Artykuły

Demony niczyjego miasta

"Eine kleine" w reż. Pawła Kamzy w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.

Paweł Kamza napisał scenariusz i zrealizował w Teatrze Współczesnym spektakl według powieści Artura Daniela Liskowackiego "Eine kleine". Przekładanie prozy nie przeznaczonej dla teatru na język sceny jest zazwyczaj zadaniem karkołomnym. Ale z trudnego zadania wykrojenia z powieści tak narracyjnie gęstej i zniuansowanej, gdzie na równi z opowiadaną historią liczą się nastroje, smaki i zapachy jak również sam proces wskrzeszania pamięci - Kamza wyszedł obronną ręką. A może nawet przeniósł istotę powieści Liskowackiego niejako w inny stan skupienia.

Kantorowskie "klisze pamięci" z jego słynnej "Umarłej klasy" - takie skojarzenia może uruchomić najnowsze przedstawienie Współczesnego. Sytuacje, mniejsze lub większe odpryski wydarzeń tuż powojennego Szczecina i ludzie - na przecięciu przeszłości i przyszłości, w dusznej poczekalni teraźniejszości, czyli niemieccy rozbitkowie w przedziwnym mieście, które już prawie nie jest niemieckie, ale najbardziej jest - niczyje. Gdzie zaczynają hulać demony historii...

Na początek wychodzą rozbawieni, jakby wyrzuceni z czasu spokojnej, barwnej i rozedrganej młodości. Ale patrzymy na nich od razu z podejrzliwością. Te ubrania, fryzury, wypowiadane frazy - urastają do atrybutów konfrontacji dwu światów, stają się dowodami w sprawie... Potem coraz bardziej następuje niezwykle precyzyjnie budowany przez Pawła Kamzę demontaż świata szczecińskich Niemców, których historia i polityka coraz mocniej wysadza z ich dotychczasowej "małej ojczyzny" i przenosi w jeszcze nieokreśloną i złowrogą przestrzeń. Tęsknota za czasem minionym, za najdrobniejszymi oznakami dawnej stabilizacji miesza się z narastającym kryzysem tożsamości i lękiem o to, co będzie dalej... To wymiar przedstawienia bardzo uniwersalny: taki stan towarzyszy przecież niemal każdej, zwłaszcza przymusowej, emigracji. Wysiedleniu, wykorzenieniu, oderwaniu. Jest wpisany w kondycję rozbitka czy wręcz galernika historii: Niemca wysiedlonego po wojnie z Wrocławia czy Szczecina, Polaka ze Lwowa czy z Wilna, polskiego Żyda, a w jeszcze większym stopniu Polaka żydowskiego pochodzenia z Polski w'68 roku...

W czasie scenicznym zdjęcia przez cały czas robi jedna z bohaterek - Trudi, grana przez Beatę Zygarlicką. Ale natychmiast widz rozpoznaje w tym metaforę chwytania, unieruchamiania ulotnej chwili, nastroju, zatrzymania w pamięci spraw z pozoru błahych, a które potem, umieszczone w szerokim kontekście historii, tłumaczą więcej i głębiej niż obiektywne badanie politycznych i dziejowych procesów. W tym fotograficznym unieruchamianiu chwili jest też jakaś rozpaczliwa próba oswojenia świata, zapanowania nad chaosem, który - znowu - niby jest oczywistością i koniecznością, ale dla rozbitka i emigranta bywa nie do zniesienia.

Bardzo mocną stroną przedstawienia jest świetnie zestrojony i wyrównany zespół aktorski, z którego właściwie nie sposób kogokolwiek wyróżnić. Aktorzy zagrali mały, ale jakże znaczący fragment pokolenia, które odeszło wraz z rozbrzmiewającym w spektaklu głosem Zarah Leander...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji