Artykuły

Kłopot z nadmiaru

XVII Międzynarodowy Festiwal Malta w Poznaniu. Pisze Paulina Skorupska w Scenie.

Gdy nocą na Dziedzińcu Różanym poznańskiego Zamku z ciemności wyłoniły się pierwsze dźwięki spektaklu "Urlo" [na zdjęciu], byliśmy już na półmetku festiwalu. Nadludzki krzyk Bobó oderwał nas od rzeczywistości, abyśmy mogli zanurzyć się w niezwykły świat wykreowany przez Pippo Delbono i jego aktorów.

Tytułowy krzyk najważniejszego aktora Delbono otwiera i kończy przedstawienie, wyznaczając tym samym granice dwóch światów. Tego prawdziwego, który zamknął Bobo - głuchoniemego staruszka - na kilkadziesiąt lat w szpitalu psychitrycznym i teatralnego, który uczynił go królem w dziwnym miasteczku wiecznego karnawału. Bobó pojawia się na scenie w złotej koronie i królewskiej szacie. Jest królem niemajestatycznym, niepasującym do przypisanej mu roli. Potrzebuje pomocy, by zasiąść na przygotowanym dla niego tronie.

Za nim w przykurzonych oknach maleńkich kamieniczek ujrzymy twarze aktorów. Wśród korowodów postaci, jakie przejdą przez scenę, zobaczymy diwę operową w wykwintnej sukni deformującej kobiece kształty, księdza, zakonnice w geometrycznych habitach, kurtyzany... Pojawi się ukrzyżowany Chrystus, procesja i kondukt pogrzebowy. A nad całością czuwać będzie nieustannie Pippo Delbono - reżyser znany u nas przede wszystkim jako wielki entuzjasta Tadeusza Kantora, podobnie jak on, obecny na scenie przez dużą część spektaklu. Będzie pomagał aktorom w zajęciu właściwych miejsc, będzie pilnował rytmu przedstawienia, aż w końcu przytoczy dopełniające teatralną wizję fragmenty poematu Allena Ginsberga: "Widziałem największe umysły mojego pokolenia totalnie wyniszczone szaleństwem, wygłodniałe, nagie, histeryczne. (...) Widziałem największe umysły mojego pokolenia odrzucone i traktowane jak nienormalni, inni, czarni. Widziałem tych, którzy zamknięci w białych pokojach padali na ziemię płacząc nieustannie". Te słowa wypowiadane są w chwili, gdy po scenie rozbiega się tłum rozbawionych plażowiczów. Takich momentów jest w spektaklu więcej, bowiem przedstawienie Compagnia Pippo Delbono opiera się na antynomiach, prowokuje mieszając sfery sacrum i profanum, konfrontując subtelność z brutalnością, zestawiając przerażające wizje z przeszywającym pięknem. Z ich połączenia powstaje koherentny świat, w którym wszystkie przeciwieństwa trwają w idealnej koegzystencji, a "włóczęga jest święty, tak jak święty jest anioł, święty jest Bob ó w domu wariatów, święci są wariaci, rewolty kapłani...".

"Urlo" stało się niewątpliwie najciekawszym wydarzeniem Malty. Jednak nie wszystkim jej wiernym widzom udało się zobaczyć spektakl. W tym roku bowiem publiczność stanęła przed ogromnym wyzwaniem. Czas festiwalu został skrócony w stosunku do ubiegłorocznej edycji. Spektakle prezentowane były w ciągu siedmiu dni, a program, jak co roku, zmieścił w sobie ogromną ilość artystycznych zdarzeń o szerokiej rozpiętości gatunkowej: od przedstawień granych w przestrzeniach nieteatralnych, przez spektakle kameralne i wielkie widowiska plenerowe, teatr tańca, performance, aż po teatr repertuarowy. Ponadto wśród imprez towarzyszących znalazły się pokazy filmów, koncerty oraz - organizowane przez Poznańskie Stowarzyszenie Inicjatyw Teatralnych - popołudniowe spotkania z twórcami. Tak duża ilość propozycji, poza oczywistymi zaletami, uniemożliwiła ogarnięcie całości festiwalu. Znajdujący się od zeszłego roku w programie blok zatytułowany "Taniec na Malcie" funkcjonował właściwie jako osobny przegląd, bowiem większość ważnych maltańskich wydarzeń pokrywała się z programem Starego Browaru. Tak więc sami ustalaliśmy sobie szlaki teatralnych wędrówek po Poznaniu i to, jaki festiwal zobaczyliśmy, w dużej mierze zależało od naszej intuicji i wyborów.

Głośno reklamowany przed rozpoczęciem Malty był przyjazd amerykańskiej grupy The Living Theatre. Zapowiedzi jej pojawienia się, poza oczywistą ciekawością, wzbudziły także niepokój. Konfrontacje z legendą często bowiem nie należą do najłatwiejszych, a ta nie okazała się wyjątkiem.

Spektakl "Mysteries and smaller pieces" swoją premierę miał w 1964 roku. Stanowił udaną próbę przełamywania konwencji teatralnej i burzenia barier między aktorami a widzami. Twórcy Living wykorzystali tu metodę kreacji zbiorowej i teatru wolnego. A publiczność, mimo że jeszcze wówczas nieprzyzwyczajona do tego typu widowiska, podejmowała wyzwanie i włączała się do spektaklu. Zdarzało się, że w jego ostatniej scenie uczestniczyło nawet kilkudziesięciu widzów.

Tymczasem na Malcie byliśmy świadkami, jak po czterdziestu paru latach to legendarne przedstawienie kompletnie straciło siłę oddziaływania. Oglądaliśmy etiudy, które - niegdyś nowatorskie, a dziś wykorzystywane na wszystkich warsztatach teatralnych - nie są już w stanie skupić na sobie uwagi publiczności. Aktor, stojący dwadzieścia minut nieruchomo na skraju sceny, wywołuje jedynie coraz głośniejszy szmer na widowni. Pacyfistyczne okrzyki, dawniej będące aktem odwagi, teraz brzmią jak puste slogany. Widzów, którzy wiele lat temu wchodzili w autentyczny dialog z twórcami - dziś muszą zastąpić umówione wcześniej osoby. Ponadto spektakl przedzielony został antraktem, na który nie pozwoliłby już sobie żaden teatr alternatywny. Ostatecznie nawet w kończącej przedstawienie słynnej scenie dżumy kilkunastu aktorom nie udało się zapanować nad wielką publicznością.

Wspólny język z widownią znalazł natomiast zespół Komplex Kapharnaum. Wpisał się on idealnie w formułę Malty, która od początku swojego istnienia zainteresowana była aranżowaniem przestrzeni miejskich i, co za tym idzie, odkrywaniem miasta poprzez sztukę. Przygotowane przez Francuzów, intermedialne widowisko "Play-Rec" grane jest w różnych miastach świata i budowane zawsze w odniesieniu do konkretnego miejsca i jego historii. Przestrzenią, która urzekła artystów w Poznaniu była najstarsza zajezdnia tramwajowa w mieście, znajdująca się przy ulicy Gajowej. Niebawem ma ona zostać zamknięta, by na tym miejscu mogło powstać kolejne wielkie centrum handlowe. Na widowisko złożyły się rozmowy z mieszkańcami Poznania i pracownikami zajezdni. Przede wszystkim z Panem Dionizym, głównym bohaterem poznańskiego spektaklu, który przepracował w tym miejscu ponad 40 lat, przedłużając wieloletnią tradycję rodzinną.

Spektakl powstawał na naszych oczach - wcześniej zarejestrowane wywiady wyświetlane były na ścianie jednego z budynków, a obok nich pojawiły się nagrania realizowane na żywo, które od razu poddane zostały artystycznej obróbce. W tle kolejnych opowieści artyści rozklejali ogromny plakat, na którym znalazły się motywy i symbole związane z historią zajezdni. Widowisko połączyło w sobie elementy performance'u, video art, akrobacje, a wszystkiemu towarzyszyła grana na żywo muzyka. Forma, którą posłużyli się twórcy, pozwoliła im uniknąć - tak często pojawiającego się przy okazji podobnych zdarzeń - nieznośnego patosu.

Współczesną problematykę podjął również w swoim premierowym przedstawieniu Teatr Krzyk z Maszewa. Grupa ta znana jest poznańskiej publiczności z zeszłorocznych "Debiutów", kiedy pokazała wielokrotnie nagradzane "Głosy" zainspirowane historią toruńskiego nauczyciela maltretowanego przez swoich uczniów. Przedstawienie wzbudziło sprzeczne emocje, jednak niemal nikogo nie pozostawiło obojętnym. Uderzało autentycznością i mocnymi środkami wyrazu.

Swój kolejny spektakl, prezentowany na tegorocznej Malcie w ramach "Nowych Sytuacji", młodzi twórcy zatytułowali "Szepty". To nie jest jedyne nawiązanie do poprzedniej realizacji zespołu: wydaje się, że skorzystano z tej samej recepty. Tym razem punktem zaczepienia stało się samobójstwo kilkunastoletniej uczennicy z Gdańska. Spektakl grany w niewielkiej sali, rozpoczyna się w ciemności, z której - gdy publiczność zajmie miejsca - wyłoni się para młodych aktorów. Prowadzić będą na pozór zwyczajne rozmowy na powszednie tematy, w których jednak raz po raz ujawniać się zacznie potworne przerażenie. Sceniczny świat skomponują z szeregu etiud - zobaczymy dziecięce zabawy w skoki narciarskie, grę w klasy, czy skakanie na skakance, która w pewnym momencie przestanie być tylko niewinnym rekwizytem, a stanie się narzędziem samobójstwa.

Twórcy maszewskiego zespołu postawili przed sobą ambitny cel tworzenia teatru społecznego, pokazującego świat widziany oczami młodego człowieka. Swoim zaangażowaniem i szczerością przejawiającą się w każdej wypowiadanej kwestii zaskarbili sympatię widzów i otrzymali statuetkę Offeusza przyznawaną co roku przez czytelników poznańskiej edycji "Gazety Wyborczej". Jednak ich najnowszy spektakl drażni przewidywalnością - trudno oprzeć się wrażeniu, że młodzi artyści postanowili ponownie wykorzystać wszystkie chwyty, które sprawdziły się wcześniej w "Głosach".

Niezmiennie od lat Malta jest miejscem premier poznańskich teatrów alternatywnych. W tym roku mogliśmy zobaczyć najnowszy spektakl Teatru Usta Usta - Republika kierowanego przez Wojciecha Wińskiego. Tytuł "777" jest nazwą tajemnej organizacji, która powstała w celu ratowania ludzkości w obliczu rychłego końca świata. Inspiracją do jej stworzenia stała się kumulacja magicznej cyfry 7, która nastąpiła 7 lipca 2007 roku.

Wiński, znany z niezwykłej umiejętności odkrywania i opanowywania nowych, coraz bardziej nietypowych dla teatru miejsc, tym razem stworzył spektakl na parkingu znajdującym się trzy piętra pod ziemią. Już na górze powitali nas elegancko ubrani mężczyźni, z którymi udaliśmy się do podziemnego kasyna. Tam mieliśmy się dowiedzieć, że uczestniczymy w loterii, w której stawką jest nasz dalszy los. Po wysłuchaniu instruktażu rozpoczęliśmy wędrówkę pomiędzy oświetlonymi stanowiskami, a karnety, które otrzymaliśmy na początku, zaczęły wypełniać się numerami kolejnych hazardowych stolików. Przeszliśmy przez test z wykrywaczem kłamstw, pozwoliliśmy sobie powróżyć, zagraliśmy w karty, posłuchaliśmy zwierzeń krupiera i odpowiedzieliśmy na dziesiątki pytań. Ostatnim zadaniem, jakie przed nami postawiono, było rozegranie partii szachów z jednym z pomocników Doktora F. Do dyspozycji dano nam tylko jedną figurę - białego króla. Nasza przegrana została z góry ustalona. Nie powtórzyła się więc sytuacja, jaka miała miejsce w Ambasadzie, gdzie od naszej czujności i udzielanych odpowiedzi zależało, jak zakończy się dla nas spektakl i do którego momentu będziemy w nim uczestniczyć.

Kolejną poznańską premierą był monodram Katarzyny Pawłowskiej z Teatru Porywacze Ciał zatytułowany "Oun". Już na początku aktorka, ubrana w białą dziewczęcą sukienkę, wyjaśniła, że tytuł jest skrótem pochodzącym od "obwodowego układu nerwowego". Uprzedziła też widzów, że nie spotyka się z nimi dla jakichś wzniosłych celów, dla rozstrząsania politycznych czy społecznych problemów, ale wyłącznie po to, by miło wspólnie spędzić czas. Po czym rozpoczęła monolog o przepływie energii między sceną a widownią... Zresztą cały spektakl oparty jest na ciągłym dialogu z publicznością. Składa się z kilku części oddzielonych od siebie tytułami: "świat wewnętrzny", "świat zewnętrzny", "euforia", "zwątpienie" itd.. Każdą z nich wypełnia opowieść o lękach, fobiach, niezliczonych obsesjach doprowadzonych, jak zwykle u Porywaczy, do granic absurdu (na pierwszy plan wysuwa się tu uniemożliwiający bohaterce normalne funkcjonowanie paniczny strach przed klamkami!). Do opowiedzenia swojej historii aktorka potrzebuje kilku nietypowych rekwizytów - jest wśród nich latarka, kask, łańcuch, śpiewająca lalka, usypana na podłodze góra ziemi i foliowy tunel. To kolejny autotematyczny spektakl Porywaczy bezpardonowo obnażający kulisy powstawania przedstawienia teatralnego, a przy okazji będący świetnie zaaranżowanym spotkaniem z widzami.

Wszystkie stałe punkty maltańskiego programu zostały więc zrealizowane: była wielka legenda, nowe przestrzenie, młodzi debiutanci i silna reprezentacja poznańskiej alternatywy. Jednak, aby dotrzeć do spektakli naprawdę intrygujących, trzeba było przeprowadzić ostrą selekcję i "wyłowić" je z mnóstwa zdarzeń o kolosalnej rozpiętości poziomu artystycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji