Warszawa. Misjonarz z TR Warszawa
Kto to jest reżyser? Misjonarz, prorok, a może dziennikarz opisujący rzeczywistość? - pytał Grzegorza Jarzynę prowadzący rozmowę Łukasz Drewniak. Szef TR Warszawa nawet się nie zawahał. - Dla mnie reżyseria to misja.
Już po raz czwarty w naszej redakcyjnej klubokawiarni odbyło się spotkanie z cyklu "Teatr w Gazeta Cafe". Tym razem gościem był twórca "Bzika tropikalnego", "Magnetyzmu serca" i "Uroczystości", od 9 lat dyrektor Teatru Rozmaitości (obecnie TR Warszawa).
Jarzyna opowiadał o swoich początkach w Warszawie, kiedy nie miał jeszcze zaufania do tego miasta. - Ten brak akceptacji do Warszawy wpajano mi na studiach w Krakowie - mówił. Ale szybko przekonał się, że z tego miejsca można czerpać. - Warszawa mnie stymulowała w pracy i była częścią mojej przygody - dodał.
Wyznał, że dziś już nie zrobiłby takiego "Bzika..." ani takiego "Magnetyzmu serca". Ma świadomość, że TR Warszawa też się zmienia. W którą stronę zmierza? W stronę teatru politycznego? - Zawsze interesował mnie teatr reżyserski, teatr osobowości twórczych. To oni proponują tematy - tłumaczył. Zdaje sobie sprawę, że po odejściu z teatru Krzysztofa Warlikowskiego i części aktorów "coś się skończyło, coś się zaczyna".
- Ktoś napisał, że skończył się mit Rozmaitości. Czyli był MIT - to nie jest tak źle - śmiał się. I dalej sypał anegdotami. Na przykład o tym, że przed próbą generalną spektaklu w Niemczech stwierdzono u niego skręt kiszek. Lekarz zabronił mu pracować, sprawa wyglądała bardzo poważnie, a on i tak stawił się na próbie. Leżał na kozetce pod odpowiednim kątem i po prostu nic nie mówił. Aktorzy byli szczęśliwi. "Nie mówi, czyli jest wszystko dobrze." Dziennikarze niemieccy ubolewali "Biedny Polak cierpi".
Na jakim etapie jest dziś TR Warszawa? - Zaczynamy nowy rozdział, mamy dobre fundamenty - zapewnił. - To świetny moment na powrót do marzeń.
