Artykuły

Warszawa. Inauguracja Sceny Kobra w Fabryce Trzciny

Na afiszach w roli producenta sztuk teatralnych pojawia się nowe "nazwisko": firma Suzuki Motor Poland. 10 stycznia Scena Kobra w Fabryce Trzciny rusza premierą "Kobiety w czerni" w reżyserii Krzysztofa Langa. Projekt jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, powstaje we współpracy z Fabryką Trzciny.

Cel, który przyświeca Suzuki, to nawiązanie do wspaniałych tradycji Telewizyjnego Teatru Sensacji i Fantastyki. - To była nasza specjalność. W ogóle teatr kryminalny. Tego nie było nigdzie na świecie - mówił Andrzej Łapicki, jeden z czołowych twórców Telewizyjnego Teatru Sensacji. W każdy czwartek na ekranach telewizorów pojawiała się czołówka z kobrą, zapowiadająca kryminał, lub przedstawienia fantastyczne pod szyldem Teatru Sfinks. Wtedy wyludniały się ulice, Polacy zasiadali przed telewizorami, by śledzić kryminalne intrygi, czuć zimne dreszcze strachu i próbować odgadnąć, kto zabił... Nadawany na żywo spektakl "Pomyłka, proszę się wyłączyć" z Aleksandrą Śląską w roli głównej był tak sugestywny, że wywołał panikę wśród samotnych telewidzów, którzy dzwonili do telewizji ze strachu przed czyhającym gdzieś w pobliżu mordercą.

Scena Kobra w Fabryce Trzciny ma także pełnić rolę kulturotwórczą. Firma Suzuki traktuje swoją rolę producenta cyklu teatralnego bardzo poważnie. Spektakli zostanie profesjonalnie zarejestrowany i archiwizowany tak, by w przyszłości można było do niego wrócić i wyemitować w telewizji. A widzowie, przychodząc na spektakl, będą mieli wybór: będą mogli obejrzeć sztukę w sposób "klasyczny", na widowni sali teatralnej, lub bezpośrednią transmisję na czarno-białym dużym ekranie na dole, w sali widowiskowej.

Cykl Scena Kobry rozpoczyna "Kobieta w czerni" na podstawie powieści Susan Hill. Jej autorka przyznaje, że od dzieciństwa uwielbiała historie o duchach: klasyczne, angielskie mroczne opowieści, które mrożą krew w żyłach podstępnie, jakby wcale nie były horrorami czy thrillerami.

W 1983 roku Susan Hill postanowiła napisać powieść wskrzeszającą ten gatunek literacki. Zrobiła listę niezbędnych atrybutów: a więc duch, kapryśna pogoda, stary dom, koniecznie na odludziu, kilka tajemnic, cmentarz albo chociaż kościół. I ludzie, którzy nie mówią całej prawdy o tym, co wiedzą, bo bardzo się boją. Gdy Susan Hill zabrała się do pracy, miała w głowie gotowe miejsce akcji, potem pojawił się młody notariusz, a na końcu wyklarował się rozwój wydarzeń.

Powieść trafiła na deski teatru za sprawą Stephena Mallatratta, który tak wspominał początki swojego romansu z "Kobietą w czerni":

- Pamiętam dokładnie, jak w 1985 roku wpadła mi w rękę powieść "Kobieta w czerni", autorstwa Susan Hill. Pamiętam, że jeszcze zanim ją przeczytałem, przemknęła mi taka myśl: "Ciekawe, czy można by z tego zrobić sztukę teatralną?". Trudno wyobrazić sobie gorsze miejsce do czytania powieści, której akcja umiejscowiona jest w ponurej, edwardiańskiej Anglii, niż plaża na greckiej wyspie Naxos, gdzie spędzałem właśnie wakacje. Niemniej jednak, pomimo palącego słońca i wrzawy, jaką dookoła siebie robiła moja ośmioletnia córka, zostałem do cna wciągnięty w akcję i pochłaniałem ją autentycznie ciężko przerażony. I rzeczywiście, poprzez wyjątkową siłę narracji i nasycenie postaci, zobaczyłem w tym tekście sztukę teatralną.

Prapremiera sztuki odbyła się w 1987 roku w Stephen Joseph Theatre na West Endzie. W ciągu 20 lat "Kobieta w czerni" doczekała się ogromnej liczby premier na całym świecie. Cieszy się niesłabnącą popularnością oraz zasłużoną opinią przedstawienia mrożącego krew w żyłach.

Recenzent teatralny The Daily Telegraph napisał: "Nigdy wcześniej nie widziałem na widowni tylu gwałtownych podskoków i wstrzymywanych okrzyków przerażenia, co tu. Najbardziej podoba mi się, że mając wszystkie obowiązkowe składniki historii o duchach, włącznie z opuszczonym domostwem, nawiedzonym cmentarzem i okolicznymi mieszkańcami, którzy pary z ust nie puszczą na temat wszystkich tych okropieństw, których byli świadkami, sztuka ta pieczołowicie wykorzystuje wszystkie możliwości, jakie może zaoferować ludzkiej wyobraźni teatr".

Z kolei Robert Gore-Langton z Daily Express tak tłumaczy fenomen "Kobiety w czerni": "Łatwo się zorientować, czemu adaptacja Stephena Mallatratta przetrwała tyle lat. To szarpiące nerwy przedstawienie przyprawia o gęsią skórkę ze strachu. Historia owija się wokół widza jak bagienne opary, stopniowo odkrywając przygody młodego notariusza, który odwiedza opuszczony dom zmarłej klientki. Prawdziwy zwrot akcji nadchodzi pod koniec, kiedy okazuje się, że zło - kobieta w czerni jest jego zwiastunem - jest zdolne rozprzestrzeniać się jak niebezpieczny wirus. Chcąc obejrzeć spektakl po raz drugi, trafiłem na poranek, gdzie rozbawiona młodzież szkolna za wszelką cenę usiłowała rozwścieczyć nauczyciela, śmiejąc się w najstraszniejszych momentach. Cichli kolejno, w miarę rozwoju akcji na scenie. Nie ma więc nic dziwnego w długoletnim powodzeniu tego przedstawienia. To prawdziwe teatralne rzemiosło w mistrzowskim wykonaniu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji