Artykuły

Struny zbrodni

"Klątwa" w reż. Barbary Wysockiej i "Sędziowie" w reż. Marii Spiss w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku, dodatku Kultura.

Dwie najnowsze premiery krakowskiego Starego Teatru: "Klątwę" Barbary Wysockiej i "Sędziów" Marii Spiss ogląda się w jeden wieczór. Przed laty Konrad Swinarski grał je razem, niczym dwa bluźnierstwa przeciw milczącemu bogu. Młode reżyserki testują raczej psychologiczną prawdę bohaterów Wyspiańskiego.

Szukają efektownego tropu inscenizacyjnego, który zafrapuje dzisiejszego widza. "Klątwę" i "Sędziów" umieszczają pośród atrap współczesności. Dwie tragedie prowincjonalne Wyspiańskiego zostały obciosane do samego szkieletu. Jakby to były skondensowane, tymczasowe, odizolowane struny czasu. Wysocka i Spiss próbują patrzeć, jak te "struny" drgają, mienią się znaczeniami i znikają, niewiele tłumacząc. Obie wychodzą z podobnych założeń: akcja tragedii nie dzieje się w czasie rzeczywistym, bo wszystko już się zdarzyło. Do prawdy docieramy przez rekonstrukcję i relacje bohaterów. Spiss sięga po formułę policyjnego śledztwa, wizji lokalnej odtwarzającej przebieg zbrodni. Każda z postaci zmienia kąt spojrzenia widza, kluczowe sekwencje zapętlają się w powtórkach. Niestety, w "Sędziach" nie wszystko z tekstu Wyspiańskiego logicznie się układa, nie wiadomo, czy Jewdocha (Aldona Grochal) to dublerka zamordowanej dziewczyny, czy ona sama. I kim jest Joas (Piotr Cyrwus), skoro nie nadwrażliwym dzieckiem, przez które przemawia przeczucie sprawiedliwości? Jej bohaterowie tracą głębszy wymiar, wyłaniają się z czerni jak duchy. Posłuszni kopiści gestu. U Spiss bohaterowie udają, że "tak było". U Wysockiej zastanawiają się, "jak było". Reżyserka wprowadza nas w podejrzany rytuał wspominania, odgrywany nie tyle w rzeczywistym miejscu, raczej po prostu w piekle pamięci. Jest w nim na tych samych prawach i ból i bylejakość, intensywność i rozprzężenie. Za oknem zaśnieżony plac Szczepański, na ścianie wyświetlany tekst ludzko-boskiej "klątwy", ekran pokazuje kadry z wizyty reżyserki w Gręboszowie, wsi, w której sto lat temu zgrzeszył ksiądz od Wyspiańskiego. Jego wybranka - Medea z Gręboszowa - łazi między widzami, kołysząc pustym wózkiem dziecięcym. Jest jak więźniarka, która po odsiedzeniu kary za zabicie dzieci wróciła, żeby wspólnie z grupą współsprawców sprawdzić, co właściwie pamięta.

Wysocka każe im mówić część didaskaliów, kilka scen i dialogów trawestuje, zapośrednicza w relacji. Piekło ludzi nakłada się na piekło miejsca, powstaje sytuacja bliska niektórym pomysłom Michała Zadary, niegotowa, chwiejna, pełna demonstracyjnych teatralnych szwów i dziur, którymi wyłazi prywatność wykonawców.

Zaskakuje zapiekłość i determinacja Młodej (Katarzyna Krzanowska gra jedną ze swoich najlepszych ról), jej pragnienie nadania wymiaru splugawionej miłości, winie i karze. Ksiądz Marcina Kalisza daremnie usiłuje scalić rozdwojoną osobowość, pogodzić uczucie i powinność. Widzimy, jak spycha w podświadomość prawdziwy sens swego grzechu, udaje, że nic się nie stało. Tylko Młoda i Ksiądz cierpią w tym świecie, szukają w sobie dobra, próbują przetrwać. Dziewczyna (Justyna Kowalska) i Sołtys (Juliusz Chrząstowski) wydają się być tylko figurami zła, obmowy, zazdrości.

Spektakl Wysockiej nie daje spokoju, zostaje na długo w głowie, zmusza do powrotów do wybranych słów, gestów, sekwencji. Po "Sędziach" Spiss wizja reżyserki rozpada się w pamięci, brnie w wątpliwość. Jest tylko strzępem, możliwością nowej formy.

Na zdjęciu: 'Klątwa" w reż. Barbary Wysockiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji