Artykuły

Państwu już dziękujemy

Gdy 5 lat temu Wojciech Kępczyński objął stanowisko dyrektora Romy, z operetki odeszło ponad 200 śpiewaków, muzyków i tancerzy. - Byliśmy niepotrzebni, za starzy. I nie umieliśmy stepować - mówią z ironią artyści. - Przesłuchiwał każdego z osobna. Sławny śpiewak operowy stawał między amatorami, a chórzystom z dyplomami Akademii Muzycznej kazał zdawać egzamin z czytania nut!

Magdalena Kwaśniewska-Kolado. 47 lat. Mezzosopran. Bezrobotna. Biega na castingi do reklam telewizyjnych. Albo Lidia Szczepanowska. 47 lat. Skrzypaczka. Gra czasami na koncertach w kościele. Albo Magdalena Muraszko. 46 lat. Alt. Pracuje jako opiekunka starszych osób. Przewija, myje i karmi. Albo Cecylia Bombała. 27 lat. Sopran. Cierpiała na schizofrenię. Nie wytrzymała napięcia w pracy. Skoczyła z okna w trakcie przedstawienia. W kostiumie i z bukietem kwiatków w ręku...

Byli artyści Operetki Warszawskiej. Nie potrafią znaleźć sobie miejsca, chociaż ich teatr skończył się 5 lat temu. Żyją wspomnieniami o "tamtych czasach". Obecne czasy nie są dla nich łaskawe.

Akt I - Zaśpiewać Carmen

- Czy zgodzi się pani opowiedzieć o sposobach usuwania plam?

- Tak, czemu nie? Jak widzę plamę, to polewam ją wybielaczem....

- To co? Próbujemy na tej bluzce?

- No właśnie. Skoro częściej pierzemy kolorowe rzeczy, lepiej użyć wybielacza, który jest bezpieczny.

Twarz Magdaleny Kwaśniewskiej widać w monitorze. Czyta swoją rolę.

- Stop! Jeszcze raz - rozkazuje reżyser. Magdalena jest na castingu do reklamy. Jeszcze jej się nie udało zagrać. - Moje źródło utrzymania to mąż. Mam też jedną uczennicę, którą uczę śpiewu - mówi. Była chórzystką, z dyplomem. Skończyła Akademię Muzyczną w Bydgoszczy na Wydziale Aktorsko-Wokalnym.

- Moje marzenie, to zaśpiewać Carmen. Znam rolę na pamięć - aż się poruszyła na krześle, poprawiła krótkie, rude włosy. Na scenie była brunetką z długimi włosami. Teraz zmieniła image - dla castingów. Występowała w "Sztukmistrzu z Lublina", "Zemście nietoperza", "Życiu paryskim". Ostatni raz już w musicalu - "Miss Saigon". Nosiła kostiumy ważące nawet 14 kg! Był blichtr, oklaski, kwiaty, spełnienie.

- Potem wygasła mi umowa I tyle.

Akt II - Sława to nie żart

Cecylia Bombała była piękną dziewczyną. Nadwrażliwa. Śpiewała sopranem, miała dyplom.

"Wielka sława to żart" - śpiewają artyści. W trzecim akcie Cecylia w kostiumie rzuca się z trzeciego piętra. I to nie był żart. Ktoś przez przypadek wyjrzał przez okno i zobaczył ciało na chodniku. Do skocznego, operetkowego finału aktorzy wyszli zapłakani. Publiczność osłupiała.

- Chorowała, ale się leczyła. Była moją przyjaciółką. Miała fatalną sytuację mieszkaniową, zarabiała grosze, zmarła jej matka. A w teatrze zwolnienie za zwolnieniem, konflikt z dyrektorem - mówi Kwaśniewska. Cecylia przed samobójstwem dostała pensję - 420 zł. Z czego 300 zł musiała wpłacić za mieszkanie.

- To było ponad jej siły - twierdzi Magdalena. W miejscu, gdzie wydarzyła się tragedia, przez wiele dni płoną znicze i leżą kwiaty.

Następnego dnia zespół odmówił grania, mimo że dyrektor chciał grać dalej.

- Show must go on! - nawoływał.

- Cały zespół zbuntował się po tych słowach. Nie mogliśmy uwierzyć w bezduszność tego człowieka! - opowiada nam wzburzona chórzystką. - Niewiele brakowało, a doszłoby do rękoczynów. Konflikt z dyrektorem Kępczyńskim zaostrzył się. Polecieli następni.

Akt III - Śpiewam przy pracy

Byli artyści operetki, jeśli pracują w zawodzie, to na umowę zlecenie. Żyją ze swoich mężów, żon, dzieci. To ludzie koło czterdziestki. Niektórzy, jak Magdalena Muraszko, zrywają z wyuczoną profesją. Zarabia, opiekując się starszymi osobami. - To grosze, ale pracuję i to się liczy. Mam satysfakcję - mówi była chórzystką. - Najtrudniejsze było przejście ze świata teatralnego do tego, w którym egzystuję dzisiaj. Bardzo tęsknię za sceną - przyznaje. Dlatego czasami coś zaśpiewa podopiecznym.

Lidia Szczepanowska w Romie grała w orkiestrze. Na skrzypcach. Przepracowała tam 22 lata. Skończyła Wyższą Szkołę Muzyczną w Białymstoku. Jest samotna. Ledwo wiąże koniec z końcem.

- Nie należę do osób przedsiębiorczych, nie umiem walczyć o swoje. Ten świat mnie przerasta - mówi cicho Lidia. Drobna kobieta, długie włosy. Nieśmiała, milcząca.

- Nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Jest mi ciężko. Ja nic innego nie umiem. Zarabiam na sporadycznych koncertach, na przykład w kościołach - mówi skrzypaczka.

Akt IV - Łabędzi śpiew operetki

- Warszawa nie ma operetki. To skandal! Czasami chciałbym pójść na takie

przedstawienie, ale gdzie?! - pyta Feliks Gałecki. Był solistą w Teatrze Wielkim i współpracował z Romą. Baryton. Dziś jest już na emeryturze i, jak twierdzi, jest to jego szczęście w nieszczęściu. - Nie muszę martwić się o zarobek. Ale nie mogę pozbyć się uczucia żalu. Dla ludzi starszych nie ma w tym mieście rozrywki. Mają do wyboru poważną operę albo młodzieżowy koncert - twierdzi. Teatr Roma odnosi ostatnio sukcesy. Stanął finansowo na nogi. Wystawił musicale: "Miss Saigon", "Crazy for You", "Cats" (na ten spektakl nie ma biletów na najbliższe 6 miesięcy!). Dyrektor Kępczyński odrzucił repertuar klasyczny, postawił na młodość, na zdolnych amatorów i na taniec. - Faktem jest, że nie potrafiłabym wykonać takich wygibasów, jak ci młodzi aktorzy. Ale ja jestem śpiewaczką, a nie akrobatką! - mówi Magdalena Kwaśniewska.

Takie nazwiska, jak Grażyna Brodzińska czy Bogusław Morka, gwiazdy warszawskiej operetki, nie mają już swojej sceny.

Epilog

Janusz K. 45 lat. Baryton. Długa siwa broda, nieobecne, szare oczy. Ubrany w łachmany, zaniedbany i brudny. Zostawił żonę w szóstym miesiącu ciąży. Popadł w hazard. Mieszkał na Dworcu Centralnym, a potem ruszył w Polskę.

Dworzec był domem Haliny Z. Grała na altówce. Nie wiadomo, co się z nią teraz dzieje...

Korzystałam z materiałów archiwalnych "Gazety Wyborczej" i "Expressu Wieczornego".

Konflikt w Romie

W 1998 roku okazało się, że Teatr Roma jest zadłużony. Dyrektorem zosta) Wojciech Kępczyński. Jego wizja teatru nie spotkała się z akceptacją artystów. Zarzucali mu, że niszczy operetkę, zdewastował dekoracje i kostiumy, zatrudnia aktorów amatorów spoza teatru, nie chce wystawiać klasyki. Dyrektor ripostował, że liczy się talent, a nie dyplom, że chce postawić Romę na nogi, a frekwencja na operetkach jest znikoma każdy wieczór przynosi straty. Konflikt sięgnął zenitu po samobójczej śmierci chórzystki Cecylii Bombały. Artyści obarczyli winą Kępczyńskiego (jednak dziewczyna, jak się później okazało, leczyła się psychiatrycznie). Konflikt ujrzał wówczas światło dzienne.

To była patowa sytuacja

Wojciech Kępczyński, dyrektor Teatru Muzycznego Roma: - Roma to nowoczesna forma teatru muzycznego. To, że musiałem zmienić profil teatru, wynikało z kontraktu, który podpisałem. W momencie przejmowania Romy była ona zadłużona na 3 min zł! Przy kasie niemal stał komornik i brał wszystko, co udało się nam zarobić. W dodatku na etacie zatrudnionych było ponad 300 osób. Patowa i tragiczna sytuacja! Bardzo żałuję, że tyle osób musiało odejść. Ale wystawienie spektaklu operetkowego to olbrzymi koszt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji