Artykuły

Józef Polok, śląski aktor i artysta estradowy, nie żyje

Aktorstwa zdążył posmakować w serialu "Święta wojna", od kilkunastu lat nadawanym w telewizyjnej Dwójce. Wcielił się tam w postać Ernesta, szwagra Bercika, którego gra Krzysztof Hanke. Obaj panowie bardzo często spotykali się nie tylko na planie serialu, ale i na śląskiej scenie. Wielokrotnie obok Kapeli ze Śląska Józka Poloka występował również Kabaret Rak, w którym gra serialowy Bercik - wspomnienie o zmarłym przedwczoraj JÓZEFIE POLOKU.

Widzowie popularnego serialu telewizyjnego "Święta wojna" poznali go jako Ernesta - szwagra głównego bohatera, Bercika. Telewizyjne szlaki przetarły mu również regionalne programy rozrywkowe, m.in. "Śląska Laba", czy "Śląski Koncert Życzeń", gdzie pojawiał się jako prezenter i artysta estradowy.

To dzięki temu ostatniemu programowi udało mu się spełnić największe marzenie - stworzyć własną grupę muzyczną, Kapelę ze Śląska Józka Poloka. Zespół, który w szybkim tempie zdobył ogromną popularność wśród miłośników twórczości śląskiej. Od pewnego czasu trwały przygotowania do kolejnej płyty Kapeli. Część materiału udało się zrealizować. Niestety Józek Polok już tej pracy nie dokończy. Artysta zmarł w poniedziałek [28 stycznia] rano w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju.

Był założycielem i liderem Kapeli ze Śląska Józka Poloka Świetnie odnajdywał się w roli konferansjera, tu z Krystyną Loską prowadzi Śląską Galę Biesiadną w katowickim Spodku

O tym, że od kilku miesięcy zmaga się z podstępną chorobą nowotworową wiedzieli nieliczni, czuwająca stale rodzina, jego najbliżsi przyjaciele i znajomi. Ale wszyscy wierzyli, że jego organizm jest na tyle silny, że się podniesie. Przecież w listopadzie tego roku miał skończyć dopiero 50 lat.

- Nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że tak się stanie. Wprawdzie w ostatnich tygodniach Józek nie czuł się najlepiej, ale zawsze była nadzieja - mówi poruszony Mirek Szołtysek, jedna z największych gwiazd śląskiej estrady.

Bo to właśnie Szołtysek i Józek Polok byli dawna byli zaliczani do absolutnego topu śląskiej piosenki. Na ich występy tłumnie ściągała nawet kilkutysięczna publiczność. - Często spotykaliśmy się również przy okazji nagrań różnych programów telewizyjnych. W ich przerwach siadaliśmy po prostu w kawiarenkach i rozmawialiśmy. O życiu. Bardzo się cieszył, że żyje spokojnie, ma piękną żonę i rodzinę - wspomina swojego przyjaciela z estrady Mirek Szołtysek.

A niewiele brakowało, by Józek został aktorem. Ten urodziny w Żorach artysta jest bowiem absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Studia skończył w 1982 roku, w okresie stanu wojennego, co "zwichnęło mu karierę" - jak sam stwierdził w wywiadzie udzielonym naszej gazecie w ubiegłym roku. - Bo teraz na pewno byłbym bardzo znanym artystą w Hollywood, ale niestety nie mieliśmy wtedy połączeń lotniczych w tamtą stronę. I musiałem zostać w Rybniku - mówił.

Aktorstwa zdążył posmakować w serialu "Święta wojna", od kilkunastu lat nadawanym w telewizyjnej Dwójce. Wcielił się tam w postać Ernesta - szwagra Bercika, którego gra Krzysztof Hanke. Obaj panowie bardzo często spotykali się nie tylko na planie serialu, ale i na śląskiej scenie. Wielokrotnie obok Kapeli ze Śląska Józka Poloka występował również Kabaret Rak, w którym gra serialowy Bercik. Smutna wiadomość dotarła do Krzysztofa Hanke na planie kolejnego odcinka "Świętej wojny". - Cała nasza ekipa jest załamana i bardzo przeżywamy jego śmierć - powiedział nam łamiącym się głosem aktor. - Znamy się od tylu lat, zaprzyjaźniliśmy się, sporo czasu spędzaliśmy także prywatnie. Wyjeżdżaliśmy na przykład wspólnie na narty. To był wspaniały człowiek - dodał.

Zaraz po studiach Józef Polok został zatrudniony w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, który wówczas nie posiadał jeszcze własnej sceny, a jego działalność polegała głównie na nagrywaniu programów telewizyjnych, głównie muzycznych. Rok później wystąpił na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Dzięki temu debiutowi trafił do Kapeli Czerniakowskiej Staśka Wielanka, prezentującej folklor stricte warszawski! Przez blisko pięć lat zjechał z nią pół świata i całą Europę, zagrał prawie 3 tysiące koncertów.

- Kończyłem szkołę teatralną z przeświadczeniem, że nigdy nie będę grał Hamleta. Aktorstwo nie było moją największą pasją. Nie miałem innego wyjścia, zresztą do dzisiaj nie ma w Polsce prawdziwej szkoły estradowej. A ja zawsze chciałem śpiewać. Dlatego przygody w Opolu, w Teatrze Rozrywki czy w Kapeli Czerniakowskiej nie były smutną koniecznością, a właściwym wyborem - podkreślił w wywiadzie dla "Dziennika Zachodniego".

Zanim założył swój zespół, w jego życiorysie pojawił się "etap telewizyjny". Okazało się, że Józek był prawdziwym diamentem, urodzonym prezenterem, którego kamera wprost kochała .

- Poznałem go jako aktora, ale szybko wyczułem, że ma predyspozycje do błyskawicznego nawiązywania kontaktów. Śmiało można powiedzieć, że był takim "zwierzęciem telewizyjnym" - mówi Waldemar Patlewicz, reżyser programów rozrywkowych Telewizji Katowice. W połowie lat 90. rozpoczął nowy cykl zatytułowany "Śląska Laba". Do współpracy zaprosił Józka Poloka, któremu powierzył rolę prezentera. - Józek doskonale sprawdził się w swojej roli. Był naturalny, co spodobało się widzom - dodaje Patlewicz.

Szczerość i naturalność okazały się również największą siłą Kapeli Ze Śląska Józka Poloka. - Był profesjonalistą w każdym calu i zarazem bardzo otwartą i pogodną osobą, z którą można było podyskutować na każdy, nawet sporny, temat - opowiada Bogdan Tyc, szef firmy Box Music, wydawcy m.in. płyt Kapeli ze Śląska Józka Poloka. - Wiedział czego chciał i potrafił znaleźć odpowiednie argumenty, by przekonać do swojego pomysłu - podkreśla Tyc.

Polok najbardziej jednak marzył, by zarazić wszystkich miłością do śląskiej twórczości. Kiedy spotkaliśmy się w maju ubiegłego roku w Spodku na "Śląskiej Gali Biesiadnej" (na której nie dość, że śpiewał, to jeszcze z wdziękiem wcielił się w rolę konferansjera), był uradowany widokiem kilkutysięcznej publiczności.

- Ta scena muzyczna to jest fenomen przez duże "F". Stało się coś takiego, o czym parę lat temu nawet nie marzyłem, bo myślałem, że będzie to niszowe i festynowe granie, które nie przeskoczy pewnej bariery artystycznej, kulturowej. Może czasem zdarzył by się występ w telewizji czy w radiu... A tu się robi ogromne show, w którym występuje kilkudziesięciu wykonawców, lubianych, popularnych. I ludzie kupują na to bilety - mówił z dumą.

Dla wielu osób, w tym dla kolegów z branży, fenomenem tej sceny był sam Józek Polok . - Bardzo dobrze rozumiał śląskość i pięknie ją tworzył. Wiele mnie nauczył. Pamiętam jak mówił: "To nie ja jestem ważny, ale publiczność, która na mnie patrzy". Cieszył się, że media coraz bardziej zaczęły zauważać tę muzykę. Każdy tego przebłysk był dla niego bardzo istotny. Może to wielkie słowa, ale właśnie straciliśmy kolejnego przyjaciela kultury śląskiej. Bo Józek teraz miał pożyć, nagrać nową płytę... - dodaje Mirek Szołtysek.

O płycie mówi też Paweł Polok, syn artysty, który występuje w Kapeli Ze Śląska Józka Poloka. - Wolą ojca było, żebyśmy dalej grali i kontynuowali jego dzieło. Dlatego ta płyta na pewno się ukaże. Część materiału udało nam się zrealizować jeszcze wspólnie - mówi Paweł. Zawsze dobrze się rozumiał z ojcem. Zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i czysto rodzinnej. - Rzadko kiedy zdarza się, żeby ojciec z synem tak dobrze się rozumieli. Trafiliśmy na siebie idealnie. Odnalazłem w sobie sporo cech po ojcu, a jedną z nich z pewnością jest umiejętność opowiadania dowcipów i kwitowania sytuacji - dodaje.

Jaka była najważniejsza cecha Józka Poloka? - Tata od początku miał taką iskrę, która wszystkich ujmowała - podkreśla Paweł. Pozostaje żal, że wczoraj ta iskra zgasła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji