Artykuły

Strach przed naruszeniem układu

- Ze śmiercią jesteśmy zawsze konfrontowani, bez względu na wiek. Zastanawiamy się przecież nad tym, co będzie z naszymi rodzicami, gdy się zestarzeją, a co z nami. W Niemczech "pomoc w umieraniu" jest tematem publicznej debaty- mówi Dorothee Brix, niemiecka dramatopisarka, której dramat "W domu" wystawił Teatr im. Jaracza w Olsztynie.

Na scenie kameralnej olsztyńskiego Teatru im. Stefana Jaracza można oglądać sztukę "W domu" Dorothee Brix, niemieckiej dramatopisarki młodego pokolenia. To pierwsza inscenizacja tego dramatu w Polsce.

Brix, absolwentka kursów dramatopisania, obecnie matka dwójki małych dzieci, jest dopiero na początku twórczej drogi. Ale jej sztuka została wystawiona w wiedeńskim Burgtheater, najważniejszej świątyni niemieckojęzycznego teatru i była pokazywana na tamtejszej scenie, jak mówi Brix, przez kilka miesięcy.

O czym jest "W domu"? To historia czteroosobowej rodziny, mieszkającej w małym miasteczku. Po latach nieobecności powraca Zelda. Wzywa ją ojciec, przykuty do wózka przez kolejny wylew. Chce, by córka pomogła mu umrzeć, bo nie chce tego zrobić ani jej matka, ani siostra Norma, która zaszła w ciążę z byłym chłopakiem Zeldy. Domownicy rozmawiają ze sobą niewiele. Widzowie dowiadują się o ich rozterkach więcej z wewnętrznych monologów niż z dialogów. W krótkim i oszczędnym, także fabularnie, dramacie Brix jest podskórne napięcie i obraz świata ludzi beznadziejnie samotnych i od siebie oddalonych, z którego chętnie uciekłby każdy, nie tylko powalony chorobą ojciec.

Model: dwa plus jeden

- A co w ogóle słychać w niemieckim domu - zapytałam Dorothee Brix. W Polsce, jak wynika z najnowszych badań, znikł konflikt pokoleń. Rodzice i dzieci nie spierają się już o wartości, sposób ubierania i długość włosów. Pojawiło się między nimi coś nowego: luka pokoleniowa i obcość. Rodzice przestali być autorytetami, bo ich kompetencje, ukształtowane w poprzedniej epoce, stały się nieprzydatne.

- Podobnie jest w Niemczech - mówi Brix. - Rodzina wielopokoleniowa w ogóle już nie istnieje. Zastąpiła ją rodzina składająca się z rodziców i jednego dziecka. Od dziadków wnuki są odcięte, zazwyczaj nie tylko przestrzennie, ale i emocjonalnie. Dziecko, kończąc 18 lat odchodzi z domu, zostawiając rodziców. Podobnie, jak w całej Europie pojawiła się tendencja do życia w pojedynkę. Jest mnóstwo singli.

Bez tła politycznego

- Konflikty w rodzinach są zawsze, z tym że teraz nie mają już tła politycznego tła - twierdzi Brix. - Apolityczność jest zarzutem stawianym przez krytyków także młodemu niemieckiemu teatrowi. Uważają, że ograniczamy się do wewnętrznych, rodzinnych konfliktów, losów pojedynczych ludzi, że interesujemy się tylko sobą.

"W domu" jest tego dobrym przykładem. Nie wiemy, kim są bohaterowie sztuki, jakie jest ich wykształcenie i zainteresowania, jak zarabiają na utrzymanie, nie wiemy, z jakiej warstwy społecznej pochodzą i jakie mają poglądy. Jednak nie jest to wyłącznie "portret rodzinny we wnętrzu". W internecie znalazłam określenie "W domu" jako "Euthanasiestueck" czyli sztuka o eutanazji. Reżyserka Monika Powalisz zastrzegała się jeszcze przed premierą, że tak nie jest Specjalnie mnie to nie zdziwiło, jako że w Polsce poruszanie tematu eutanazji, zagadnienia skądinąd niezwykle skomplikowanego i budzącego wiele zastrzeżeń natury prawnej, moralnej i religijnej, nie należy do dobrego tonu. Jednak również Brix odżegnuje się takiego etykietowania jej sztuki. - Dla mnie motywem wyjściowym do napisania "W domu" była relacja między ojcem a córką. Ale rozumiem, że w dzisiejszym teatrze publiczność interesuje motyw eutanazji.

Ludzie są przeciwni legalizacji

We współczesnej niemczyźnie słowa "eutanazja" używa się niechętnie. Zastępuje je, jak wyjaśnia tłumaczka Monika Muskała, wyrażenie "Sterbehilfe", czyli pomoc w umieraniu. - Eutanazja mnie, jako Niemce, strasznie się kojarzy - dodaje Dorothee. Przypomnijmy, że w hitlerowskich Niemczech w latach 1939-1945 w wyniku tzw: Programu T4, zamordowano od 200 do 250 tysięcy osób niepełnosprawnych fizycznie lub z upośledzeniem umysłowym, jako ludzi "zbędnych" i obciążających swym utrzymaniem "zdrowe'' społeczeństwo. W dzisiejszych czasach eutanazję, czyli "dobrą śmierć" rozumie się jako możliwość skrócenia życia osoby nieuleczalnie chorej na jej wyraźną prośbę. Dlaczego Brix, osoba młoda i zdrowa, zajęła się więc takim tematem?

- Myślę, że ze śmiercią jesteśmy zawsze konfrontowani, bez względu na wiek - mówi Dorothee. - Zastanawiamy się przecież nad tym, co będzie z naszymi rodzicami, gdy się zestarzeją, a co z nami. W Niemczech "pomoc w umieraniu" jest tematem publicznej debaty. W większości jednak ludzie są przeciwni legalizacji takiej pomocy. Wiem, że zapyta mnie pani, co ja o tym sądzę. To jest bardzo trudna do rozstrzygnięcia i zawsze indywidualna kwestia. Wydaje mi się jednak, że gdybym była nieuleczalnie chora i musiała znosić potworne

cierpienia, wtedy chciałabym - chyba - żeby ktoś te męczarnie pozwolił mi skrócić.

Strach przed naruszeniem układu

W sztuce Brix sparaliżowany ojciec chce umrzeć i domaga się od bliskich pomocy. Oni jednak, jeżeli mają przeciwko temu opory, to nie ze względów moralnych, czy uczuciowych, ale ze strachu przed naruszeniem dotychczasowego układu. Jego żona, przyzwyczajona do opiekowania się najpierw dziećmi, później chorym, boi się nagłej pustki, samotności i swej nieużyteczności. Norma zdaje sobie sprawę, że gdy ojciec umrze, wtedy matka "wprowadzi się" na stałe do jej własnego życia. Tylko Zelda, która z domu wyjechała przed laty i nie zamierza w nim pozostać, rozmawia z ojcem o pomocy w umieraniu. Ale w tej oszczędnej i surowej sztuce najbardziej przeraża nie śmierć, ale życie. Jej bohaterowie, mimo więzów krwi, są sobie obcy. I można się. spodziewać, że tak jak samotnie żyją, będą samotnie umierać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji