Artykuły

Liverpool uczy Gdańsk, jak zostać Europejską Stolicą Kultury

"Emilia z Liverpoolu", reż. Ignacio Garcia, Europejskie Centrum Operowe w Liverpoolu i Opera Bałtycka w Gdańsku. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Brytyjczycy zdobyli ten przywilej na obecny rok, Gdańsk zaczyna się starać, by być Europejską Stolicą Kultury w 2016 r. Ale już zbiera pomysły. Liverpool pokazuje zaś, że ów tytuł zobowiązuje nie tylko do organizowania atrakcyjnych imprez u siebie. Daje też szansę, by zareklamować się na całym kontynencie.

Kultura zresztą coraz bardziej przypomina gospodarkę. W obu dziedzinach atrakcyjne wyroby powstają w międzynarodowych zespołach. Opera szczególnie nadaje się do takiej kooperacji, bo jest zrozumiała dla każdego, kto chce się nią zainteresować. A "Emilia z Liverpoolu" Gaetano Donizettiego staje się symbolem naszych czasów, jej bohaterem jest bowiem Włoch wychowany w Hiszpanii, który przybywa do Anglii, by tam się ożenić.

Liverpool odkurzył to niewystawiane XIX-wieczne dzieło i jako Europejska Stolica Kultury zaangażował artystów z wielu krajów. Z Gdańska, gdzie także odbywały się przesłuchania chętnych, przyjęto sporą grupę muzyków. Po brytyjskiej premierze przedstawienie ruszyło w podróż po Europie, zaczynając ją właśnie od Polski.

Czy warto było przypomnieć ten utwór? Donizetti napisał ponad 70 oper, więc nie raz powtarzał swe pomysły. W "Emilii" znanych wątków mamy w nadmiarze. Oto wskutek burzy przy grobowcu matki tytułowej bohaterki spotykają się: uwiedziona kochanka, porzucony przez nią ukochany, jej dawny narzeczony, jego obecna oblubienica, a także zaginiony przed laty ojciec. Po dwóch godzinach, gdy wszyscy już się rozpoznali i wybaczyli sobie przewinienia, banalną intrygę może zwieńczyć happy end.

Na szczęście to wszystko Donizetti ozdobił muzyką. I choć nie wyszedł poza schemat, jego arii, duetów, a zwłaszcza mistrzowskich scen zbiorowych słucha się z przyjemnością. Tu na dodatek świetnie przeplata melodie tragiczne z żartobliwymi, gdyż "Emilia z Liverpoolu" należy do dawnego gatunku oper semi-seria, łączącej wątki poważne z komediowymi.

Tego pomieszania konwencji nie umiał wykorzystać hiszpański reżyser Ignacio Garcia. Jego przedstawienie jest nazbyt serio, a przede wszystkim dostosowane do podróży. Jedyny element scenografii - grobowiec matki - też został zaprojektowany tak, by dało się go łatwo zapakować i przewieźć.

Znacznie ciekawsza jest strona muzyczna, o którą zadbał włoski dyrygent Giovanni Pacor. Spośród solistów najefektowniej zaprezentował się baryton z Andory Marc Canturri. Bułgarka Wesselina Wassilewa z lekkością pokonywała liczne koloratury Emilii, ale nie dysponuje głosem o szczególnie ładnej barwie.

Dla nas możliwość posłuchania wszystkich siedmiorga śpiewaków była i tak przyjemnością na tle tego, co mamy na co dzień w naszych teatrach. Żaden z polskich solistów, którzy stanęli do przesłuchań, nie zdołał znaleźć się w obsadzie liverpoolskiego spektaklu,

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji