Artykuły

Szampan bez bąbelków

W sumie wyszło przedstawienie w sam raz na karnawał - można obejrzeć, ale jest jak szampan bez bąbelków i nie uderza do głowy - o "Igraszkach z diabłem" w reżyserii Gabriela Gietzky'ego w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.

Częstochowski teatr ostatnimi czasy nie ma szczęścia do scenografów. W ubiegłym sezonie koszmarna scenografia Bożeny Pędziwiatr do "Tajemniczego ogrodu" (reż. Cezary Domagała), w tym - nieprzemyślane dekoracje Dominiki Skazy i kompletny chaos wśród doboru kostiumów Diany Marszałek. A przecież w takiej bombie repertuarowej, jaką są "Igraszki z diabłem" Jana Drdy, scenografia i kostiumy są sprawą kluczową. No, chyba że się ma takich aktorów, jakich miał Tadeusz Lis w 1979 roku, w kultowych telewizyjnych "Igraszkach...". W częstochowskich igraszkach AD 2007, pomyślanych jako przedstawienie sylwestrowo-karnawałowe, aktorzy też grają dobrze, ale ich dobrą grę tłumi kolejna jarmarczna scenografia i żenująco dobrane kostiumy.

Koncepcja reżysera (Gabriel Gietzky) jest banalna - uwspółcześnienie "Igraszek". Kolejne uwspółcześnienie sztuki, która już weszła do klasyki granej na polskich scenach (pierwszy raz wyreżyserowane przez samego Leona Schillera w 1948 roku). I jest to na dodatek uwspółcześnienie niepełne. Co prawda Lucjusz (grany przez Sebastiana Banaszczyka - bezsprzecznie najlepsza rola spektaklu) szuka leśnej kaplicy kierując się danymi z GPS-a, w Czarcim Młynie wiszą jakieś monitory i klawiatury komputerowe wśród podświetlanych sznurów (nie wiadomo, po jakiego czorta tam wiszą), ale piekło już jest tradycyjnie w czerwieni, a pustelnia stoi w normalnym lesie (reprezentowanym przez dwa mizerne drzewka).

Wśród kostiumów też podział na te współczesne (moro Marcina Kabata, garnitur diabła Lucjusza, podświetlane skrzydełka anioła Teofila) i klasyczne, trochę groteskowe (różowa balowa sukienka

i korona Desperandy, pustelniczy chałacik Scholastyka, ognisty płaszcz Belzebuba) oraz typowo efekciarskie, w założeniu mające chyba śmieszyć, jak dmuchany kostium zawodnika sumo, w którym gubił się grający zbója Bartosz Kopeć.

A jednak to przedstawienie da się oglądać, dzięki dobrym kreacjom częstochowskich aktorów - Sabastianowi Banaszczykowi w roli Lucjusza (w tak świetnej formie jeszcze go na scenie nie widziałam), komicznemu w swej melancholii Waldemarowi Cudzikowi (Scholastyk), prześmiesznemu "sepleniącemu" Andrzejowi Iwińskiemu w roli władcy piekieł. Dobrym pomysłem reżyserskim okazało się też obsadzenie kobiet w rolach męskich - anioła Teofila zagrała cudownie naiwna w swej roli Małgorzata Marciniak, a Beliala (asystenta Belzebuba) diabelnie seksowna Agata Ochota-Hutyra. Dzięki aktorom pozostało czytelne główne przesłanie sztuki Drdy, mówiące że "dobro zawsze zwycięża, a zło zostaje ukarane". Niestety z humoru zawartego w tekście "Igraszek" zostało niewiele.

W sumie wyszło przedstawienie w sam raz na karnawał - można obejrzeć, ale jest jak szampan bez bąbelków i nie uderza do głowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji