Artykuły

Dyskusyjne szczęście od czasu do czasu

"Od czasu do czasu" w reż. Zdzisława Derebeckiego w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Joanna Nowińska w Miesięczniku.

Po "Kordianie", stylowej romantycznej tragedii, Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie zaproponował widzom radykalną zmianę spojrzenia na teatralną i pozateatralną rzeczywistość w "Od czasu do czasu", najnowszej premierze a właściwie absolutnej prapremierze. Tekst wyszedł spod pióra Karoliny Szymczyk-Majchrzak, uznawanej za bardzo interesującą osobowość współczesnego teatru młodej reżyserki, zajmującej się również dramatopisarstwem. Autorka w jednym z wywiadów zdradziła, że jej sztuki powstają "dzięki obserwacji dalszych i bliższych znajomych, czytaniu prasy, oglądaniu telewizji, słowem - śledzeniu dzisiejszej rzeczywistości". Na scenie oglądamy więc historię doskonale znaną z prasowych publikacji, czy telewizyjnych reportaży. Z życie wzięte elementy układające się w swoisty portret współczesnej Polki przełożył na język teatru dyrektor koszalińskiej sceny Zdzisław Derebecki.

Czy trudno szczęśliwym? Nawet "od czasu do czasu"? Karolina Szymczyk-Majchrzak stara się obserwować i diagnozować nasz współczesny świat. Nie unika drastycznych tematów, portretuje współczesne, wypalone uczuciowo rodziny, naiwne, bezbronne dziewczyny uwikłane w toksyczne związki, znudzonych małżeńską monotonią mężczyzn, poszukujących przelotnego dreszczu emocji w łóżku prostytutki Czy taka kumulacja uczuciowych patologii (a może są to po prostu codzienne zjawiska?) pozostawia jeszcze cień nadziei na tak bardzo upragnione szczęście? Na ciepłe, nasycone pozytywną energią i autentyczną prawdą relacje? Autorka uważa, że istnieje antidotum na zatruty - z jednej strony grzechem, przemocą, agresją, a z drugiej - obojętnością świat. To siła i wiara, że każdego dnia można rozpocząć wszystko od nowa.

Konstruując opowieść mocno osadzoną w realiach współczesności, autorka splata losy marzących o szczęściu czterech kobiet. Łączy je jeden mężczyzna. To Janusz (Zdzisław Derebecki), dentysta, który - jak twierdzi owdowiała małżonka - "nawet umrzeć nie potrafił w porę" Małgorzata Wiercioch w roli wdowy jest stonowana i wyciszona. Oszczędnie, a jednak przejmująco kreuje postać kobiety właściwie pozbawionej już złudzeń i z wielkim dystansem, choć nie bez odrobiny nostalgii, spoglądającej w przeszłość. Nie oczekuje też zbyt wiele od przyszłości. Swój wdzięk i temperament, swoją kobiecość i wrażliwość tłumi oszczędnością gestu, ironicznym półuśmiechem i wyjątkowo nieefektownym strojem, jakim okazuje się bezkształtna, szara suknia. Równie szara, jak jej życie, wypełnione ujarzmianiem niesfornych uczniów i utarczkami z kłopotliwą teściową Nieoczekiwana i właściwie przypadkowa znajomość z zagubioną w meandrach współczesności dziewczyną, pozwala jej uwierzyć w siłę, prawdę i uzdrawiającą moc przyjaźni. Kolejną, związaną z Januszem kobietą, jest jego matka (Ewa Nawrocka), W interpretacji nestorki koszalińskiej sceny staje się groteskowo przerysowaną starszą panią w ekscentrycznym, ozdobionym piórami kapeluszu, z upodobaniem dręczącą swoją synową. Cóż takie drobne przyjemności podeszłego wieku Na scenie pojawia się także Małgośka (Katarzyna Ulicka-Pyda), delikatna i ciepła nauczycielka, oczekująca dziecka Janusza. Budzi wzruszenie - tylko ona tak naprawdę tęskni za zmarłym kochankiem

W centrum wydarzeń pozostaje jednak młodziutka Agnieszka (wyrazista i ekspresyjna Agnieszka Padzikowska), określająca samą siebie, jakże eufemistycznie, jako "czarodziejkę", spełniającą marzenia (dodajmy, że erotyczne) przypadkowych mężczyzn. Zewnętrznie jest uosobieniem wizerunku dziewczyny zajmującej się najstarszym zawodem świata. Blond peruka, silny makijaż, złociste pantofelki, wyzywające, eksponujące zgrabną figurę stroje. Jednak pod banalną, jaskrawo tandetną powierzchownością kryje się tęsknota, wrażliwość i odwaga, pozwalająca Agnieszce na przerwanie zaklętego kręgu przemocy i uzależnienia. Galerię scenicznych postaci uzupełnia Wojtek (Artur Paczesny) wystylizowany na typowego brutalnego macho. Skórzana kurtka, wyżelowana fryzura, papieros, butelka whisky i pogarda dla kobiet nadają tej postaci wymiar symbolu, wzmacniając jednocześnie siłę teatralnego przekazu.

Tak jak prawdziwe życie, tak i sceniczna opowieść, którą zobaczyliśmy w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym, ułożona jest z elementów psychologicznej gry, groteski, melodramatu i odrobiny sensacji. Opowieść wzbogacają także akcenty komediowe. Jednak związane z poszczególnymi postaciami wątki nie zostały wyraziście spointowane.

Na uwagę zasługuje natomiast forma spektaklu, wymagająca od widzów skupienia i koncentracji. Zdarzenia nie toczą się bowiem w porządku chronologicznym, a oderwane, prezentowane w filmowej stylistyce sceny dopiero po pewnym czasie można ułożyć w logiczną, konsekwentną całość. Ta z pozoru ekscentryczna formalnie stylistyka nie jest jedynie artystyczną prowokacją, ale interesującym sposobem na "dopełnianie" się scenicznej historii.

Są w tym spektaklu sceny interesujące plastycznie. Niecodzienność i urodę scenicznych sytuacji kreuje wówczas gra świateł. W smugach złocistego, zielonego i purpurowego światła banalność zwykłych wydarzeń, nagłaśnianych i analizowanych codziennie przez media, staje się mniej dosłowna, chociaż nie osiąga wymiaru metafory. Publicystyczna aktualność podejmowanych problemów nieco przysłoniła wiecznie aktualny temat poszukiwania szczęścia. A przecież warto na nie czekać, chociaż czasami to upragnione szczęście miewa charakter dyskusyjny. Ale przychodzi - od czasu do czasu

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji