Artykuły

Dziwoląg sezonu

"Niewina" ze Starego Teatru w Krakowie na warszawskim Festiwalu Festiwali Teatralnych "Spotkania". Recenzja Janusza R. Kowalczyka w Rzeczpospolitej.

"Potrafię zrozumieć, że zasłużona krakowska scena powinna być reprezentowana na warszawskich Spotkaniach. Jeśli jednak wizytówką Narodowego Starego Teatru ma być ów monstrualny gniot, jakim jest Niewina Dei Loher w reżyserii Pawła Miśkiewicza, to rzeczywiście, pora umierać.

Niemiecka autorka należy do szczególnie hołubionych na polskich scenach, doczekała się m.in. kilku wystawień Przypadku Klary - i dobrze. Zadziwiającej kariery jej Niewiny pojąć jednak nie mogę. Wataha postaci, z których każda mogłaby stawać w konkursie na największego dziwoląga sezonu - przez ponad trzy i pół godziny przetacza się po scenie, czyniąc bałamutne zwierzenia w przydługich monologach. Przeplatające się ze sobą bez szczególnego związku epizody autorka usiłuje powiązać w całość za pomocą kilku wątłych formalnych zabiegów (zatopiona w morskich falach kobieta, odnajdzie się pod koniec cała i zdrowa, by dopiero zacząć schodzić do wody).

Rzecz jest w dodatku nieznośnie manieryczna, z pretensjami do zbawienia świata. Mowa tu o wszelakich niegodziwościach współczesności, co prostą drogą zmierza do wpędzenia widza w poczucie winy. Stąd też na ekranie monitora telewizyjnego - m.in. parada wzdętych brzuszków głodujących afrykańskich dzieci, z czytelnym podtekstem: no, i co ty, człowieku, na to? Ten rodzaj szantażu moralnego - który do perfekcji opanowali tzw. młodzi brutaliści, wydaje mi się szczególnie nie na miejscu. Jakoś nie słychać, by sami moraliści oddawali siły czy choćby procent od honorariów na poprawę sytuacji, którą tak chętnie eksploatują jako tworzywo własnych utworów.

Są w tym przedstawieniu przykuwające uwagę perełki aktorskie, jak brawurowo odegrana przez Magdę Jarosz Pani Habersatt, odwiedzająca rodziców mordowanych dzieci, by ich jako matka zabójcy przeprosić. Albo Ewa Kaim-Absolut, niewidoma dziewczyna, oddająca się tańcom przy niklowanej rurce w klubie dla panów. To jednak jedyne rodzynki w ogólnym zakalcu. Wyliczanka postaci oraz ról przypadkowych i niepotrzebnych byłaby, niestety, o wiele dłuższa.

Inscenizator Paweł Miśkiewicz wraz ze scenograf Barbarą Hanicką uruchomił gigantyczną machinę sceniczną, m.in. z podświetlanym chodnikiem czy jeżdżącym w tę i we w tę - wielkim kontenerem. Odsłaniał on w swym wnętrzu drobnomieszczański pokoik, to znów lokalik zajmowany przez ciemnoskórych imigrantów. Kto jednak nie dał się uwieść teatralnej technice, spostrzegł, że żaden z tych zabiegów nie był w stanie przesłonić banalnej prawdy - Niewina ze Starego to zbiór komunałów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji