Artykuły

Życie żreć

Tego "Baala" można brać za antidotum na poczciwość odchodzącego już chyba do lamusa teatru młodych brutalistów. Poczciwość? A jak najbardziej. Włóczył się po marginesach, pokazywał znęcanie się ludzi nad sobą, łamał obyczajowe tabu, złaził jakoby na dno człowieczego zezwierzęcenia... Ale gdy już wyepatował do cna przemocą, okrucieństwem, rują i poróbstwem, sprzedawał na koniec coś poczciwego, sentymentalnego i moralnego. Że miłość ponad wszystko. Że do skrzywdzonych i poniżonych należeć będzie królestwo niebieskie. Że w brutalnym świecie wszyscy jesteśmy tacy, psiakrew, biedni, zagubieni i godni współczucia. Bywało to mocne i w najlepszych przejawach poruszające, ale kaznodziejski sos mógł przyprawić o niestrawność. Wtedy czasem odreagowywano groteską, autodrwiną, deziluzyjnym kabaretem.

"Baal" idzie w inną stronę. Z manifestu anarchicznej witalności młodego Brechta nie da się wyprowadzić żadnej moralnej lekcji. Bohater prze przez życie jak czołg, egotyczny do granic i bezwzględny. Wyzywa i obraża, lży, żre, beka, rżnie seryjnie damy, kradnie, kocha, rozmyśla, odrzuca wszystko, co go krępuje, a w końcu umiera. Mógłby być chodzącym wyzwaniem dla porządnickiego światka dobrych manier i poprawnych poglądów. Ale nie jest, bo Marek Fiedor odebrał mu integralność: rozpisał rolę na sześciu aktorów.

Czemu tak? Wolno podejrzewać, że właśnie dla uniknięcia narzucającego się przeciwstawienia grożącego łatwym morałem. Sprośny Baal nie jest tu antytezą poczciwego świata. Jest jego ukrywaną cząstką, "baalicznym odczuciem" przedstawianym w serii scen na podeście otoczonym z trzech stron trybunami dla widzów i oddzielonym od nich barierką niby wybieg w zoo. Za tą barierką wyzwala się coś, na co bez pasa bezpieczeństwa nie możemy sobie pozwalać właściwie nigdy: życie do absolutnego zachłyśnięcia, nieskrępowana wolność słów i czynów bez hamulców i bezpieczników. I niesłychane, intensywne piękno: anarchicznej poezji (cóż, że nie największego kalibru), stołu zastawionego szaleńczo kolorowym (!) żarciem, nagiego kobiecego ciała migoczącego spod kołdry, tanecznej ekstazy, krzyku ptaków i trzepotu ich skrzydeł imitowanego przez aktorki. A także piękno pożegnalnej tyrady z mocą mówionej przez Andrzeja Jakubczyka, kiedy intensywność gry plus zimne światło sprawiają, że chłód leśnej nocy pod gwiaździstym niebem emanuje niemal fizycznie na widownię.

Bardzo dorosły teatr. Powściągliwy, bez tanich błyskotek, nieredukowalny do gazetowych haseł. Tropiący te myśli, pragnienia i tęsknoty, które powszednia poprawność każe tłumić, a bez których odczuwanie świata jest uboższe - choć może niekoniecznie moralnie poczciwe.

BAAL" BERTOLTA BRECHTA, PRZEKŁAD ROMAN SZYDŁOWSKI, REŻYSERIA MAREK FIEDOR, SCENOGRAFIA JAN KOZIKOWSKI, MUZYKA TOMASZ HYNEK, ŚWIATŁO WOJCIECH PUŚ, TEATR IM. KOCHANOWSKIEGO W OPOLU

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji