywistością. Kiedyś było inaczej, też pod względem zarobków, na przykład tancerzy. W sytuacji, kiedy oboje z mężem pracujemy w teatrze, bez pomocy mojej mamy, opiekunki i innych osób, które zostają z synem byłoby nam bardzo ciężko. Wiktorka rano zawożę do żłobka, bo inaczej nie mogłam pojechać do pracy.

Mama: - Jestem dumna ze swoich dzieci, ale nie do końca z siebie jako matki. Ciągle mam świadomość takiego niespełnienia, że nie byłam z nimi, wtedy kiedy powinnam. Nie czytałam im bajek na dobranoc, bo gdy one kładły się spać, ja musiałam iść do pracy. Wcześnie zostałam matką samotnie wychowująca dzieci - Karina miała 5 lat, a Artur - 11 lat. W Łodzi nie miałam rodziny i byłam zdana tylko na siebie. Jednak mogłam liczyć na pomoc ludzi teatru, którzy wielokrotnie służyli mi pomocą.

Czy dzieci wychowywane były z przysłowiowym kluczem na szyi?

Mama: - Można tak powiedzieć, ale nie było z nimi najmniejszych problemów wychowawczych. Nigdy nie byłam wzywana do szkoły, nikt się na nich nie skarżył. Za każdym razem, kiedy późnym wieczorem wracałam z teatru mogłam być spokojna, że syn i córka są w domu. Był to trudny czas. Możliwość wyjazdów zagranicznych, które zapewniał dyrektor Sławomir Pietras z Teatrem Wielkim był dla mnie szczególnie cenny. Przywoziłam dzieciom owoce, słodycze, które w tamtym czasem były prawdziwym rarytasem.

Córka: - Pamiętam takie chwile z dzieciństwa, kiedy mama po powrocie z zagranicy po cichutku wchodzi do domu, aby przygotować nam niespodziankę. Rano się budzimy, a cały stół w pokoju obwieszony jest łakociami.

Mama: - Mam taką świadomość, że niczego nigdy nie dostaliśmy w prezencie. Do wszystkiego konsekwentnie dochodzimy sami - własną, ciężką pracą. Artur ukończył szkołę baletową i filologię polską. Dzisiaj jest tancerzem, choreografem, tekściarzem. Z powodzeniem prowadzi własną agencję artystyczną. Karina jest bardzo zdolną charakteryzatorką i kosmetyczką. Ja oprócz tego, że pracuję w Teatrze Wielkim, który jest całym moim życiem, to siedem lat temu wraz z Jolantą Lobacz założyłam Szkołę Makijażu, Perukarstwa i Charakteryzacji MASKA, z której jestem bardzo dumna. W szkole pracuje też Karina, która w poniedziałki mnie zastępuje i prowadzi zajęcia z perukarstwa. To wszystko do czego dążę wierzę, że kiedyś z powodzeniem będzie kontynuowała moja córka.

Córka: - Mama, jak każda kochająca mama, bardzo wierzy w swoje dzieci, a co będzie w przyszłości? Czas pokaże.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji